ale człowiek szuka tej jedynej
Taizé Roma cz. 3
                 „Wszystkie
drogi prowadzą do Rzymu”. Okazało się, że Rzym przypominał już o sobie od kilku
lat. Najpierw powrót ze „Światowych” w Madrycie. Nie udało się. Później, kilka
miesięcy temu, tygodniowy pobyt z duszpasterstwem w Asyżu. Połowa osób
pojechała wtedy do Wiecznego Miasta. Ja czekałem, aż przyjdzie Europejskie
Spotkanie Młodych. Okazało się, że doczekałem Rzymu w odpowiednim momencie.
                Miesiące
przygotowań. Wtorkowe spotkania na modlitwie Taizé u kapucynów. Po nich spotkania mające na celu przygotowanie się do
wyjazdu. Wszyscy starali się, żeby się udało. Po czym 28 grudnia, o czwartej
nad ranem, wyjechaliśmy spod kościoła św. Wojciecha. O tyle to ważna
informacja, o ile pokazująca kto jechał. Duszpasterstwo FRAncesco, wspólnota
Zarażę Cię Bogiem, Ruch Światło-Życie diecezji kieleckiej, kilku księży i kilka
osób bez wspólnoty. Brzmi to jak wyliczanka kół różańcowych z Kielc. Jednak to
tak naprawdę młodzi ludzie, głównie licealiści i studenci, myślący na poważnie
o wierze. Mający wszelakie pasje, o często ogromnych talentach, którzy lubią
poszerzać swoje horyzonty. Razem około 80 osób, plus autokary. 
                Pierwszy przystanek tej
wyjątkowej brygady to Klosterneuburg. Znajduje się tam zabytkowy kompleks
klasztorny. Dzięki znajomością jednego z księży Dolna Austria przywitała nas
nie tylko tradycją. Bardziej zapamiętałem z tego przystanku moment świętowania.
Zostaliśmy ugoszczeni w podziemnej, kamiennej knajpce. Nareszcie po długich
godzinach mogliśmy zjeść coś gorącego. Uwieńczyliśmy obiadokolację toastem.
Oczywiście trunek pochodził z pobliskich winnic. Po załadowaniu pozostałych z
deseru pączków ruszyliśmy dalej.
                 Po odwiedzeniu kilku stacji
benzynowych przywitał nas właściwy przystanek. I to w dodatku jak. Wyjechaliśmy
z zimy, śniegu i deszczu, a zastaliśmy słońce 
i bezchmurne niebo. Optymizm podtrzymywał w staniu w kolejkach po
zakwaterowanie. Nasze autokary wiodły prym w dostaniu się do polskiego punktu
przyjęć. Dzieliliśmy się naszym uśmiechem z innymi. Rozkręcając uliczną imprezę
wspólnym śpiewem. Po godzinach, które szybko minęły. Trafiliśmy do parafii pw.
Gesu Buon Pastore, czyli Jezusa Dobrego Pasterza. Mieliśmy tam szansę poznać
miejscową ludność. Oczywiście bardziej od sióstr zakonnych byliśmy zainteresowani
dziewczynami, które nas przyjmowały. Wspomniałem już chyba, że Włochy to piękny
kraj.
                 Mój i Mariusza nocleg przypadł w
szkole św. Anny. Ważna to informacja z naszego punktu widzenia. Można tam było
stać się prawdziwym mężczyzną. Śpiąc w kilku warstwach ubrań, okryty kurtką w
ciepłym śpiworze. Podziemna sala gimnastyczna była również miejscem spotkań z
Wietnamczykami, którzy emigrowali do Niemiec. Naszego krajowego sąsiada też
zapamiętaliśmy. On i ona - dwójka wolontariuszy, którzy mieli „czuwać” nad
nami. Ach te pamiętne rozmowy z kolegą zza Odry, można by westchnąć.  Szczególnie gdy prawie codziennie wracaliśmy
spóźnieni. Wystarczyło, że było kilka minut po 22 i już ten wzrok. Ten chłopak
jednak nie był najważniejszy. Bardziej interesowały nas dziewczyny z Gdańska,
albo ludzie z kieleckiej oazy.
                 Zostawmy jednak na chwilę
przyjemności. Nasz wyjazd miał charakter pielgrzymki. Tego też się trzymaliśmy.
Pierwszego dnia szybko załatwiliśmy wszystkie formalności i ruszyliśmy na
wieczorne modlitwy. Udało nam się, zapewne jako nielicznym, jeszcze przed tym
pozwiedzać. Wychodząc ze stacji metra poczułem się jak gladiator wchodzący na
arenę. Oślepił mnie blask z Koloseum, a po chwili byłem już gotowy na podbój
miasta. Spacer w sercu starożytnego Rzymu przypomniał mi lekcje historii.
Powinienem bardziej się do nich przykładać, bo widok ruin Forum Romanum
zapierał dech. Łapiąc powietrze podziwiałem dzisiejsze centrum Europy.  
                Najważniejsze nasze spotkanie
odbyło się 29 grudnia. Już chyba po godzinie 15 przyszliśmy na plac św. Piotra.
Po odstaniu swojego, udało nam się zając miejsce w pierwszym sektorze dla
„ludu”, który był najbliżej bazyliki. Plac pierwszego papieża stał przed nami
otworem. Miejsce gdzie tworzyło się chrześcijaństwo. Tutaj otrzymywało nowy
oddech. Dom papieży. Dzisiejsza stolica wiary - Watykan. 
PS Zdjęcia od Radka Czajora i Daniela Mazura. To świadectwo będzie miało swoją kontynuację w jeszcze jednym poście. Część IV będzie raczej ostatnia. I zakończymy etap rzymski. Chyba, ze ktoś ma jakieś pytania. Śmiało odpowiem w następnej części.





