Fanatyk. Wielu ludzi patrząc na ludzi po nawróceniu powiada: - Odbiło mu! Zwariował! Dewotą/ką się stał/a! Fanatyk!
Ile ja się osłuchałem tego i tym podobnych epitetów. Mnóstwo. Ostatnio nawet dowiedziałem się, że zamieniłem nałóg alkoholowy na nałóg Boga. Poważnie. Znalazł się nawet ktoś potwierdzający, że to mało groźne, ale jednak uzależnienie. W sumie to racja, bo każdą decyzję uzależniłem od Boga, więc uzależnienie jest :p
Zastanawia mnie fakt dlaczego
ludzie tak reagują, gdy nagle ktoś przestaje zachowywać się jak wcześniej. Zmienia
się, zaczyna mieć zasady itp. I zaczyna mu to wychodzić dla nich o dziwo na
dobre. Zazdrość? Być może. Jednak ja zauważyłem jedno. Jeśli ktoś zaczyna
wykraczać po za nasz ograniczony ramami świat, przypinamy mu jakąś łątkę,
najczęściej wariata i jesteśmy zadowoleni. Zadowoleni, że u nas jest gitara
tylko jemu coś odbiło. No bo jak to możliwe, że np. ktoś ćpający i szlajający
się po dworcach chłopak nagle wziął się w garść, wyszedł z nałogu. Ba, założył
rodzinę, znalazł lepszą pracę i co niemożliwe, zaczyna mu się powodzić lepiej
niż nam. Do tego coś jeszcze gada o Bogu i że trzeba dobrze żyć. Niech spada
ode mnie, głupi ćpun, jak on w ogóle śmie coś takiego mówić. Pewnie mu zdrowo
odwaliło. Nie ma co się świrem przejmować.
Łatka przypięta, sumienie
uspokojone. Gra gitara. Ale czy do końca. Doświadczenie uczy, że wielu
takich „przypinaczy” łatek bacznie
obserwuje tych spektakularnych neofitów. Bo nie mogą ogarnąć, że to w ogóle
możliwe, że można się tak zmienić. Obserwują. Wielu z nich wkrótce dołączy do
tych nałogowców Boskich. Głosząc, że można się zmienić, a to szaleństwo oddania
wszystko w ręce Boga okazuje się normalnością, pośród szaleństw tego świata. Bo świadectwo pociąga za sobą jak nic innego.
Jest zaraźliwe i to bardzo. A ja już o tym bardzo dobrze wiem.
Z okazji świąt Zmartwychwstania
Pańskiego wszystko co dobre i Boskie życzy Wieczny. 5!