poniedziałek, 26 maja 2014

Osoba zmieniająca życie na co dzień

Kim jest przyjaciel? Osobą, która z buciorami wchodzi do twojego akademickiego pokoju. Instytucją, która jednocześnie na ciebie wrzeszczy i ciebie pociesza. Świrem, który nieznajomym współlokatorom wykrzyczy, że jesteś wyjątkowy. Po czym wyjdzie i trzaśnie drzwiami.


Od tej samej osoby dostałem o 3 w nocy SMS-a: „JEZUS nie może być wszędzie, dlatego wynalazł PRZYJACIELA, aby przez niego powiedzieć, jak BARDZO CIEBIE KOCHA. Szuka i czeka na Twoją odpowiedź na pytanie: "Czy wierzysz we Mnie?". Posłużył się mną, żeby Ci powiedzieć, że JESTEŚ JEGO UKOCHANYM SYNEM. Zabrałam TWÓJ BLOG na moje indywidualne rekolekcje, z których właśnie wróciłam. Treścią moich rozmyślań był Twój blog - Twoje teksty. Przeanalizowałam je jeszcze raz (uwielbiam do nich wracać), a szczególnie rozmyślałam nad jednym fragmentem. Podsumowaniem jest pytanie: Czy "Wierzę w Jezusa?". TEN KTÓRY JEST wciąż czeka na odpowiedź: Już wierzę Panie! To Jezus pierwszy pokazał mi JAK mam w Niego wierzyć. Pokazał to krocząc swoją drogą na krzyż”.

Więcej takich poranków

Promienie słońca obudziły mnie w sobotę o 5 rano. Ziewając sięgnąłem po telefon. Nacisnąłem na otrzymaną wiadomość. Czytałem ją jednym okiem. Za chwilę dwoma. Najmilsza pobudka jaką kiedykolwiek miałem. Bo to jest dla mnie niewyobrażalne, że ktoś może zabrać moje teksty na rekolekcje. Na skrzynkę mogę otrzymywać pozdrowienia z dopiskiem „nawrócona dzięki jednemu z Twoich postów”. 1,5 roku temu pukałbym się w czoło, gdyby mi ktoś powiedział, że kiedyś będę pisać. Jeszcze dla żartu powinien dodać, że przez Jezusa zmienię czyjeś życie.

Z minionym tygodniu wstawałem raczej w okolicach 11. Dlatego śmieję się pisząc, że po kilkukrotnym przeczytaniu SMS-a, wyjąłem zakurzoną gitarę. Po 5 rano przy otwartym akademickim oknie zacząłem swój pół godzinny recital. Sąsiedzi nie żalili się później, że przez większość czasu słyszeli takie hity jak „Przyjaciela mam”. Z radości fałszowałem tekst idealnie definiujący przyjaźń.

Za chwilę pani portierka zadała mi ciekawe pytanie: „Sebastian, gdzie można iść w sobotę przed 6 rano?”. Szeroko się uśmiechnąłem i rzuciłem coś w stylu: „Dzisiaj już nie zasnę. Idę pobiegać”. Przebiegając obok kapucynów pomyślałem, że wstąpię na chwilę. Trochę się zdziwiłem, bo pocałowałem klamkę. Żyłem w przekonaniu, że to jedyny kościół w Kielcach otwarty 24 godziny na dobę.

Po prysznicu posprzątałem cały pokój. Nauczyłem się na jeden z przedmiotów. Przeczytałem parę rozdziałów książki. Przygotowałem materiały do następnego tekstu. Ugotowałem obiad. Czułem się nienaturalnie, bo od 14 nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Pozostało mi tylko umówić znajomych na wspólne oglądanie finału Ligii Mistrzów. Po czym od dawna miałem czas tylko dla siebie, na odpoczynek.

Więcej takich ludzi

Bo nie można być czyimś przyjacielem. Można być przyjacielem dla kogoś. Różnicę najlepiej wyczuć na następującym przykładzie. Kiedyś zrobiłem nieoficjalny casting na przyjaciół. Wypisałem na kartce moich kilkudziesięciu najlepszych znajomych. Zacząłem ich wystawiać na różne próby. Sprawdzać, aż któryś zasłuży na łatkę z napisem „przyjaciel”. Po miesiącach sfrustrowany dziwiłem się, że nikt na nią nie zasługuję. Nie wiedząc, że najpierw to ja powinienem być dla kogoś przyjacielem.

Czemu dzielę się tak intymnymi doświadczeniami? Bo doskonale wiem, że każdy ma potrzebę kochania. Dzielenia się radościami, przeżywania wspólnie trudności, wypicia razem piwa. Złym pomysłem jest tresowanie bliskich osób. Dzwonienie do nich o 3 w nocy z prośbą, żeby do ciebie przyjechali (tego nie spróbowałem, bo raczej już nie miałbym znajomych). Polecam sprawdzoną metodę bezinteresownego bycia. Jej pożyczę notatki, jemu doradzę z zakupem prezentu. Po wszystkim pójdziemy na spacer, na kawę, pogadamy. Przyjaźń zaczyna się tylko od ciebie.

W „Małym Księciu” Lis tłumaczył głównemu bohaterowi, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Pouczał go, że najpierw przyjaciela trzeba oswoić. Zwrócić uwagę na jego charakter, poznać go. Później chłopiec miał przejść „ceremonię”. Lis uświadamiał mu, że dopiero przyjaźń zdecyduje o jego wyjątkowości. Nie zgadzam się z Lisem. Bo przyjaciel potrafił mi powiedzieć, że jestem wyjątkowy nawet dobrze mnie nie znając. Wyjątkowość można dostrzec już w pierwszym spojrzeniu.

Weekend skończył się wyjątkowym spotkaniem z Piotrem Żyłką, katolickim publicystą. Piotrek mówił o tym, że nie wierzymy w Jezusa. Według niego bycie chrześcijaninem to moment, gdy możesz dzięki Jezusowi dokonywać cudów. Przypomniał nam o atomowym działaniu Ducha Świętego w naszym życiu. Doradził, że codziennie powinniśmy się modlić do Ducha Świętego. Chcesz zacząć wierzyć w Boga? Chcesz być przyjacielem? Módl się. Uwierz. Wreszcie nim bądź.

Jak tak dalej pójdzie to przyjaciółka wygryzie mnie z pisania. Weekend skończył się następnym SMS-em: „KOCHAM WŁAŚNIE CIEBIE I NIGDY NIE PRZESTANĘ... I NAJBARDZIEJ PRAGNĘ, ABYŚ W TĘ MOJĄ MIŁOŚĆ DO CIEBIE W KOŃCU UWIERZYŁ (...). Nadawca: JEZUS CHRYSTUS. (...) DAŁEM TOBIE przyjaciółkę - Twojego Anioła, którym się POSŁUGUJĘ, ponieważ (najczęściej) PRZEMAWIAM PRZEZ CZŁOWIEKA”.