środa, 17 grudnia 2014

Podczas drogi się dorasta

Długi czas na moim akademickim biurku zaszczytne miejsce zajmował pewien obrazek. Zamknięty laptop odsłaniał oparte o ścianę dzieło Barbieriego. Dzisiaj znanego bardziej pod pseudonimem Guercino (z włoskiego - zezowaty). Może przez wadę wzroku znikający palec św. Tomasza w boku Jezusa robi wrażenie. Obrazek dostałem od biskupa Henryka Tomasika w Brazylii. Przesłanie zrozumiałem dopiero po wielu miesiącach w Rzymie, gdzie w Muzeach Watykańskich znajduje się oryginał.


Podczas Mszy kanonizacyjnej ewangelia przypomniała spotkanie Zmartwychwstałego z Tomaszem. Czytałem te słowa kilka razy. Strzał. Bo jestem jak niewierzący apostoł. Modlitwa, pisanie, blog, studia, nauka, duszpasterstwo, ludzie. Z pozoru wszystko się zgadza: w przyszłości z wyboru pisarz i/lub budowlaniec, z powołania organizator kultu religijnego, z pasji podróżnik. Wewnętrznie brakuje tylko jednego – żebym wreszcie uwierzył w Jezusa. Jestem tak samo ślepy jak Tomasz. Takim opornym jednostkom Jezus musi pokazywać swoje otwarte rany.

Papież Franciszek w czasie homilii powiedział: „Jan XXIII i Jan Paweł II mieli odwagę oglądania ran Jezusa, dotykania Jego zranionych rąk i Jego przebitego boku. Nie wstydzili się ciała Chrystusa, nie gorszyli się Nim, Jego krzyżem”. Cechą świętych jest możliwość zobaczenia przez nich Chrystusa. Nawet więcej, bo święty widzi Jezusa w drugim człowieku. Ciężko jest traktować naszego nieprzyjaciela, krzywdziciela, czy wroga tak, jakbyśmy traktowali stojącego obok Boga. Za swojego ziemskiego życia święci robili to wielokrotnie.

Większość osób zapytanych, co zapamiętała z Mszy kanonizacyjnej, odpowiadała krótko: „Jan Paweł II został patronem rodziny”. Dokładniej to był papieżem rodziny już tutaj. Tę drobną różnicę dostrzegła Magdalena Środa, etyczka i filozofka, w tygodniku „Wprost”. Wyraziła opinię na temat niedzielnych komentarzy Szymona Hołowni. Dzięki niemu zapamiętamy kanonizację jako przesiadkę papieża z klasy ekonomicznej do klasy biznes. Dzięki niej przypomnimy sobie, że Jan Paweł II nie przesiał się do klasy biznes w dniu kanonizacji. „On w niej siedział od dawna”.

W Bazylice św. Piotra najwięcej minut spędziłem przed grobem Jana Pawła II. Po pielgrzymkowej grze wstępnej - podanie intencji, prośby, dziękczynienie, przeszedłem do bycia. Na przemian klęczałem i siedziałem. Wpatrywałem się w marmurowy grób. Czytałem czytania z niedzielnej Eucharystii. Dotarło do mnie, jaki był prawdziwy powód przyjazdu do Rzymu. Miałem na nowo uwierzyć w Jezusa. Wiara nie zaczyna się w miejscu, gdzie mówisz wierzę. Zaczyna się, gdy nią żyjesz.

Metafora dla pań: wiara to takie ubranie typu basic. Możesz kupić marynarkę w graficzne wzory, jaskrawe spodnie, czy kolorowe szpilki. Zakładając je razem będziesz wyglądała, co najwyżej jak przebieraniec z cyrku. Dlatego nie ma co próbować sakramentów, lektury Pisma Świętego, duszpasterstwa. Musisz najpierw spróbować Jezusa.

Drogę powrotną spędziłem na wpatrywaniu się w oświetloną autostradę. Świetne tło dla rozważania przeżytych doświadczeń. Włoskie tunele szybko zamieniły kolosalne zmęczenie w sen. Drogi do Polski nie pamiętam. Na koniec wylądowałem u mojej duchowej siostry. Po nocy w malowniczej Sułoszowej mogłem pociągiem wrócić do Kielc. Bez autostopów, pośpiechu i przygód. Bo podczas drogi się dorasta.