wtorek, 21 maja 2013

Miłość cz. VI - „Trędowaci”

Ileż tych ludzi przemyka teraz obok nas. Z pozoru nic po nich nie widać. Niby wszystko gra. A tak naprawdę pod ich skórą czają się głębokie rany. Niektóre krwawią, niektóre już pozasychały, ale jeszcze są bolesne, gdyż strup nie oznacza, że wyzdrowieli. Niektóre są zakażone, jak gangrena, i czarna linia zbliża się do serca, a tam deadline --- -- --- -- --- -- - - -- --- - -- - - - - - - - - --------------------------------------------------------

Co jest przyczyną? Miłość. Znaczy „Miłość”. Nieumiejętne obchodzenie się z drugim człowiekiem. Egoizm, często skrajny. Jestem reprezentantem tej grupy. To ja w swoim życiu raniłem bliskie mi osoby i muszę się przyznać, że sprawiało mi to ogromną, chorą przyjemność. Jak jakiś psychopata.


Chyba nasycałem się widokiem jak z mojego powodu cierpieli najbliżsi. Ci, którzy dali mi siebie, a ja się nimi podtarłem. Miałem ich za nic, za głupców, którzy dając mi siebie popełnili największy błąd swojego życia. I tu akurat się nie myliłem. Najzabawniejsze, w sensie tragicznym jest to, że byłem kiedyś orędownikiem czystej miłości, a tu taki zonk. Wiecie kto najbardziej oberwał z tego wszystkiego. Ja! Wszystko, co dałem od siebie, wróciło z podwójna siła. A że dawałem, co dawałem to…

Co tacy oprawcy mają później? Nałogi, w których próbują uciec od odpowiedzialności za głupotę, próby samobójcze. Powód ten sam, spierdzielone całe życie po całości.

Ale trędowaci to nie tylko oprawcy. Też i ofiary które zniszczyli. Zniszczyli w nich miłość. Teraz albo stają się jak ofiary i szukają kogoś słabszego, by postąpić z nim tak jak postąpiono z nimi. Albo nie chcą już kochać , nie potrafią zaufać, nie potrafią. 

Nie potrafią kochać. Może chcą, ba na pewno chcą, ale rany nie pozwalają im na to.

Wielu ludzi izoluje się od nich, nie chcąc się zarazić. Ale nawet jak nas zranią inaczej niż zbliżeniem, nie pomożemy im wrócić do życia, do miłości.

Trąd jest uleczalną chorobą. Jezus leczył trędowatych. Bo lekarstwem jest On i moc jaką nam daję byśmy mogli wybaczyć - innym, a przede wszystkim sobie, co jest najtrudniejsze wbrew pozorom. Bo bez wybaczenia trąd nie ustąpi.

5
Wieczny
B.R. E12