Filmowy krytyk Peter Rainer napisał w „Christian Science Monitor” o
filmie „1000 lat po Ziemi” następującą notkę: „Niemożliwym jest, aby ten film
traktować poważnie. Przynajmniej nie aż tak poważnie, jak on sam traktuje
siebie”. Filmowy świat okrzyknął najnowszą produkcję z udziałem Willa Smitha
najgorszym filmem roku. Ja także nie zachęcam do pójścia do kin, nawet pomimo
jakości efektów specjalnych, czy pomysłu na kataklizm. Ciekawsza jest relacja
głównych bohaterów - historia troski ojca o syna. Mając tylko siebie muszą się
zmierzyć z własnymi lękami.
Z filmu zapamiętałem tylko jeden moment. Ciekawe spostrzeżenie generał
Cyphera Raige'a, gdy ten chce zmotywować swojego syna w walce o życie.
Powiedział mu: - „Strach nie jest prawdziwy. Może on istnieć tylko w naszych
myślach odnośnie przyszłości. Jest to wytwór naszej wyobraźni”. Może postać
grająca przez Willa Smitha ma rację. Może skupiamy się na strachu o sytuacjach,
które jeszcze się nie wydarzyły - reakcji szefa po naszej pomyłce, jutrzejszego
egzaminu, randki z nowo poznaną dziewczyną/facetem. Zastanów się - boisz się
obecnej chwili, czy konsekwencji jakie ona przyniesie? Warto pomyśleć o
hollywoodzkim podejściu do tematu strachu. Twierdzi ona, że boimy się
przyszłości, ewentualnie przeszłości. Nie boimy się tego, co jest teraz.

Na drugie rekolekcje na dobry początek zaproszono wyjątkowych gości do Kapucynów. W poniedziałek i wtorek na Mszy
św., a w środę przed adoracją, o 18:30 wspólnota ICHTIS z Wrocławia prowadziła
katechezę. Po niej odbywały się spotkania z gośćmi, którymi byli Danuta Glanda
i Dariusz Basiński. Zaś uczestnikami miały być osoby mające portki pełne
strachu (taki był pierwszy tytuł rekolekcji). Chyba się udało, bo przybyłe
osoby należało liczyć w setkach.
W poniedziałek wszystko zaczęliśmy Mszą św. Osoby ze wspólnoty ICHTIS
przygotowały pewną scenę wprowadzającą w temat śmierci. Na ławce w płótnach
leżał młody chłopak. Gdy zasnął, spod ławki wyłoniły się osoby ubrane na
czarno. Brat Szymon, prezbiter wrocławskiej wspólnoty, z mikrofonem
zaczął wtedy strzelać po kościele do ludzi pytaniami: - „Boisz się śmierci? A wierzysz
w Boga? Wierzysz w niebo?”. Najczęstsza odpowiedź była następująca: - „Tak,
boję się śmierci. Tak wierzę w niebo”. Po czym kapucyn powiedział odchodząc do
ambony: - „Czyli boisz się śmierci, a jednak wierzysz w życie wieczne”. Czyli
chyba nie do końca w nie wierzymy.

Wtorek
był wielkim zapytaniem o podjęcie decyzji. Bohaterem ewangelizacyjnej scenki
był Andrzej. Osoba, która nie potrafiła podjąć żadnej decyzji. Stał on
nieruchomo na środku kościoła przed prezbiterium. Podchodziły do niego jego
bliscy z różnych okresów życia. Jednak mężczyzna nie potrafił dokonać wyboru.
Brat Szymon wspominał jak często boimy się konsekwencji swoich wyborów. Często
zapominamy, że Jezus pobłogosławi nam każdy wybór. Byleby było w niego wpisane
dobro. Życie nie polega na tym, że musimy za wszelką cenę realizować Jego boski
plan. Mamy wybrać jedną z dróg, w które wpisana jest miłość.
Po
Mszy na akademickiej salce odbyło się spotkanie z Danutą Glandą - specjalistką
psychologii klinicznej, psychoterapeutką i pedagogiem. Jego tematem przewodnim
był lęk społeczny. Pani psycholog mówiła na temat przyczyn fobii, wliczając w
nie samotność, ucieczkę, relacje, nieśmiałość, a nawet zaczerwienienie. Głównie
przyczyny lęku spowodowane są zatem ekspozycją na podjęcie jakiegoś działania.
Wykład podsumowała jednak teza, że lepsza jest zła decyzja od braku decyzji.
Najlepszą profilaktyką stresową jest rozmowa. Natomiast modlitwa nie może
zastąpić relacji. Spotkanie było urozmaicone małym pokazem pirotechnicznym
(zapalenie serwetek od świec).
Środowy
dzień rekolekcji zaczął się od historii o czterech królach i jednym podwładnym.
Osoby były zamknięte w jednej komnacie, z której było tylko jedno wyjście
dużymi drzwiami. Władcy w komiczny sposób kłócili się o granice swojego
królestwa. Raz chcąc je poszerzyć, raz oddać. Zrobić w końcu wszystko byleby
nie zginąć, dlatego za namową parobka opuszczają komnatę. Przez długi czas
jednak nie chcą tego zrobić z lęku o własne nawrócenie. Taki był właśnie temat
ostatniego dnia. Brat Szymon przypomniał nam, że nawrócenie jest bolesne.
Trzeba dawnego siebie zostawić przybitego do krzyża, a dalej żyć ze
zmartwychwstałym Chrystusem. Chrześcijaństwo jest bowiem albo łatwe, albo
niemożliwe. Musisz tylko podjąć decyzję jakie będzie dla ciebie.
Uprzedzam, że teraz będę subiektywnie narzekać. Poniedziałkowa
katecheza zaczęła się klapą. Scenki zupełnie nie było słychać. Gdyby nie
prowadzący konferencję, nie domyśliłbym się o czym naprawdę była. Z gadania br.
Szymona właściwie mało wyciągnąłem. Zespołowi zdarzały się wpadki podczas
części stałych. Przeszkadzało mi również, że Darek palił jak smok. Pani Danuta
prowadziła spotkanie jakby miał to być nudny wykład. Nie miałem ochoty na
uczestniczenie w rekolekcjach. Czułem, że są one zupełnie nie dla mnie. Gdyby
nie zapisy do projektu „7 7 7”, które zawsze odbywały się na sam koniec,
wychodziłbym przynajmniej dużo wcześniej. Przyszła mi nawet taka myśl we
wtorek, że to najgorsze rekolekcje w moim życiu. Jednak Jezus ma sposób nawet
na takiego krytyka jak ja.
Ostatnim punktem spotkania była adoracja Najświętszego Sakramentu
połączona z uwielbieniem. Duszpasterz „Francesco” - brat Adam wyjaśnił jak
będzie wyglądała modlitwa. Wspomniał, że w różnych salkach będzie odbywała się
modlitwa wstawiennicza. Polega ona na tym, że najczęściej dwie osoby modlą się
nad tobą nakładając na ciebie swoje dłonie. Kojarzy się ona z Duchem Świętym,
bo jest charyzmatyczna. Po wytłumaczeniu z czym mamy do czynienia, brat Adam
przyniósł Pana Jezusa. Nasz akademicki zespół zaintonował pieśń. Piosenki na
przemian śpiewał z kieleckim gospelem GOoD NEWS. Po przywitaniu się z Jezusem
zdałem sobie sprawę, że chcę iść na modlitwę wstawienniczą. Od razu wpadłem na
intencję - o usunięcie lęku, bo w ostatnich dniach było go u mnie dużo. Chwilę
później zostałem uwolniony od strachu. Wracając do auli pozostało mi wychwalać
Boga. Pojawiła się następna myśl, żeby oddać swoje życie Jezusowi. Myślałem, że
już to zrobiłem. Jednak nie mogłem sobie przypomnieć ani jednego takiego
momentu. Dlatego na głos wypowiedziałem to zawierzenie. W przyszłości może się
okazać, że były to najważniejsze rekolekcje w moim życiu. Najwyższa pora na podziękowanie
Jezusowi i wszystkim, którzy przyczynili się do odbycia się tych rekolekcji.
Na koniec chciałbym przytoczyć obraz z jednego z moich ulubionych
filmów animowanych. Coś mi się wydaje, że ze strachem jest jak ze straszeniem w
„Potworach i spółce”. Niby wszystko się zgadza, z szaf dzieciaków wychodzą
przerażające monstra. Jeden ma okropne zęby, drugi kilkanaście par oczu.
Potwory są powodem okropnego krzyku u dzieci. Jednak gdy monstra ze straszenia wracają
do swojego świata, perspektywa się zmienia. Okropne zęby to tylko sztuczna
szczęka, oczy są doklejone. Może warto otworzyć szafę własnych lęków i wreszcie
ją przewietrzyć. Może właśnie dlatego w jednej ze swoich piosenek napisałem
kiedyś, że „strach to tylko myśl”. Po przeczytaniu tego felietonu powinieneś
się już nigdy więcej nie bać. Jednak do prawdy brakuje tylko jednej osoby -
Szatana. Ale jeśli postawimy życie na Jezusa to i z nim sobie poradzimy.
PS Chcesz podzielić się
własnym świadectwem z rekolekcji „Nie bój się bać”. Przyślij świadectwo na pozyczalnia@gmail.com. Czego
bałeś(-łaś) się w dzieciństwie? Czego boisz się teraz? Jakie są twoje sposoby
na pokonywanie lęków?