 Kiedy coś staje się Twoje i
czyjeś, czyli wspólne, wiele się zmienia. A przynajmniej powinno. Zmienia się
perspektywa patrzenia, wypala się stawianie w centrum tylko siebie i własnych
potrzeb, ważny staje się drugi człowiek, czy to jeden czy kilku. Otwiera się
wiele furtek, przez które możesz wejść i zaczerpnąć dużo dobrego, niesamowicie
się rozwinąć. Ale w tym ogrodzie, w którym masz szansę rozkwitnąć potrzeba
jeszcze odnaleźć pewien szczególny zaułek. Ten zaułek nazywam
odpowiedzialnością. Brzmi może nieco patetycznie. Poczytaj jeszcze chwilę, a
przestanie. Myślę, że warto odgruzować w swoim umyśle znaczenie tego słowa. A
może i po raz pierwszy siebie o nie zapytać.
                Kiedy coś staje się Twoje i
czyjeś, czyli wspólne, wiele się zmienia. A przynajmniej powinno. Zmienia się
perspektywa patrzenia, wypala się stawianie w centrum tylko siebie i własnych
potrzeb, ważny staje się drugi człowiek, czy to jeden czy kilku. Otwiera się
wiele furtek, przez które możesz wejść i zaczerpnąć dużo dobrego, niesamowicie
się rozwinąć. Ale w tym ogrodzie, w którym masz szansę rozkwitnąć potrzeba
jeszcze odnaleźć pewien szczególny zaułek. Ten zaułek nazywam
odpowiedzialnością. Brzmi może nieco patetycznie. Poczytaj jeszcze chwilę, a
przestanie. Myślę, że warto odgruzować w swoim umyśle znaczenie tego słowa. A
może i po raz pierwszy siebie o nie zapytać.
                Przychodzi taki moment kiedy
chcesz być trochę „czyjś”. I nie chodzi tylko o serce, o dziewczynę, o
chłopaka, o miłość. Wspólnota to też rodzaj miłości. Miłość do Boga kreuje w
nas miłość do siebie nawzajem. To, czego my powinniśmy pilnować to, aby
najlepiej jak umiemy zadbać, aby ona rozwijała się i prawdziwie kwitła. To
staje się możliwe dzięki odpowiedzialności – świadomości tego, że jestem ważny
i potrzebny. Że nie jestem tylko cieniem, którego imienia nikt nie zna. I
właśnie dlatego wkładam wysiłek w to, aby zrobić coś dla drugiego, aby dać coś
z siebie. Tylko wtedy to zagra, zakwitnie.
                A mówiąc, bardziej wprost. Odpowiedzialność to
dojrzałe podejście do naszych, wspólnych spraw, to obecność (jakże ważne jest
to czy jesteś czy nie, czy będziesz czy nie!) i zaangażowanie, to pomysł i
gotowość do jego realizacji, to w końcu szczerość i umiejętność jasnego
stawiania sprawy - nie mogę, nie dam rady, przepraszam. Nie uciekajmy od tego
zasłaniając się brakiem czasu, brakiem pomysłów, brakiem w ogóle czegokolwiek
godnego uwagi w nas. To najgorsze co może się przytrafić wspólnocie. 
                Jedynie
wspólnymi siłami jesteśmy w stanie ją tworzyć. To nie może być teatr jednego
lub kilku aktorów, którzy bawią resztę, która przychodzi na gotowe i wychodzi.
To wbrew idei wspólnoty. Nie bój się tego współtworzenia – opłaci Ci się.
Szybciej niż myślisz zwrócą ci się koszta. I to z nawiązką. Tylko daj się poznać. Pozwól się sobą zachwycić. Dołóż swoją
cegiełkę do tej budowli. Nadaj kształt temu miejscu, pomaluj kawałek na swój
kolor, zmieszaj je z czyimś i ciesz się tym nowym, które powstanie. Bądź na serio,
a nie tylko na próbę, na chwilę, tymczasowo. Jan Paweł II pisał, że nie kocha i
nie żyje się nie próbę. Uwierz w to. Bóg Cię stworzył do wielkich rzeczy!
                Pamiętaj,
„nasze” uczy odpowiedzialności. Warto zacząć uczyć się jej już dziś. Wspólnota
to piękne i bezpieczne miejsce na tą naukę. Z najlepszym Nauczycielem.
Liwi