W sobotę na wujka czekała niespodzianka z okazji 50 rocznicy urodzin. W niedzielę pogoda przypomniała sobie o prezentach. Częściowo zerwany dach, uszkodzone folie, gradobicie na jabłonie. Życie gwarantuje jedno – emocjonalne zmiany hektopaskali.
„Jestem tak podniecony, że nie mogę usiedzieć w miejscu ani myśleć. Takie podniecenie może czuć tylko wolny człowiek. Wolny człowiek u progu podróży, której kres jest niepewny” – Red.
Niedziela
Po wytrzeźwieniu wraca się do rzeczywistości. W domu znowu kłótnie, krzyki i przeklinanie. Ale jak do dziadków przyjeżdża wujek z Kanady, to trzeba założyć ładne maski. Szczerze, chciałbym w wieku 60 lat wyglądać jak on. Nie wiem, czy za Pacyfikiem mają inne powietrze, zdrowszą żywność, czy może to zasługa syropu klonowego. Ostatni raz widziałem go za dzieciaka, pozostawił miłe wspomnienia. Takie pozostaną, bo pokazał elokwencję, kulturę, klasę w piciu narodowego trunku. Posługiwał się elektroniką, pokazywał zdjęcia, mówił, że nie mają w domu telewizora. Syndrom wujka z Ameryki? Niekoniecznie, bo chyba naprawdę kulturowo jesteśmy w tyle. Po ludzku, miło było posłuchać, jak ktoś mądrze wskazuje różnice dwóch krajów, dwóch rzeczywistości, które dobrze zna.
Wieczorem kumpel zaprosił mnie na bieganie nad zalewem w Opatowie. Chętny, otworzyłem drzwi. Zobaczyłem, że zaczęło podać. Zrezygnowałem, na szczęście zrezygnowałem. Kolega jeszcze nigdy nie biegł tak szybko. Do samochodu osiągnął życiówkę. Relacjonował, że warunki atmosferyczne przypominały trąbę powietrzną. W domu też nie było lepiej. Na okolicznych ulicach odcięli prąd. Widok zza okna – panująca ciemność, łamana cyklicznym blaskiem błękitu. Nie mogłem zasnąć. Sięgnąłem po latarkę. Zacząłem czytać. Pojawiła się pokusa, żeby z burzą w tle doczekać jakiegoś znaku, wskazówki, sensu. Bez sensu wydał mi się jednak pomysł, żeby otwierać Pismo Święte na chybił trafił. Sięgnąłem po Słowo z dnia. Wszystko się zgodziło – dużo wody, oczekiwanie na znaki, słowna reprymenda Jezusa.
Wtorek
Pojechałem dzisiaj do Kielc. W drodze powrotnej przeczytana historia wywołała u mnie mieszane emocje. W pierwszym odruchu nie zgodziłem się z nią, uznałem za fałszywą, łzy nie wydały mi się prawdziwe. Bo przecież jeszcze wczoraj czytałem jak Bóg pogrywa z tymi ludźmi. Uczucia szybko minęły, nie chcę oceniać, nie wiem. Polecam zapoznać się z Księgą Wyjścia. Historia pochodzi z tradycji żydowskiej, dzięki „Upojeni Bogiem” o. Adama Szustaka OP.
„Jest taki cudowny midrasz opowiadający o wyjściu Izraela z Egiptu. Naród wybrany przeszedł suchą nogą przez Morze Czerwone, a wszyscy jego wrogowie, Egipcjanie, zostali zatopieni. Midrasz opowiada o tym, co dzieje się wówczas w niebie. Otóż, aniołowie urządzają wielką uroczystość – bo Pan Bóg wygrał, przeprowadził swój naród przez Morze Czerwone i zatopił nieprzyjaciół – więc aniołowie świętują. Jeden z Archaniołów wchodzi do komnaty, w której mieszka Bóg i widzi, że Bóg płacze. Nie cieszy, nie ma w Nim żadnej oznaki radości. Archanioł pyta więc Boga, co się stało, czemu nie świętuje własnego zwycięstwa. A Bóg odpowiada tak: «Jak mogę się cieszyć, skoro moje dzieci zostały pod wodą?!». Bóg płacze nad Egipcjanami, którzy utonęli”.
Pytajniki #21 (Wj 14, 21 – 15,1):
► Czy przeżyłeś jakąś sytuację kryzysową? Taką, która zagrażała Twojemu życiu lub zdrowiu? Co to było? Jak wtedy zareagowałeś?
► Pytajniki o tym, że w weekend wydarzyło się również dużo dobrego.