poniedziałek, 4 stycznia 2016

Jak nie schrzanić noworocznych postanowień?

Eric Cantona, francuska legenda Manchesteru United, słynął z temperamentu. Zdarzyło mu się kiedyś pobić obrażającego go kibica. Zaraz po tym zajściu zwołano konferencję prasową, na której piłkarz ze stoickim spokojem odpowiedział na zarzuty dziennikarzy: „Kiedy mewy lecą za kutrem, pewnie myślą, że sardynki zostaną wrzucone z powrotem do morza”. Nie tylko mewy bywają naiwne.

uzupełnienie tekstu z 02.01.2014


W Hiszpanii wraz z uderzeniami zegara zjada się po jednym winogronie. Kiedyś witając go w Danii, zeskakiwano o północy z krzesła. Do dzisiaj w Chinach zaczyna się go dwukrotnie. W Stanach słychać wtedy klaksony taksówek. Stary rok żegna się prawie wszędzie kieliszkiem szampana. Nowy rok wita się prawie wszędzie dziesiątkami fajerwerków. Jeszcze do tego w Kościele katolickim obchodzimy wspomnienie św. Sylwestra. Wielki szacunek dla tych, którzy wracając z całonocnej imprezy, wstępują dodatkowo do Kościoła na Mszę o 7. Ponoć widok takich delikwentów jest przedni. Jednak jak nie przespać całego nowego roku, tak samo jak pierwszego styczniowego popołudnia?

Najczęściej na początku roku robimy sobie noworoczne postanowienia. Tym razem schudnę 10 kg (przeczytałam następną nowatorską dietę), będę spać minimum 7,5 godziny (bo trzeba spać wielokrotność 1,5 h), zacznę uczyć się hiszpańskiego (przecież za kilkadziesiąt lat dogoni popularnością angielski). Zakładamy, że jesteśmy ekspertami od wszystkiego. Po czym spinamy pośladki. Jednak po paru dniach odkładamy karnet do siłowni na półkę. Rezygnujemy z codziennego czytania książek. Zaprzestajemy szukać tanich wakacyjnych lotów. Albo w drugą stronę – nie robimy nic. Dlaczego cokolwiek planować, przecież i tak prędzej czy później nie wytrwamy w postanowieniach. Pozostanie po nich jedynie żal. Stop! Chcę podzielić się z tobą wiarą, że można. Spróbuj poniżej odnaleźć własną nadzieję na to, że tym razem się uda.

Pan Bóg dał nam rozum, żebyśmy z niego korzystali. Skutkiem ubocznym tego daru były badania amerykańskich naukowców. Z takimi stereotypami mógłby spokojnie walczyć psycholog James Prochaska. Opisany przez niego Transteoretyczny Model Zmiany Zachowań (TTM), dzieli wieloetapowy proces zmiany na pięć stadiów. Pierwszy – kiedy nie chcemy niczego zmieniać. Jeszcze nam się podoba toksyczny związek, oponka wokół brzucha, smród papierosów. Machinę zmian trzeba uruchomić przez intencję. Ostateczną decyzję, że to właśnie ja chcę.

Drugi poziom to bilans zysków i strat. Wersja dla wierzących – przypomnę sobie jak to idzie z porannym pacierzem (takim pięciominutowym). Plusy: podziękuję Bogu za poranek, poproszę Go o opiekę, zatrzymam się nad dzisiejszym dniem. Minusy: krócej będę w toalecie (o minutę), przy śniadaniu (o dwie), przed laptopem/telewizorem (o trzy). Tutaj gra opiera się na dwóch słowach: "muszę" i "chcę". Ciężej jest, gdy motywuje cię lekarz (grożąc cukrzycą), rodzice (grożąc zakończeniem sponsoringu), społeczeństwo (grożąc brakiem perspektyw). Właściwym stwierdzenie brzmi –"to ja chcę". Motywacja autonomiczna na "tak" zaczyna zmiany. Pora na plan.

Level trzeci to dokładne określenie tego, co chcemy osiągnąć i w jakim czasie. Nie można nauczyć się francuskiego w miesiąc, albo wybrać w podróż dookoła świata w dwa. Należy dostosować zamiar do możliwości. Zdaniem psychologa Ralfa Schwarzera krok czwarty należy rozbić na harmonogram poszczególnych małych punktów. Krok po kroku należy realizować realny plan. Najlepiej dodając do tego nagrody za małe sukcesy. Punkt piąty to założenie, że zdarzą się wpadki. Hurraoptymizm może nas kosztować odpuszczenie sobie wyjścia na basen. Jednak gorzej jak jeden raz pociągnie za sobą razów 10. Codzienne próby, w tym sukcesy i pokonywanie porażek, mogą nas poprowadzić do wdrożenia zmiany.

Wszystko fajnie, tylko po pierwsze nie ufasz każdemu, kogo zawód zaczyna się na frazę "psycho". Po drugie – jak masz dojść do piątego etapu, jak los twoich postanowień kończy się najczęściej na lodówkowej kartce? Uprzedzam, że chcąc korzystać z pomysłowości rozumu, należy zapoznać się ze znacznie dłuższymi tekstami o postanowieniach, motywacji, zajrzeć do jakiejś książki. Nie wspomniałem przecież o wielu różnych aspektach małych kroków, technikach motywacyjnych, planach B. Nie skupiam się na nich, bo wszystko sprowadza się do jednego – czy coś kochasz, czy nie. Spanie i jedzenie się nie liczą.

Podejście człowieka
Dlaczego mi się nie udaję? Bo mam zbyt wielkie oczekiwania. Moje polonistki uwielbiały zadawać moim klasom tomy książek na przerwę świąteczną. Nie wiedzieć czemu tylko mama wiedziała, że trylogii nie da się przeczytać w tydzień. Cele zawsze łączą się z czasem, jaki jest potrzebny do ich osiągnięcia. Mój szkolny kolega zapomniał dodać, że na zrobienie "sześciopaka" potrzebuję więcej niż 7 dni. Podczas porażek pojawia się żal, zniechęcenie, brak wiary. Ale czy na początku kariery Monika Pyrek skakała ponad 4,70 m?    

Moim głównym problemem jest robienie zadań na wczoraj. Nim zauważę, na głowie ma już zaległe obowiązki z całego miesiąca. W rezultacie ogarnie mnie frustracja. Niepozorne przytłoczenie obowiązkami przerodziło się w depresję trwającą lata. Może chciałem zrobić za dużo naraz? Nie można rano studiować, po południu pracować, wieczorem być na duszpasterstwie, w nocy spotykać się ze znajomymi. Byłem wtedy jak kilkulatek wchodzący do sklepu z zabawkami. W domu ma podobne zabawki, ale pomiędzy półkami wpada w szał. Babcia mówiła, że nie można ciągnąć kilku srok za ogon. 

Próbowałem szukać wsparcia u bliskich. Ale zaraz w głowie pojawiała się lampka, że dzielę się swoim sekretem. Co będzie jak się nie uda, a przecież zapytają, jak sobie radzę? Pozostawało mi przyznać się do następnej porażki. Nie mówiłem o planach nikomu? Było jeszcze gorzej. O Bogu nie wspominam. On wie wszystko. Nawet liczba czekoladek zjedzonych przeze mnie przed snem została policzona.

Jednak Bóg to nie instruktor fitness liczący obwód w pasie, ani dietetyk liczący spożyte kalorie. Na początku ustal, która sprawa jest dla ciebie najważniejsza. Mniej ważne odłóż na kilka tygodni lub miesięcy. Rozmawiaj o twoich pomysłach z bliskimi. Rozłóż cel na małe kroki. Nie rób wszystkiego naraz. Chcesz w tym roku zrobić prawo jazdy? Najpierw zastanów się, jak zdobędziesz pieniądze na kurs. Później popytaj o najlepszą szkołę, instruktora. Zacznij czytać o zasadach ruchu drogowego. Spróbuj poprosić o pomoc osobę, która już ma prawo jazdy. Systematycznie próbuj. Ucz się. Zdaj egzamin. Następnie szlifuj praktykę.

Jeżeli coś jest dla ciebie ważne, podejmuj walkę. Idź za hasłem Pata z filmu Poradnik pozytywnego myślenia – „miej strategię”! Bohater filmu stracił pracę, dom, żonę. Wylądował w szpitalu psychiatrycznym na kilka miesięcy. Może teraz przechodzisz przez podobne piekło? Początek roku? Jaki początek, przecież to tylko nowe miesiące spłacania kredytu, domowych kłótni, chodzenia do pracy. Do tego jestem o rok starszy, mam nowe zmarszczki, wartość samochodu zmalała. Jeżeli nie potrafisz myśleć pozytywnie to poszukaj osób, które będą tak myślały za ciebie. W moim przypadku ratunkiem na wszelkie niepowodzenia są ludzie. Tak jak dla postaci granej przez Bradleya Coopera. w powrocie do społeczeństwa pomogli mu rodzice, przyjaciele, urodziwa przyjaciółka.

Podejście Boga

Dla wytrwałych nie będzie ani podejścia psychologów, ani fanów hollywoodzkich komedii. Będzie podejście Boga. Po bożonarodzeniowej przerwie chciałem wrócić w godzinach porannych do Kielc. Na 12 miałem zaproszenia na występ kabaretowy Cezarego Pazury. Okazało się, że opakowany walizką i torbą z żywnością spóźniłem się na busa. Do akademika zawiózł mnie tata. W trakcie jazdy na radiowej jedynce transmitowano Mszę święta (wracałem w niedzielę). Normalnie powinienem od razu zmienić radiostację, ale żaden z nas nie nacisnął guzika. Byłem śpiący, a katolicy najlepiej wiedzą, jak dobrze śpi się przy intonacji płynącej zza ołtarza. Dodatkowo głos należał do znanego w środowiskach akademickich księdza Piotra Pawlukiewicza.

Najpierw zaczęło się od rozważań na temat żywego Słowa. W tym dlaczego ewangelista Jan zapomniał o stajni w Betlejem. Pojawił się uwielbiany przez księdza temat z dziedziny militariów. Skracając – jesteśmy w samym środku duchowej walki światłości z ciemnością. Później zostały zacytowane pozornie sprzeczne słowa św. Pawła: „Ilekroć nie domagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12,10). Wtedy się zaczęło... szok, trzask, Pan Bóg trafił. Nie muszę być najlepszy!

Nie potrafię pokazywać uczuć. Może dlatego nie płakałem. Ale na koniec kazania, podczas czytania testamentu Bernadety Soubirou otrzymałem ważną lekcję. Wskazówkę, jak podchodzić do moich działań, postanowień, chociażby tych noworocznych. Przytoczę tylko pierwszą zwrotkę duchowego testamentu świętej: „Za biedę, w jakiej żyli mama i tatuś, za to, że się nam nic nie udawało, za upadek młyna, za to, że musiałam pilnować dzieci, stróżować przy owcach, za ciągłe zmęczenie... dziękuje Ci, Jezu”.

Wróciłem do Kielc na kabaretowy występ Cezarego Pazury. Nie doczytałem tylko, że na bilecie było napisane: „Bilet ważny dla osób powyżej 30 roku życia”. Organizatorem była firma sprzedająca za pomocą artysty swoje kulinarne produkty. Z przykrością przeprosiłem zaproszoną koleżankę. Jednego poranka wykazałem się brakiem umiejętności czytania, spóźniłem się na busa, wykorzystałem tatę jako przewoźnika. Po raz pierwszy w życiu podziękowałem Bogu za moje porażki.

Tydzień wcześniej pojechałem na Europejskie Spotkanie Młodych Taizé. Do Strasburga przywiozłem Tymbarka. Pod zakrętką widniał napis: „Bądź sobą”. Pierwsze skojarzenie – to porada dla mojego brata, fanatyka wszelkiej muzyki, stylizującego się nadmiernie na Kamila Bednarka. Ale te słowa były skierowane również do mnie. Może Bóg chce, żebyś nie był doskonały, czasem miał problemy, ciągle narzekał. Kiedyś dostałem SMS-a od przyjaciółki: „Nie kocha cię dla twoich zalet, ale kocha cię z twoimi zaletami”. Przestawienie akcentów. W niebie nie będziemy się lenić. Warto spróbować spełniać swoje noworoczne postanowienia już tutaj.