niedziela, 23 listopada 2014

Najpiękniejszy prezent na świecie

Do tworzenia prezentów podchodzę tak samo jak do gotowania. Żongluję produktami, łączę na nowo smaki, na koniec dekoruję. Zachowuję się jak francuski kucharz, nawet z resztek potrafię przygotować piękne danie. Bo w prezentach liczy się tylko kreacja.






Odłóżmy ma bok wszelkie akty serca, wielkie czyny, czy miłe słowa. W tym felietonie skupmy się tylko na wszystkim co świeci, pachnie, czego można dotknąć. Do tej pory były dwa takie prezenty, które pobiły wszystkie posiadane przeze mnie rzeczy materialne. Pokonały takie podarki jak pierwszy rower na komunię, Pismo Święte w skórzanej oprawie otrzymane od zaprzyjaźnionego zakonnika, czy wielką pluszową maskotkę w kształcie prezerwatywy od zwariowanych znajomych na 18. urodziny. Obydwa dostałem na ostatnie urodziny.

Życiowe pudełko  

Zacznijmy od drugiego. Od wielkiego pudła, jasnozielonego z czerwonymi tulipanami. Pomyślałem, że darczyńca za bardzo wziął sobie do serca moje żarty o glanach, które on już posiadał, ja jeszcze nie. Nieśmiało zdjąłem pokrywę. Przygotowanie zawartości musiało zająć długie roboczogodziny. 365 cukierków. Do każdego przywiązana kolorowa karteczka z motywującym cytatem. Prezent uczący sumienności - mojej wady głównej. Czerwona karteczka, w dniu napisania tego tekstu, brzmiała: „Ludzie wierzą, że aby zdobyć sukces trzeba wcześnie wstawać. Otóż nie - trzeba wstawać w dobrym humorze” Marcel Achard.  Konsumując cukierek o smaku toffi, pomyślałem - jest jeszcze dla mnie nadzieja.   
    
Prezent mierzę miarą serca. Najważniejsze są dla mnie intencje. Obdarowujący i obdarowywany  zawsze muszą patrzeć na zawartość pudełka przez pryzmat tego, co ono przekazuje. Ale równie ważna jest kreatywność. Najczęstszym prezentem otrzymywanym do moich rodziców były pieniądze. Pieniądze są świetne, ale wręczone na Boże Narodzenie wydają się raczej żałosne. Można pójść na łatwiznę. Ale po co?

Drewniany album 

Prezenty można porównać do podrywu. Jedno i drugie, żeby zrobiło wrażenie, musi zaskakiwać. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie rozstrzygnięcie konkursu na najlepszy podryw w duszpasterstwie akademickim Beczka. On zobaczył ją w październiku. Zaczął działać dopiero w marcu. Rodrigo chodził  za fascynacją półtora miesiąca. Ukradkiem robił jej zdjęcia. Z 1000 wybrał 15. Jedna fotografia na jeden werset 4. rozdziału Pieśni nad pieśniami, gdzie Oblubieniec opisuję Oblubienicę. Zrobił z tych zdjęć album. Drewniane okładki, zszyte sznurkiem, rękodzieło. Każde zdjęcie poetycko opisał. Prezent wręczył na jej urodziny w maju. Ale najciekawsze było zakończenie. Bo dobry podarunek to podarunek dobrze zapakowany. Do prezentu należy jeszcze dołączyć całą otoczkę.

Po 15 wersach komplementów, 4. rozdział Pieśni nad pieśniami kończy się odpowiedzią Oblubienicy: „Powstań, wietrze północny, nadleć wietrze z południa, wiej poprzez ogród mój, niech popłyną jego wonności! Niech wejdzie miły mój do swego ogrodu i spożywa jego najlepsze owoce!”. Wybranka Rodriga mieszkała w domu z ogrodem. Poprosił, że jeżeli chce go poznać to ma wywiesić tabliczkę z zacytowanym fragmentem na furtce do jej ogródka („niech wejdzie miły mój do swego ogrodu”). Od daty jej urodzin będzie czekał tam na nią przez tydzień o dwóch porach w południe i o północy (bo wiatr był z północny i z południa). Czwartego dnia Oblubienica wywiesiła kartkę. W prezent wpisana jest wolność. Możesz go przyjąć, albo nie. Możesz zapamiętać go do końca życia, albo za dzień wystawić na portalu aukcyjnym.

Zielony zeszyt

Jak wykorzystywać te porady w praktyce? Trenować. Świat będzie o wiele lepszym miejscem, jeżeli nauczymy się dawać. Bezinteresownie wyślemy do kogoś motywującego SMS-a. Kupimy bukiet róż i w dzień kobiet wręczymy je napotkanym na ulicy dziewczynom. Ustalimy zlecenie stałe i co miesiąc nasze 5 zł powędruje na konto dobroczynnej fundacji. W prezentach liczy się pomysł. Ostatnim składnikiem ideału jest znajomość osoby.

Uwielbiam pisać. Pracuję nad pierwszą książką. Te informacje są niezbędne do zrozumienia wartości najlepszego prezentu, jaki dostałem. Jest nim zeszyt formatu A4. Spotkaliśmy się. Dostałem misia. Usłyszałem piękne życzenia. Spacerowaliśmy pośród pięknej okolicy. Weszliśmy na scenę amfiteatru. Z torby został wyciągnięty wielki zielony zeszyt. Zacząłem go oglądać z zaciekawianiem dziecka, rozpakowującego prezenty w Wigilię. Był obklejony wieloma nalepkami. Wewnątrz na pierwszej stronie moje zdjęcie. Wertuję strony. Jeszcze więcej zdjęć, cytatów, pocztówek. Czytam pierwszy akapit. Pierwsza myśl - pięknie napisane. Czytam dalej. Zaraz, zaraz... chyba już kiedyś to czytałem. Wow! Zeszyt był własnoręcznie przepisanymi tekstami z mojego bloga. Usłyszałem: - Oto twoja pierwsza książka.