Kim jest przyjaciel? Osobą, która z buciorami wchodzi do
twojego akademickiego pokoju. Instytucją, która jednocześnie na ciebie wrzeszczy
i ciebie pociesza. Świrem, który nieznajomym współlokatorom wykrzyczy, że
jesteś wyjątkowy. Po czym wyjdzie i trzaśnie drzwiami.
Od tej samej osoby dostałem o 3 w nocy SMS-a: „JEZUS nie może być wszędzie, dlatego wynalazł PRZYJACIELA, aby przez niego powiedzieć, jak BARDZO CIEBIE KOCHA. Szuka i czeka na Twoją odpowiedź na pytanie: "Czy wierzysz we Mnie?". Posłużył się mną, żeby Ci powiedzieć, że JESTEŚ JEGO UKOCHANYM SYNEM. Zabrałam TWÓJ BLOG na moje indywidualne rekolekcje, z których właśnie wróciłam. Treścią moich rozmyślań był Twój blog - Twoje teksty. Przeanalizowałam je jeszcze raz (uwielbiam do nich wracać), a szczególnie rozmyślałam nad jednym fragmentem. Podsumowaniem jest pytanie: Czy "Wierzę w Jezusa?". TEN KTÓRY JEST wciąż czeka na odpowiedź: Już wierzę Panie! To Jezus pierwszy pokazał mi JAK mam w Niego wierzyć. Pokazał to krocząc swoją drogą na krzyż”.
Więcej takich
poranków
Promienie słońca obudziły mnie w sobotę o 5 rano. Ziewając
sięgnąłem po telefon. Nacisnąłem na otrzymaną wiadomość. Czytałem ją jednym okiem.
Za chwilę dwoma. Najmilsza pobudka jaką kiedykolwiek miałem. Bo to jest dla
mnie niewyobrażalne, że ktoś może zabrać moje teksty na rekolekcje. Na skrzynkę
mogę otrzymywać pozdrowienia z dopiskiem „nawrócona dzięki jednemu z Twoich
postów”. 1,5 roku temu pukałbym się w czoło, gdyby mi ktoś powiedział, że
kiedyś będę pisać. Jeszcze dla żartu powinien dodać, że przez Jezusa zmienię
czyjeś życie.
Z minionym tygodniu wstawałem raczej w okolicach 11. Dlatego
śmieję się pisząc, że po kilkukrotnym przeczytaniu SMS-a, wyjąłem zakurzoną gitarę.
Po 5 rano przy otwartym akademickim oknie zacząłem swój pół godzinny recital.
Sąsiedzi nie żalili się później, że przez większość czasu słyszeli takie hity
jak „Przyjaciela mam”. Z radości fałszowałem tekst idealnie definiujący przyjaźń.
Za chwilę pani portierka zadała mi ciekawe pytanie: „Sebastian,
gdzie można iść w sobotę przed 6 rano?”. Szeroko się uśmiechnąłem i rzuciłem
coś w stylu: „Dzisiaj już nie zasnę. Idę pobiegać”. Przebiegając obok kapucynów
pomyślałem, że wstąpię na chwilę. Trochę się zdziwiłem, bo pocałowałem klamkę.
Żyłem w przekonaniu, że to jedyny kościół w Kielcach otwarty 24 godziny na
dobę.
Po prysznicu posprzątałem cały pokój. Nauczyłem się na jeden
z przedmiotów. Przeczytałem parę rozdziałów książki. Przygotowałem materiały do
następnego tekstu. Ugotowałem obiad. Czułem się nienaturalnie, bo od 14 nie
wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Pozostało mi tylko umówić znajomych na wspólne
oglądanie finału Ligii Mistrzów. Po czym od dawna miałem czas tylko dla siebie,
na odpoczynek.
Więcej takich ludzi
Bo nie można być czyimś przyjacielem. Można być przyjacielem
dla kogoś. Różnicę najlepiej wyczuć na następującym przykładzie. Kiedyś
zrobiłem nieoficjalny casting na przyjaciół. Wypisałem na kartce moich kilkudziesięciu
najlepszych znajomych. Zacząłem ich wystawiać na różne próby. Sprawdzać, aż któryś
zasłuży na łatkę z napisem „przyjaciel”. Po miesiącach sfrustrowany dziwiłem
się, że nikt na nią nie zasługuję. Nie wiedząc, że najpierw to ja powinienem
być dla kogoś przyjacielem.
Czemu dzielę się tak intymnymi doświadczeniami? Bo doskonale
wiem, że każdy ma potrzebę kochania. Dzielenia się radościami, przeżywania
wspólnie trudności, wypicia razem piwa. Złym pomysłem jest tresowanie bliskich
osób. Dzwonienie do nich o 3 w nocy z prośbą, żeby do ciebie przyjechali (tego
nie spróbowałem, bo raczej już nie miałbym znajomych). Polecam sprawdzoną metodę
bezinteresownego bycia. Jej pożyczę notatki, jemu doradzę z zakupem prezentu.
Po wszystkim pójdziemy na spacer, na kawę, pogadamy. Przyjaźń zaczyna się tylko
od ciebie.
W „Małym Księciu” Lis tłumaczył głównemu bohaterowi, że
najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Pouczał go, że najpierw przyjaciela
trzeba oswoić. Zwrócić uwagę na jego charakter, poznać go. Później chłopiec
miał przejść „ceremonię”. Lis uświadamiał mu, że dopiero przyjaźń zdecyduje o
jego wyjątkowości. Nie zgadzam się z Lisem. Bo przyjaciel potrafił mi
powiedzieć, że jestem wyjątkowy nawet dobrze mnie nie znając. Wyjątkowość można
dostrzec już w pierwszym spojrzeniu.
Weekend skończył się wyjątkowym spotkaniem z Piotrem Żyłką, katolickim
publicystą. Piotrek mówił o tym, że nie wierzymy w Jezusa. Według niego bycie
chrześcijaninem to moment, gdy możesz dzięki Jezusowi dokonywać cudów.
Przypomniał nam o atomowym działaniu Ducha Świętego w naszym życiu. Doradził,
że codziennie powinniśmy się modlić do Ducha Świętego. Chcesz zacząć wierzyć w
Boga? Chcesz być przyjacielem? Módl się. Uwierz. Wreszcie nim bądź.
Jak tak dalej pójdzie to przyjaciółka wygryzie mnie z
pisania. Weekend skończył się następnym SMS-em: „KOCHAM WŁAŚNIE CIEBIE I NIGDY
NIE PRZESTANĘ... I NAJBARDZIEJ PRAGNĘ, ABYŚ W TĘ MOJĄ MIŁOŚĆ DO CIEBIE W KOŃCU
UWIERZYŁ (...). Nadawca: JEZUS CHRYSTUS. (...) DAŁEM TOBIE przyjaciółkę -
Twojego Anioła, którym się POSŁUGUJĘ, ponieważ (najczęściej) PRZEMAWIAM PRZEZ
CZŁOWIEKA”.