czwartek, 10 października 2013

Prawie jak na johannesburskich lotnisku

Statystyki podają, że na świecie jedna na dwa tysiące walizek nadawanych przez pasażerów, będzie miała kłopoty. Nasz bagaż może spotkać opóźnienie, zniszczenie albo kradzież. Czasem zdarzą się również zagubienia. Jednak ciężko upatrywać pomyłki, kiedy z lotniska znika kilkadziesiąt walizek dziennie. Jednym z takich rekordzistów było lotnisko O.R. Tambo w Johannesburgu.

Szymon Hołownia w jednym z felietonów nawiązał do książki Steve'a Charta „89 Bags & Counting”. Amerykańska publikacja znajduje się na półce z bestselerami w dwóch księgarniach na johannesburskich lotnisku. Najciekawsze jest to, że traktuje o na o tym, jak niebezpiecznie jest na... johannesburskich lotnisku. Jednak nie trzeba odwiedzać największego portu lotniczego w Afryce, żeby spotkały nas podobne sytuacje.

Zajmijmy się europejską przestrzenią powietrzną. W czasie odprawy, nadania bagażu, odbioru karty pokładowej, kłopotliwe sytuacje zdarzają się rzadko. Największą bolączką portów lotniczych Starego Kontynentu są kradzieże. Osoby z Kielc opuściły kraj z warszawskiego Okęcia. Już pierwszego dnia chłopak z mojej grupy stracił portfel. Na szczęście złodzieje w Europie są bardziej cywilizowani, dlatego jeszcze przed wylotem odzyskał dokumenty od obsługi lotniska. Jednak wyobraź sobie, że masz polecieć na drugi koniec świata bez chociażby przysłowiowej złotówki. Doskonale pasuje tutaj cytat z pewnego spektaklu o św. Franciszku, w którym grałem - „Zdani tylko na łaskę Pana”. Sytuacja kolegi na szczęście uległa zmianie. Ksiądz, który był głównym organizatorem, wspomagał go finansowo. Natomiast od rodziców otrzymał dodatkowe fundusze.

Przyznam, że lot do Paryża był moim pierwszym w życiu. Dotychczasowe podróże zawsze opierały się na pojazdach poruszających się po ziemi. Teraz czuje się jakbym z żółtodzioba od razu awansował na profesjonalistę w sprawach lotnictwa cywilnego. Wszystko z powodu ilości lotów w krótkim odstępie czasu. Dlatego chciałbym podzielić się praktycznymi uwagami o bezpieczeństwie - naszym i naszego bagażu. Najwięcej zależy od nas. Czyli panie muszą uważać na torebki. Panowie nie mogą wkładać portfeli do tylnych kieszeni. Natomiast, aby zminimalizować ryzyko utraty walizki, należy jej nie foliować i dopilnować, żeby wyglądała jak najbardziej anonimowo. Reszta nie leży już w naszych rękach. Szczególnie, że po powrocie do kraju przeczytałem, że nawet na Okęciu w 2013 r. grupa pracowników przez parę miesięcy okradała pasażerów lotniska. Dokładnie dokonali 45 kradzieży.

Nad ranem 10 lipca wylądowaliśmy na Ziemi Świętego Krzyża, właśnie tak na początku nazywano Brazylię. Wtedy uświadomiliśmy, co tak naprawdę jest bolączką dzisiejszego pasażera. Dokładnie jest nim stan otrzymanej walizki. Zadrapania, otarcia, zabrudzenia materiału/tworzywa to nic. Po kilku, albo kilkunastu lotach okazuje się, że nasze rzeczy może i jest w dobrym stanie. Jednak walizka albo nie posiada uchwytu, albo kółka. Na końcu możemy dodać rozerwania materiału, albo po prostu wielkie dziury w walizce. Niektórzy powiedzą ok, dlatego trzeba foliować walizki. Statystyki twierdzą jednak, że częściej kradzione są bagaże owinięte folią. Najdotkliwszy los spotkał moją koleżankę, która straciła wszystkie kółka. Na szczęście koledzy przez cały pobyt w Brazylii stanęli na wysokości zadania. Przenosząc walizkę w przeróżnych pozycjach - a to w konfiguracji na bark, na dwóch, zdrapującą powierzchnię. Panowie zachowali się wzorową postawą i pomogli w potrzebie.

Jednak na razie wspomniałem tylko o negatywnej stronie lotnictwa. Trzeba bowiem wyjaśnić, że samolot jest najbezpieczniejszym środkiem transportu. Dodam, że w ostatnich latach ilość katastrof jest najmniejsza w historii. O samych przelotach opowiem podczas drogi powrotnej, bo była znacznie ciekawsza. Teraz skupię się na moim ulubionym elemencie lotu. Mianowicie jest nim widok z małego, prawie prostokątnego okienka.

Gdybyśmy lecieli Dreamlinerem, na krajobrazy spoglądalibyśmy z okna o wymiarach 47 cm x 28 cm. Jednak nawet największe okno kiedykolwiek zastosowane w samolocie nie przekona tych, którzy widzą przez cały czas lotu jedną wielką chmurę. W Brazylii nieziemskie widoki można dostrzec nawet z wysokości tysięcy metrów. Do podziwiania są dżungle, ogromne zakola rzek, mozaiki z pól uprawnych, niekończące się hektary zielonych terenów. Znajdują się w nich obszary jeszcze nie dotknięte przez człowieka. Czasem widać te dotknięte aż za bardzo. Mogliśmy oprócz miast zobaczyć na przykład największą zaporę i elektrownię wodną w Ameryce Południowej. Na koniec przez chmury zobaczyliśmy Park Narodowy Foz de Iguacu - nasz pierwszy turystyczny punkt pielgrzymki. Przylecieliśmy tam z Rio wewnętrznymi liniami Brazylii.

Jak widząc tak przepiękne tereny można nie wierzyć w istnienie Boga? Albo inaczej - czy o Bogu nie świadczy inteligencja ludzi, którzy maszyną potrafią przebyć ponad 10 tysięcy kilometrów (odległość Warszawa-Rio de Janeiro)? Ktoś, kiedyś wypowiedział zdania mogące naprowadzić na odpowiedź. „Gdyby Pan Bóg chciał żebyśmy latali to dałby nam skrzydła. Gdyby nie chciał, to nie dałby nam wyobraźni”.  

Wspomnienia dotyczą 10 lipca 2013 r.

PS Czy leciałeś(-łaś) kiedyś samolotem? Jak wspominasz swoje doświadczenia z lotnictwem? A może chcesz odpowiedzieć na pytania prawie filozoficzne z ostatniego akapitu? Jutro o wodospadach, wodzie i pewnym zwierzaku. Do zobaczenia.