poniedziałek, 24 marca 2014

Jak popełnić samobójstwo?

„Skoro w telewizji pokazują, że jest wiosna, to znaczy, że ona jest” - stwierdziła żona wpatrując się w białe kwiaty bijące z telewizora. Mąż nie słuchał. Siedzący na drugim fotelu był zajęty oglądaniem przez ogromne okno opadów deszczu i śniegu. Scena pochodzi z rysunku Juliana Bohdanowicza znalezionego w telewizyjnym tabloidzie. Bo wygląd sytuacji zależy od ekranu, przez który na nią patrzymy. Dla wielu zaczęła się właśnie wiosna - symbol rodzącego się życia. Dla niego skończyło się wszystko.





Odwoziłem babcię do domu na wsi. Zapytałem się, czy może nie chce odwiedzić dziadka na cmentarzu. Po przejściu przez bramę szukała czegoś wzrokiem. Powiedziała, że parę dni temu został tu pochowany 19-letni chłopak. Dostrzegliśmy stertę białych wiązanek, na nich kilka dużych wstążek od rodziców, rodziny, szkoły. Jego grób nie miał jeszcze płyty nagrobnej, ani chociaż tabliczki. Nic o nim nie wiem. Na koniec babcia dodała, że się powiesił.

Raz byłem na pogrzebie samobójcy. Podczas mojego pobytu w liceum zginęło trzech moich znajomych. Dwóch miało problemy w domu. Odreagowywali je przez zabawę i alkohol. Pierwszy wpadł pod samochód wracając do domu „pod wpływem”. Drugi utonął, bo po piwach próbował przepłynąć zalew. Z ostatnim grywałem w siatkę. W przerwach to właśnie on wydawał się najradośniejszy, dusza towarzystwa. Z dnia na dzień, nie dając nikomu poznać siebie, powiesił się.

Dlaczego?

Czekając na babcię, która przyjechała do dentysty, przeglądałem najnowszego Newsweeka. Na okładce rodzina z walizkami wybierała się na „drugą falę emigracji”. W środku o Ukrainie, nowym podręczniku dla pierwszoklasistów, osobach występujących z Kościoła. W felietonie Marcin Meller wspominał o swoich wagarach. Trzy dni wcześniej widziałem jak przedszkolaki topiły marzannę, przy prawie letniej pogodzie. Po powrocie do domu zaczęła padać ulewa. Czekał mnie jeszcze okropny widok, bo zobaczyłem łzy mamy z powodu utraty pracy. Świat jest całą masą problemów, ale czy jakimkolwiek ich rozwiązaniem może być samobójstwo?

Pytanie, które naturalnie nasuwa się w przypadku samobójcy brzmi: - dlaczego? Statystyki Komendy Głównej Policji podają, że w 2012 roku odnotowano 5791 (w tym 4703 przypadki dotyczą mężczyzn) zamachów samobójczych, z których 4177 zakończyło się zgonem. Ponad 70 % „zamachowców” jak nazywa ich KGP próbowało się powiesić. W prawie połowie przypadków do próby samobójczej dochodziło w mieszkaniu. Najważniejsza jednak jest rubryka „ustalone przyczyny zamachów”, którymi są najczęściej: choroba psychiczna, nieporozumienia rodzinne, przewlekła choroba, zawód miłosny, czy warunki ekonomiczne.

Dodajmy do tego jeszcze przekazywane przez mass media informacje o sławnych samobójcach, który wpływa na wzrost liczby popełnionych samobójstw. Taką tezę udowodnił amerykański socjolog David Phillips już w 1974 r. Obserwowany przez niego wzrost był 10-krotny i sięgnął 1000 proc. w przypadku samobójstw ludzi pokroju Marilyn Monroe i kilkuset procent w przypadku mniej znanych.

Kultura?

Oprócz wymienionych powodów ogromny wpływ ma również środowisko. - Szukanie odpowiedzi na te pytania bywa zwykle utrudnione odkrywaniem, że osoby, które były dla nich dotychczas autorytetem, nie są doskonałe - wyjaśnia Joanna Gwiazdowska, lekarz psychiatra dzieci i młodzieży. Pani psychiatra dodaje, że samobójstwo nie jest najczęściej wynikiem nagłej, jednorazowej decyzji, lecz skutkiem długotrwałych, narastających konfliktów, urazów np. patologii. Do tego worka czynników badania dorzucają depresję. Pod wpływem takiej dawki czynników człowiek może chcieć jednego - autodestrukcji.

W kulturze od dawna trwa oswajanie ze śmiercią. W literaturze, filmie, grach komputerowych śmierć nie tylko jest elementem fabuły. Z zabawy przekształca się ona w wybór. Uznanie siebie jako pana swojego życia, który nawet zdecyduje kiedy umrze. Jak choćby w filmie Jana Komasa „Sala samobójców”. Gdzie tytułowy Dominik zamienia prawdziwe życie na to wirtualne. W komputerze szuka recepty na rozwiązanie problemów. Jak prawie każdy samobójca nie szuka pomocy u realnego, drugiego człowieka. 

O „modzie na samobójstwo” napisał w książce „Samobójstwo” ks. Andrzej Zwoliński. Zwrócił on uwagę, że w kulturze najbardziej o śmierci krzyczy muzyka. Przykładowo w branży muzycznej funkcjonuje określenie tzw. Klubu 27, do którego należą muzycy zmarli nagle w wieku 27 lat (Brian Jones, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison, Kurt Cobain, Amy Winehouse). Z tego grona Cobain popełnił samobójstwo, a w pozostałych przypadkach śmierć była efektem samobójczego stylu życia. Zostawiam na bok same teksty piosenek. Istotniejsze jest lansowanie życia spod znaku sex, drugs and rock'n'roll.

Ostateczność?

Człowiek ma wbudowane mechanizmy obronne przeciw zagrożeniu, w domyśle - śmierci.  Boimy się wysokości, bo mózg doskonale wie, co by się stało w przypadku upadku. Dlatego za przekroczeniem naturalnej bariery stoi ogromny dramat jednostki. Każdy samobójca jest inny. Staje nad przepaścią życia z innego powodu.

Dlatego najczęściej przyszli „samobójcy” pragną tylko zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Często mówią o swoich problemach w sposób pośredni (np. że nie chce im się żyć), czasem mówią o śmierci wprost. Reakcja leży po stronie kolegów, nauczycieli, rodziców. Po pierwszych sygnałach należy okazać chęć wsparcia, próbować rozmawiać, na pewno być. Na sytuację przejściową pomogą rozmowy. Jeżeli stan jest poważny to należy reagować specjalistą, czyli wizytą u lekarza. 

Nigdy nie dokonałem zamachu samobójczego na swoje życie. Jednak w czasie pół rocznej depresji miałem myśli samobójcze. Jednymi z przyczyn były utracenie sensu życia, zrezygnowanie z celów i odwrócenie wartości do góry nogami. Po tych doświadczeniach wiem, że śmierć byłaby tylko niełatwą wymówką. Ucieczką od problemów. Zabraniem sobie jednego - nadziei.