czwartek, 17 października 2013

Kraj ze słońcem w tle

Inspirowane wspomnieniami z 11 lipca 2013 r.
Cykl „Powrócić do Rio”, odcinek trzeci.

Kiedy wybrano kardynała Bergoglio na następnego papieża, internetowy świat oszalał. Jeden z rysunków udostępnianych na facebooku nawiązywał do konklawe. Przedstawiał kardynałów w Kaplicy Sykstyńskiej czekających na wybór następcy św. Piotra. Przewodniczy konklawe czytał imiona zapisane na kartkach. W pewnej chwili wszyscy spojrzeli na kardynała. Jego twarz przybrała kolor mocno czerwony. Z wyrzutem zwrócił się do zgromadzenia: „Kto to napisał?”. Na kartce znajdywało się nazwisko kandydata - „Messi”. Karykatura jest świetnym wstępem do pytania - z czym nam kojarzy się Argentyna?. Warto poznać rodzinne strony Franciszka. Szczególnie, że Duch Święty zwrócił się właśnie w stronę Ameryki Południowej, wskazując tym samym przyszłość Kościoła.

Argentyna Polakom najczęściej kojarzy się z piłką, tangiem, i „Zbuntowanym Aniołem” - serialem mającym u nas w kraju ogromną rzeszę fanów. Perypetie dziewczyny o czerwonych włosach zdarzyło mi się oglądać. Tango może też raz zatańczyłem. Jednak dla Argentyńczyka dobrem narodowym jest futbol. Nie można się zatem dziwić, że Batistuta, Maradona i Messi to nazwiska, których nie trzeba przedstawiać. Dwa tytuły Mistrza Świata, najczęściej zdobyty puchar Copa América (nasze Mistrzostwo Europy) i piłkarze grający w najlepszych klubach. Jednak drużyna narodowa przeszła do historii z powodu finezyjnych zagrań. A może dzięki najbardziej wymyślnemu, czyli „ręki Boga” Maradony. Dla mnie jednak na zawsze zapamiętam widok na żywo chłopca „o złotych butach”. Niepowtarzalny gracz niebiesko-białych koszul - Lionel Messi. Ale o tym podczas świadectwa ze Światowych Dni Młodzieży w Madrycie.

Zatem 11 lipca w środku nocy wyruszyliśmy do Argentyny. Jednak Brazylia nie chciała nas zbyt szybko pożegnać. Spędziliśmy dwie godziny na przejściu granicznym. Strażnicy nie mogli zrozumieć, że dziewczyna naprawdę może być dziewczyną. Nawet jeżeli w papierach mają co innego. Pierwsze wrażenia z granicą to administracja, stanie w kolejkach i praca straży jak podczas strajku. Jednak to jeszcze nic. W centrum naszego noclegowego miasta - Foz de Iguacu nasłuchaliśmy się o jeszcze ciekawszych przypadkach. Mianowicie leży ono prawie na granicy Brazylii, Argentyny i Paragwaju. Mieszkańcy opowiadali o przemycie przez największą rzekę Argentyny - Parane. Okazuje się, że biznes RTV kręci się tam znakomicie. Fachowcy potrafią przemycić nad rzeką wszystko. Niestety nieudana próba przepłynięcia z telewizorami może zakończyć się kulą. Straż graniczna Brazylii potrafi używać nad rzeką broni bez ostrzeżenia. Jednak przemyt cały czas wzrasta. Zatem dalekie nocne spacery w Iguacu to nie jest najlepszy pomysł.

Po niekończącym się granicznym postoju ruszyliśmy dalej. Z autokaru podziwialiśmy wschód słońca. Pomarańczowa poświata wyłaniała się na horyzoncie. Świeże promienie odbijały się w rosie. Stało się jasne dlaczego na fladze Argentyny jest umieszczone słońce. Zachwycający był ciągły poranny widok dżungli, niekończących się hektarów lasu. Wymieniać można bez końca - bananowce, papaje, eukaliptusy, pomarańcze, limonki, cytryny. Dzięki nim przemysł drzewny stanowi napęd gospodarki argentyńskiej. Jechaliśmy po czerwonych od gliny drogach. Mijając gdzieniegdzie ciemnoskórych tubylców, czekających przy prowizorycznych stoiskach z tropikalnymi owocami. Dostrzec można było ich beztroski uśmiech, urozmaicony czasem podniesieniem otwartej dłoni. Niestety życzliwość nie wynika tutaj z warunków do życia. Przydrożni handlarze, jak większość społeczeństwa, po prostu klepią południowoamerykańską biedę.

Pokonując kolejne większe miejscowości - Capovi, Jardin America, dotarliśmy do celu. San Ignacio Mini uważa się za kolebkę chrześcijaństwa w Ameryce Południowej. Odbywała się tutaj jedna z ważniejszych misji jezuickich krzewiących wiarę pośród miejscowych Indian. W pierwszej połowie XVIII wieku w wiecznie zielonych lasach chrześcijanie zaczęli głosić Jezusa. Właściwie na początku tylko są. Obserwują, przystosowują się, tolerują zwyczaje pierwotnych plemion, takich jak Guarani. Później pomagają tubylcom. Dbają o ich życie społeczne, bezpieczeństwo. Przywożą ze sobą europejską technologię. Zaś przede wszystkim głoszą Chrystusa. Aby wczuć się w taką pierwotną ewangelizację, a może bardziej w późniejszą walkę o wpływy, warto obejrzeć film „Misja” z dużo młodszym Robertem De Niro. Z ośrodków chrystianizacji niewiele zostało z powodu walki o niewolników. Tania siła robocza z Ameryki Południowej posiadała małe możliwości obrony. Dalej mieliśmy walkę o ziemię i surowce, otrzymując wszechpanujące zniszczenia. Jedyną pociechą może być filmowe nawrócenie jednego z bohaterów. Trudny ciąg wydarzeń spowodował, że dzisiaj w Argentynie katolicyzm jest religią ponad 80% społeczeństwa.

Filmowe misje przedstawiane są, jakoby były zakładane nad wodospadami Iguazu. W rzeczywistości do bajecznych kaskad jezuici nigdy nie doszli. Misje powstawały na łagodniejszych terenach, w okolicy San Ignacio Mini. Największą z nich zamieszkiwało w tym samym czasie do 4,5 tysiąca Indian. Tworząc przy tym swoiste małe państewka tak zwane reducciones. Niestety wszystkie zostały zniszczone przez konkwistadorów. Dzisiaj możemy, co najwyżej popatrzeć na ruiny kościołów, domów, szkół. Obronny mur porósł mchem, latorośle rozsadziły ściany, schody uległy całkowitemu zniszczeniu. Historia zapomina o tym miejscu, ustępując zarastającej je puszczy. Jednak jest światełko w tunelu. Przewodnik opowiadał o wieczornym koncercie. Pracownicy puszczają podczas niego odgłosy indiańskich Guarani. Włączają dyskretnie ustawione światła. W tle koncert grają świerszcze. Doskonałe miejsce, by zatrzymać się chociaż na chwilę. Przenieść się o 400 lat wcześniej. Dotknąć ruin kościoła. Na koniec zdać sobie sprawę, że gdyby misjonarze, może do dzisiaj mielibyśmy tutaj nie słyszących o Jezusie Indian. Doskonały powód, aby iść za ciągle obecnym przesłaniem Światowych Dni Młodzieży - o byciu misjonarzem.

PS W następnym odcinku o ostronosie białonosym, prawdziwej dżungli i wodospadach Iguazu. Oglądałeś(-łaś) film „Misja”? Podziel się wrażeniami. Czy zastanawiałeś(-łaś) się na temat początków chrystianizacji? Jak to mogło wyglądać? Z czym tobie kojarzy się Argentyna?
Z powodów osobistych cykl miał tygodniową przerwę. Wracam jednak do pełni sił. W ramach rekompensaty wybrałem zdjęcia na fotoreportaż z San Ignacio Mini. Przypominam, że od dzisiaj odcinki będą ukazywały się codziennie.

Fotoreportaż z San Ignacio Mini