
R jak Rekolekcje studenckie w Lublinie u sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi w dn. 13-15 grudnia. Część pierwsza świadectwa. Poniżej tekstu fotoreportaż „Wiara rodzi się ze słuchania”.
Kiedy koleżanka z duszpasterstwa powiedziała mi o
rekolekcjach odbywających się na tydzień przed świętami, pomyślałem - ale po
co? Bo cytując moją liderkę z duszpasterstwa - „byłem na większej ilości
rekolekcji od ilości przeżytych lat”. Idąc dalej - byłem jak pewien parafianin,
zapytany - czy był kiedyś na rekolekcjach? Przecież nikogo nie zabiłem, nie
podpaliłem, modlę się, nie potrzebuję, kończąc, dziękuję. Wyjeżdżając z
rekolekcji mogę powiedzieć jedno - jestem grzesznikiem. Co więcej, moja wiara
była jak wiara poganina. Boga traktowałem jako skrzyżowanie matki, bankomatu i
przydrożnej jadłodajni. Chcąc czuć się przy Nim bezpiecznie, prosząc o spełnienie
wszystkiego i odwiedzając tylko na chwilę. Nawet więcej, bo byłem przekonany,
że mi się to wszystko z przydziału po prostu należy.
Święty też ma swoje problemy
Zatem rekolekcje studenckie miały się odbyć w Lublinie u
sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi w dn. 13-15 grudnia. O ich poprowadzenie został
poproszony, wiecznie uśmiechnięty kapucyn, br. Paweł Teperski. Zgłaszając się, o
rekolekcjach wiedziałem tylko, że są dla studentów. Dlatego dzwoniąc do
koleżanki zacytowałem siostrę Małgorzatę Chmielewską ze styczniowego wywiadu
dla „Wysokich Obcasów Extra”, że „Święty musi być szalony”. Bo powoli odkrywam,
że z rekolekcjami jest jak pogodą. Warto na nie pojechać spontanicznie.
Wystarczy tylko chęć wzięcia udziału i otwarte serce na zaplanowany dla nas
stan duchowej atmosfery. Czasem czeka na nas pomarańczowa poświata wschodzącego
słońca, czasem lekki powiew orzeźwienia. Innym razem możemy wyjść na długą
ulewę, może nawet stawić czoło niszczącemu wszystko huraganowi.
Ostatnio do wiary zacząłem mieć podejście bardziej
intelektualne. Moją całą akademicką półkę zajęły bardzo mądre książki. Szukałem
wyjątkowych autorytetów, ciekawych myśli, poszerzałem horyzonty. Jednak charyzmatyczny
kapucyn trafił w sedno. Gdybyśmy nie byli słabi, jeżeli nie mielibyśmy
problemów to nie przyjechalibyśmy na rekolekcje. Miał rację, bo aż tam dociągnąłem
za sobą bagaż ostatnich miesięcy. Duży, górski plecak był wypełniony utratą
wiary w drugiego człowieka, w tworzenie relacji damsko-męskich, a i może w dar
mający mnie uratować - utratę wiary w pasję i marzenia. Następnie br. Paweł
wspomniał o swoim doświadczeniu prawie trzyletniej depresji, która pojawiła się
po święceniach. Utożsamiłem to wspomnienie z samym sobą, bo zagracając relację
z Bogiem, niszczyłem samego siebie.
Nie działaj za Boga
W San Giovanni Rotondo mieszkał młody chłopak. Udzielał się
przy parafii, w przyszłości chciał zostać księdzem. Gdy jednak miał nadejść
czas wyboru życiowej drogi, zgłosił się do o. Pio po poradę. Starszy zakonnik,
wiedząc z jakimi rozterkami przychodzi, dał mu krótką radę: - Masz założyć
rodzinę. Pomimo tego chłopak nie chciał się zgodzić z „boską” wskazówką.
Później przychodził kilkakrotnie do zakonnika, ale otrzymywał taką samą
odpowiedź. Jednak pewnego dnia nie wytrzymał. Cały podenerwowany, zaczął
krzyczeć w kościele: - Dobrze, mam się ożenić. Ale z kim? Na to o. Pio
odpowiedział wskazując na pewną dziewczynę siedzącą w ławce: - Z nią. Później rzeczywiście
chłopak ożenił się ze wskazaną kobietą. Miał z nią kilkanaścioro dzieci, z których
jedno zostało kapucynem, sprzedającym tą historię do dziś.
Bo tak to czasami z nami jest. Po wakacjach chcemy spiąć
poślady, napiąć muskuły. Mamy wygórowane postanowienia noworoczne. Pragniemy zmienić
siebie, a może nawet od razu cały świat. Planujemy swoje po rekolekcyjne
nawrócenia. Zaczynamy czytać książki, uczyć się angielskiego, pracujemy nad
warsztatem... gramy w kosza, biegamy, troszczymy się o ciało... nie zapominamy przy
tym oczywiście o Bogu, modlitwie. Chcemy ulepszyć swoje życie, naprawiając
wszystko naraz. Tylko wtedy jesteśmy jak pewien modlący się ksiądz: - Boże, teraz
mi nie przeszkadzaj, bo się modlę. Jak człowiek wspinający się po drabinie,
chcący z pierwszego szczebla wejść od razu na ostatni. Jeżeli będziesz chciał sam
się nawrócić to nawet szkoda twojego czasu. Nawrócić człowieka może tylko Bóg.
Do nas należy na Jego propozycję odpowiedzieć krótkim tak.
Potrzebne Boże kłody
Na pierwszej konferencji usiadłem w pierwszym rzędzie.
Opakowałem się w nieocenione pomoce - Pismo Święte, notatnik A4, długopis. Brat
Paweł mówił, Sebastian notował. Nie minęło 5 minut kiedy to dostałem strzał
prosto w oczy. Kapucyn mówiąc do wszystkich, mówił do mnie i mojej nowo
poznanej koleżanki. - Jeżeli chcecie to ja wam wyśle 120 stronnicowy skrypt do
tych rekolekcji. Jeżeli jednak nie chcecie zanotować tych rekolekcji, a je
przeżyć - ciągnął dalej z przewrotnym uśmiechem - to nie piszcie. Wiara rodzi
się ze słuchania.
W piątek czekał na mnie następny pstryczek. Nie znałem wielu
spośród 60 osób. Wszak zawsze uważałem się za osobę stadną, lubiącą nawiązywać
nowe znajomości. Brat Paweł zaplanował jednak dla nas wieczorną ciszę. Po
wyjściu z konferencji mieliśmy się do siebie nie odzywać. Skupić na rozważanym
Liście do Efezjan, na Słowie, na Bogu. Szczególnie tym doświadczeniem dzielili
się na sam koniec stali bywalcy sióstr Franciszkanek. Bo przecież zaplanowali
już sobie wieczorne rozmowy, dzielenie się minionymi przeżyciami. Jednak
mieliśmy zdać sobie sprawę z trzech rodzajów pokus - Złego, świata i ciała.
Uświadomić sobie samemu, że to ja zabiłem Jezusa. Zrozumieć wreszcie, że jestem
grzesznikiem. Takie newsy można przyjąć tylko w kaplicy, stając w prawdzie
twarzą w twarz z Bogiem.
Rysunek Martyna Czarny.
Zdjęcia Patrycja
Kawucha.
PS Link do drugiej części świadectwa z rekolekcji w
Lublinie:
http://sebastian-banasiewicz.blogspot.com/2013/12/boska-matematyka-zbawienia.html.
http://sebastian-banasiewicz.blogspot.com/2013/12/boska-matematyka-zbawienia.html.
Fotoreportaż "Wiara rodzi się ze słuchania"
Rekolekcje studenckie w Lublinie u sióstr Franciszkanek
Misjonarek Maryi w dn. 13-15 grudnia.