Przeżywamy obecnie modę na samorozwój. Wszędzie można przeczytać porady o tym jak się rozwijać. Niemalże każdy portal internetowy chce nam podpowiedzieć jak osiągnąć sukces. Na końcowych stronach tygodników czytamy jak się zmotywować. Półki uginają się od książek o coachingu. Zgadzając się z tezą, że bez wybitnych osiągnięć nie będziemy szczęśliwi.
Wśród moich znajomych obserwuję modę na bieganie. Koleżanki opowiadają o nowych dietach, pięciu porcjach owoców, zbilansowanych posiłkach. Koledzy chwalą się ilością wypoconego potu, powtórzonych ćwiczeń, zjedzonego białka. Jedni uczą się trzeciego języka obcego. Inni zapisują się na kursy podrywu. Wszystko szczegółowo rozpisane na etapy, daty, godziny. Tylko czy kluczem do szczęścia ma być dokładne zaplanowanie marzeń? U mnie zupełnie się to nie sprawdziło. Może zabrakło mi popularnego coacha.
Zadaniem coachingu jest przyśpieszenie tempa twojego rozwoju. Mentalny trening ma polepszyć efekty twojego działania. Z założenia - proces zmieniający twoje życie. Zadaniem coachów jest zmienić życie klienta w szczególnie w zakresie kariery zawodowej, zdrowia i relacji interpersonalnych. Sprowadza się to do wypełniania cotygodniowych raportów. Sztuczkami zaczynamy zmieniać myślenie. Jednak sztuczność procesu potrafi legnąć w gruzach, gdy tylko jednorazowo przegapimy poranny jogging.
Kiedyś po blogach krążył projekt o nazwie Lista 100. Biorąc w nim udział należało wypisać własną listę stu marzeń, pomysłów, celów. Wszystko co chcielibyśmy w życiu osiągnąć. Moda na samorealizację pchała blogerów do wyimaginowanej listy. Marzenia często były naciągane, ściągnięte od innych. Bo przecież głupotą jest zakładanie, że dokładnie wypełnimy STO punktów. Projekt już w założeniu nie mógł zostać zrealizowany. Bo do wypunktowania listy potrzebowalibyśmy przynajmniej dwukrotnie dłuższego życia.
Czy pragnienie bycia idealnym może uszczęśliwić? Czy spełnianie na siłę marzeń może dać poczucie spełnienia? Chciałbym jako poczciwy staruszek radować się z tego, co w życiu zrobiłem. Natomiast nie chciałbym się zasmucać, że jeszcze tylu celów nie zrealizowałem. Dlatego mówię tak nauce optymalizacji podejmowania decyzji. Ale mówię nie choremu zarządzaniu życiem, gdzie mam nawet wpisaną do notatnika godzinę korzystania z kibla.
Dobry coaching to drogi coaching. Świat potrafi wydawać za nowoczesnych mentorów ciężkie tysiące. Paradoksalne jest to, że w Kościele takie wsparcie jest darmowe. Religijni liderzy od tysięcy lat stawiali na rozwój osoby. Dzisiaj wystarczy regularnie odwiedzać konfesjonał. Duchowy coaching znany jest pod nazwą kierownictwa duchowego. Osoba prowadzona (penitent) opowiada o swoim życiu. Kierownik duchowy (spowiednik) pyta i radzi. Dokładnie to samo tylko pod inną łatką. Jedyna różnica to Zbawienie.
Rozwojem nie jest jak największa liczba wytyczonych sobie celów. Moda ma to do siebie, że się zmienia. Dlatego chciałbym ustanowić nową. Na zrealizowanie swojego największego marzenia. Nie ma co tracić czasu na basen. Nie ma co zastanawiać się nad dodatkowym kursem asertywności. Należy skupić się na najważniejszym. Poradniki odstaw na bok. Wsłuchaj się w siebie. Usłysz wreszcie co dyktuje tobie serce. Może pod natłokiem zajęć nigdy go nie usłyszałeś.