Długi czas na moim akademickim biurku zaszczytne miejsce
zajmował pewien obrazek. Zamknięty laptop odsłaniał oparte o ścianę dzieło
Barbieriego. Dzisiaj znanego bardziej pod pseudonimem Guercino (z włoskiego -
zezowaty). Może przez wadę wzroku znikający palec św. Tomasza w boku Jezusa
robi wrażenie. Obrazek dostałem od biskupa Henryka Tomasika w Brazylii.
Przesłanie zrozumiałem dopiero po wielu miesiącach w Rzymie, gdzie w Muzeach
Watykańskich znajduje się oryginał.
Podczas Mszy kanonizacyjnej ewangelia przypomniała spotkanie
Zmartwychwstałego z Tomaszem. Czytałem te słowa kilka razy. Strzał. Bo jestem
jak niewierzący apostoł. Modlitwa, pisanie, blog, studia, nauka,
duszpasterstwo, ludzie. Z pozoru wszystko się zgadza: w przyszłości z wyboru
pisarz i/lub budowlaniec, z powołania organizator kultu religijnego, z pasji
podróżnik. Wewnętrznie brakuje tylko jednego – żebym wreszcie uwierzył w
Jezusa. Jestem tak samo ślepy jak Tomasz. Takim opornym jednostkom Jezus musi
pokazywać swoje otwarte rany.
Papież Franciszek w czasie homilii powiedział: „Jan XXIII i
Jan Paweł II mieli odwagę oglądania ran Jezusa, dotykania Jego zranionych rąk i
Jego przebitego boku. Nie wstydzili się ciała Chrystusa, nie gorszyli się Nim,
Jego krzyżem”. Cechą świętych jest możliwość zobaczenia przez nich Chrystusa.
Nawet więcej, bo święty widzi Jezusa w drugim człowieku. Ciężko jest traktować
naszego nieprzyjaciela, krzywdziciela, czy wroga tak, jakbyśmy traktowali
stojącego obok Boga. Za swojego ziemskiego życia święci robili to wielokrotnie.
Większość osób zapytanych, co zapamiętała z Mszy
kanonizacyjnej, odpowiadała krótko: „Jan Paweł II został patronem rodziny”.
Dokładniej to był papieżem rodziny już tutaj. Tę drobną różnicę dostrzegła
Magdalena Środa, etyczka i filozofka, w tygodniku „Wprost”. Wyraziła opinię na
temat niedzielnych komentarzy Szymona Hołowni. Dzięki niemu zapamiętamy
kanonizację jako przesiadkę papieża z klasy ekonomicznej do klasy biznes.
Dzięki niej przypomnimy sobie, że Jan Paweł II nie przesiał się do klasy biznes
w dniu kanonizacji. „On w niej siedział od dawna”.
W Bazylice św. Piotra najwięcej minut spędziłem przed grobem
Jana Pawła II. Po pielgrzymkowej grze wstępnej - podanie intencji, prośby,
dziękczynienie, przeszedłem do bycia. Na przemian klęczałem i siedziałem.
Wpatrywałem się w marmurowy grób. Czytałem czytania z niedzielnej Eucharystii.
Dotarło do mnie, jaki był prawdziwy powód przyjazdu do Rzymu. Miałem na nowo
uwierzyć w Jezusa. Wiara nie zaczyna się w miejscu, gdzie mówisz wierzę.
Zaczyna się, gdy nią żyjesz.
Metafora dla pań: wiara to takie ubranie typu basic. Możesz kupić marynarkę w
graficzne wzory, jaskrawe spodnie, czy kolorowe szpilki. Zakładając je razem
będziesz wyglądała, co najwyżej jak przebieraniec z cyrku. Dlatego nie ma co
próbować sakramentów, lektury Pisma Świętego, duszpasterstwa. Musisz najpierw
spróbować Jezusa.
Drogę powrotną spędziłem na wpatrywaniu się w oświetloną
autostradę. Świetne tło dla rozważania przeżytych doświadczeń. Włoskie tunele
szybko zamieniły kolosalne zmęczenie w sen. Drogi do Polski nie pamiętam. Na
koniec wylądowałem u mojej duchowej siostry. Po nocy w malowniczej Sułoszowej
mogłem pociągiem wrócić do Kielc. Bez autostopów, pośpiechu i przygód. Bo
podczas drogi się dorasta.