Książka
Karola Dickensa „Opowieść wigilijna” powinna być tytułem obowiązkowym. Takim
czytanym do poduszki maluchom (i nie tylko) szczególnie w czasie świąt. Bo
filmy z Kevinem są znane na pamięć, bo i atmosfera rok w rok niby ta sama.
Jednak warto poczuć wyjątkowość grudnia, czytając właśnie opowiadania.
Uchwycony wieczorny detal, staje się przepięknym tłem do naszych
bożonarodzeniowych obowiązków. Po takiej lekturze zapominamy o zmywaniu okien,
wertowaniu książek kucharskich i godzinnych wędrówkach po prezenty. Wreszcie
zauważamy naszych bliskich, a nawet zapraszamy nieznajomego do zajęcia wolnego
miejsca przy stole.
W
drugiej połowie XIX wieku najbardziej znanym pisarzem na świecie był właśnie
Dickens. Jego życiowa historia jest już sama w sobie opowieścią - od dziecka
pracującego w fabryce, żyjącego bez ojca, po bardzo bogatego, szczęśliwego
rodzica dziesięciorga dzieci. Jego twórczość jest odzwierciedleniem jego często
ciężkich wspomnień. Najbardziej znana „Opowieść wigilijna” ukazuje przemianę
człowieka skąpego, bezwzględnego i samotnego, w osobę dostrzegającą potrzeby
innych ludzi. Po jej wydaniu w ciągu sześciu tygodni autor stał się sławny w
całej Anglii. Zaś opowiadanie wpłynęło na wzorzec dzisiejszego świętowania.
Stając się tym samym zaczynem całej masowej otoczki grudnia.
Dla ubogich życzenie spotkania
Główny
bohater opowiadania Dickensa - Ebenezer Scrooge ma za zadanie odstraszyć swoją
osobą czytelnika. Nawet ziarenka dobra nie można dostrzec w jego osobowości.
Przypomina raczej skrzyżowanie doktora House'a ze zgryźliwym tetrykiem. W
wyniku różnych nadnaturalnych zjawisk, znanych dzieciakom z bajek o duchach,
przechodzi swoje nawrócenie. Okazuje się, że nawet największy grzesznik może
się poprawić. Więcej - nie ma ludzi naprawdę złych, są tylko samotni i
nieszczęśliwi. Jeżeli komuś wydaje się, że takie historie można znaleźć tylko w
bajkach to znaczy, że naprawdę sam jest ubogi.
11
grudnia u kapucynów odbyła się pierwsza w Kielcach wigilia dla ubogich (dzisiaj
o godz. 17 jest druga). Zaczęło się od tygodniowych, studenckich przygotowań.
Nagle pojawili się ludzie z zewnątrz, którzy chcieli pomóc. Zaczęliśmy Mszą
parafialną, gdzie podczas kazania duszpasterz akademicki - br. Adam wędrował
pomiędzy ludźmi z mikrofonem. Zadał wszystkim jedno pytanie - czym jest cud?
Odpowiedzi były zaskakujące - od mesjańskiego urodzenia Jezusa, przez
nadnaturalny czyn, po śmierć kolegi. Chyba wszystkie były trafne, bo cud jest
określeniem daru dla konkretnej osoby.
Dwa tysiące lat temu Jezus uzdrawiał trędowatych, chromych i paralityków.
Dzisiaj chyba najbardziej Jego cudów potrzebują ubodzy wewnętrznie, duchowo.
Dla biedy życzenie ubóstwa
Tuż
po ostatnim konklawe do kard. Bergoglia podszedł jeden z jego przyjaciół -
kard. Claudio Hummes z Sao Paulo. Po wyborze usłyszał od niego słowa: „Nie
zapomnij o ubogich”. Ta wskazówka miała skierować nowego papieża na wybranie
imienia po św. Franciszku z Asyżu. Podczas pierwszej konferencji prasowej
Ojciec święty wypowiedział słowa: „Och, jakże bardzo chciałbym Kościoła
ubogiego i dla ubogich!”. To zawołanie stało się jakby zapowiedzią programu
jego pontyfikatu. Papież nieustannie wskazuje, że Kościół powinien zaczynać się
od ubogich i jednocześnie stając się jeszcze bardziej ubogi.
Po
Mszy w „auli” u kapucynów zgromadziło się około 150 osób. Przyjść mógł każdy,
kto uważał się za ubogiego. Po modlitwie zaczęliśmy się łamać opłatkiem,
rozmawiać, być. Rodzajów biedy było tak dużo jak osób przy stołach. Zofia bez
rodziny. Jurek bez domu. Wojtek bez perspektyw. Pytałem się ich - czego mam
tobie życzyć? Odpowiadali, że spełnienia marzeń, tych najprostszych -
zaczynających się od bochenka chleba, po te największe - rodzinę, dom, miłość.
Później uśmiechaliśmy się do siebie, kończąc życzenia albo akademickim
misiakiem, albo świątecznym pocałunkiem. Uświadamiając sobie, że w biedę zawsze
wpisana jest samotność.