Eric Cantona, francuska legenda Manchesteru United, słynął z
temperamentu. Zdarzyło mu się kiedyś pobić obrażającego go kibica. Zaraz po tym
zajściu zwołano konferencję prasową, na której piłkarz ze stoickim spokojem
odpowiedział na zarzuty dziennikarzy: „Kiedy mewy lecą za kutrem, pewnie
myślą, że sardynki zostaną wrzucone z powrotem do morza”. Nie
tylko mewy bywają naiwne.
uzupełnienie tekstu z 02.01.2014
W Hiszpanii wraz z uderzeniami zegara zjada się po jednym
winogronie. Kiedyś witając go w Danii, zeskakiwano o północy z krzesła. Do
dzisiaj w Chinach zaczyna się go dwukrotnie. W Stanach słychać wtedy klaksony
taksówek. Stary rok żegna się prawie wszędzie kieliszkiem szampana. Nowy rok
wita się prawie wszędzie dziesiątkami fajerwerków. Jeszcze do tego w Kościele
katolickim obchodzimy wspomnienie św. Sylwestra. Wielki szacunek dla tych,
którzy wracając z całonocnej imprezy, wstępują dodatkowo do Kościoła na Mszę o
7. Ponoć widok takich delikwentów jest przedni. Jednak jak nie przespać całego nowego
roku, tak samo jak pierwszego styczniowego popołudnia?
Najczęściej na początku roku robimy sobie noworoczne
postanowienia. Tym razem schudnę 10 kg (przeczytałam następną nowatorską
dietę), będę spać minimum 7,5 godziny (bo trzeba spać wielokrotność 1,5 h),
zacznę uczyć się hiszpańskiego (przecież za kilkadziesiąt lat dogoni
popularnością angielski). Zakładamy, że jesteśmy
ekspertami od wszystkiego. Po czym spinamy pośladki. Jednak po paru
dniach odkładamy karnet do siłowni na półkę. Rezygnujemy z codziennego czytania
książek. Zaprzestajemy szukać tanich wakacyjnych lotów. Albo w drugą stronę –
nie robimy nic. Dlaczego cokolwiek planować, przecież i tak prędzej czy później
nie wytrwamy w postanowieniach. Pozostanie po nich jedynie żal. Stop! Chcę
podzielić się z tobą wiarą, że można. Spróbuj poniżej odnaleźć własną nadzieję
na to, że tym razem się uda.
Pan Bóg dał nam rozum, żebyśmy z niego korzystali. Skutkiem
ubocznym tego daru były badania amerykańskich naukowców. Z takimi stereotypami mógłby
spokojnie walczyć psycholog James Prochaska. Opisany przez niego
Transteoretyczny Model Zmiany Zachowań (TTM), dzieli wieloetapowy proces zmiany
na pięć stadiów. Pierwszy – kiedy nie chcemy niczego zmieniać. Jeszcze nam się
podoba toksyczny związek, oponka wokół brzucha, smród papierosów. Machinę zmian
trzeba uruchomić przez intencję. Ostateczną decyzję, że to właśnie ja chcę.
Drugi poziom to bilans zysków i strat. Wersja dla wierzących
– przypomnę sobie jak to idzie z porannym pacierzem (takim pięciominutowym).
Plusy: podziękuję Bogu za poranek, poproszę Go o opiekę, zatrzymam się nad
dzisiejszym dniem. Minusy: krócej będę w toalecie (o minutę), przy śniadaniu (o
dwie), przed laptopem/telewizorem (o trzy). Tutaj gra opiera się na dwóch
słowach: "muszę" i "chcę". Ciężej jest, gdy motywuje cię
lekarz (grożąc cukrzycą), rodzice (grożąc zakończeniem sponsoringu),
społeczeństwo (grożąc brakiem perspektyw). Właściwym stwierdzenie brzmi –"to
ja chcę". Motywacja autonomiczna na "tak" zaczyna zmiany. Pora
na plan.
Level trzeci to
dokładne określenie tego, co chcemy osiągnąć i w jakim czasie. Nie można
nauczyć się francuskiego w miesiąc, albo wybrać w podróż dookoła świata w dwa.
Należy dostosować zamiar do możliwości. Zdaniem psychologa Ralfa Schwarzera krok
czwarty należy rozbić na harmonogram poszczególnych małych punktów. Krok po
kroku należy realizować realny plan. Najlepiej dodając do tego nagrody za małe sukcesy.
Punkt piąty to założenie, że zdarzą się wpadki. Hurraoptymizm może nas
kosztować odpuszczenie sobie wyjścia na basen. Jednak gorzej jak jeden raz
pociągnie za sobą razów 10. Codzienne próby, w tym sukcesy i pokonywanie
porażek, mogą nas poprowadzić do wdrożenia zmiany.
Wszystko fajnie, tylko po pierwsze nie ufasz każdemu, kogo
zawód zaczyna się na frazę "psycho". Po drugie – jak masz dojść do
piątego etapu, jak los twoich postanowień kończy się najczęściej na lodówkowej
kartce? Uprzedzam, że chcąc korzystać z pomysłowości rozumu, należy zapoznać
się ze znacznie dłuższymi tekstami o postanowieniach, motywacji, zajrzeć do
jakiejś książki. Nie wspomniałem przecież o wielu różnych aspektach małych kroków,
technikach motywacyjnych, planach B. Nie skupiam się na nich, bo wszystko
sprowadza się do jednego – czy coś kochasz, czy nie. Spanie i jedzenie się nie
liczą.
Podejście człowieka
Dlaczego mi się nie udaję? Bo mam zbyt wielkie oczekiwania.
Moje polonistki uwielbiały zadawać moim klasom tomy książek na przerwę
świąteczną. Nie wiedzieć czemu tylko mama wiedziała, że trylogii nie da się
przeczytać w tydzień. Cele zawsze łączą się z czasem, jaki jest potrzebny do
ich osiągnięcia. Mój szkolny kolega zapomniał dodać, że na zrobienie
"sześciopaka" potrzebuję więcej niż 7 dni. Podczas porażek pojawia
się żal, zniechęcenie, brak wiary. Ale czy na początku kariery Monika Pyrek skakała
ponad 4,70 m?    
Moim głównym problemem jest robienie zadań na wczoraj. Nim
zauważę, na głowie ma już zaległe obowiązki z całego miesiąca. W rezultacie
ogarnie mnie frustracja. Niepozorne przytłoczenie obowiązkami przerodziło się w
depresję trwającą lata. Może chciałem zrobić za dużo naraz? Nie można rano
studiować, po południu pracować, wieczorem być na duszpasterstwie, w nocy spotykać
się ze znajomymi. Byłem wtedy jak kilkulatek wchodzący do sklepu z zabawkami. W
domu ma podobne zabawki, ale pomiędzy półkami wpada w szał. Babcia mówiła, że
nie można ciągnąć kilku srok za ogon. 
Próbowałem szukać wsparcia u bliskich. Ale zaraz w głowie
pojawiała się lampka, że dzielę się swoim sekretem. Co będzie jak się nie uda,
a przecież zapytają, jak sobie radzę? Pozostawało mi przyznać się do następnej
porażki. Nie mówiłem o planach nikomu? Było jeszcze gorzej. O Bogu nie
wspominam. On wie wszystko. Nawet liczba czekoladek zjedzonych przeze mnie przed
snem została policzona.
Jednak Bóg to nie instruktor fitness liczący obwód w pasie,
ani dietetyk liczący spożyte kalorie. Na początku ustal, która sprawa jest dla
ciebie najważniejsza. Mniej ważne odłóż na kilka tygodni lub miesięcy.
Rozmawiaj o twoich pomysłach z bliskimi. Rozłóż cel na małe kroki. Nie rób
wszystkiego naraz. Chcesz w tym roku zrobić prawo jazdy? Najpierw zastanów się,
jak zdobędziesz pieniądze na kurs. Później popytaj o najlepszą szkołę,
instruktora. Zacznij czytać o zasadach ruchu drogowego. Spróbuj poprosić o
pomoc osobę, która już ma prawo jazdy. Systematycznie próbuj. Ucz się. Zdaj
egzamin. Następnie szlifuj praktykę.
Jeżeli coś jest dla ciebie ważne, podejmuj walkę. Idź za
hasłem Pata z filmu Poradnik pozytywnego
myślenia – „miej strategię”! Bohater filmu stracił pracę, dom, żonę.
Wylądował w szpitalu psychiatrycznym na kilka miesięcy. Może teraz przechodzisz
przez podobne piekło? Początek roku? Jaki początek, przecież to tylko nowe
miesiące spłacania kredytu, domowych kłótni, chodzenia do pracy. Do tego jestem
o rok starszy, mam nowe zmarszczki, wartość samochodu zmalała. Jeżeli nie
potrafisz myśleć pozytywnie to poszukaj osób, które będą tak myślały za ciebie.
W moim przypadku ratunkiem na wszelkie niepowodzenia są ludzie. Tak jak dla
postaci granej przez Bradleya Coopera. w powrocie do społeczeństwa pomogli mu rodzice,
przyjaciele, urodziwa przyjaciółka.
Podejście Boga
Dla wytrwałych nie będzie ani podejścia psychologów, ani
fanów hollywoodzkich komedii. Będzie podejście Boga. Po bożonarodzeniowej
przerwie chciałem wrócić w godzinach porannych do Kielc. Na 12 miałem
zaproszenia na występ kabaretowy Cezarego Pazury. Okazało się, że opakowany
walizką i torbą z żywnością spóźniłem się na busa. Do akademika zawiózł mnie
tata. W trakcie jazdy na radiowej jedynce transmitowano Mszę święta (wracałem w
niedzielę). Normalnie powinienem od razu zmienić radiostację, ale żaden z nas
nie nacisnął guzika. Byłem śpiący, a katolicy najlepiej wiedzą, jak dobrze śpi
się przy intonacji płynącej zza ołtarza. Dodatkowo głos należał do znanego w
środowiskach akademickich księdza Piotra Pawlukiewicza.
Najpierw zaczęło się od rozważań na temat żywego Słowa. W
tym dlaczego ewangelista Jan zapomniał o stajni w Betlejem. Pojawił się
uwielbiany przez księdza temat z dziedziny militariów. Skracając – jesteśmy w
samym środku duchowej walki światłości z ciemnością. Później zostały zacytowane
pozornie sprzeczne słowa św. Pawła: „Ilekroć nie domagam, tylekroć jestem
mocny” (2 Kor 12,10). Wtedy się zaczęło... szok, trzask, Pan Bóg trafił. Nie
muszę być najlepszy!
Nie potrafię pokazywać uczuć. Może dlatego nie płakałem. Ale
na koniec kazania, podczas czytania testamentu Bernadety Soubirou otrzymałem
ważną lekcję. Wskazówkę, jak podchodzić do moich działań, postanowień,
chociażby tych noworocznych. Przytoczę tylko pierwszą zwrotkę duchowego
testamentu świętej: „Za biedę, w jakiej żyli mama i tatuś, za to, że się nam nic
nie udawało, za upadek młyna, za to, że musiałam pilnować dzieci, stróżować
przy owcach, za ciągłe zmęczenie... dziękuje Ci, Jezu”.
Wróciłem do Kielc na kabaretowy występ Cezarego Pazury. Nie
doczytałem tylko, że na bilecie było napisane: „Bilet ważny dla osób powyżej 30
roku życia”. Organizatorem była firma sprzedająca za pomocą artysty swoje kulinarne
produkty. Z przykrością przeprosiłem zaproszoną koleżankę. Jednego poranka
wykazałem się brakiem umiejętności czytania, spóźniłem się na busa,
wykorzystałem tatę jako przewoźnika. Po raz pierwszy w życiu podziękowałem Bogu
za moje porażki.
Tydzień wcześniej pojechałem na Europejskie Spotkanie
Młodych Taizé. Do Strasburga przywiozłem Tymbarka. Pod zakrętką widniał napis:
„Bądź sobą”. Pierwsze skojarzenie – to porada dla mojego brata, fanatyka
wszelkiej muzyki, stylizującego się nadmiernie na Kamila Bednarka. Ale te słowa
były skierowane również do mnie. Może Bóg chce, żebyś nie był doskonały, czasem
miał problemy, ciągle narzekał. Kiedyś dostałem SMS-a od przyjaciółki: „Nie
kocha cię dla twoich zalet, ale kocha cię z twoimi zaletami”. Przestawienie
akcentów. W niebie nie będziemy się lenić. Warto spróbować spełniać swoje
noworoczne postanowienia już tutaj.
