poniedziałek, 2 listopada 2015

Moja Drużyna A od spraw beznadziejnych

Szczerze, nigdy nie lubiłem opowiastek o świętych. Bo najczęściej słyszałem o nich, jak to fajnie jest spędzić całe życie w zamkniętym klasztorze, gadać sobie z Bogiem face to face, ewentualnie zginąć gdzieś w okolicach równika. Tylko, że ze świętymi miałem tak naprawdę inny problem. Zazdrościłem im, że byli ludźmi lepszymi ode mnie.


Moja Drużyna A od spraw beznadziejnych: 


1) św. Sebastian (vel porucznik Templeton "Buźka" Peck)
Typ: Kochaś

Rodzice wiedzieli kogo wybrać. Mógłby wystąpić w następnej części Jamesa Bonda. Przystojny, zadziorny, charyzmatyczny. Świetnie wykształcony. Zrobił korporacyjną karierę w armii Cesarstwa Rzymskiego. Doradzał samemu cesarzowi. Nie spodobało mu się, że plebs nie może swobodnie wybrać w kogo wierzy. Wyraził swój sprzeciw. Został za to przeszyty strzałami. Przeżył. Wrócił. Był wierny. Znowu udał się do cesarza. Chciał załatwić sprawę, bez żadnej zawiści, na spokojnie przedstawić swoje stanowisko. Został za to pobity na śmierć. Wzór.


2) św. Franciszek (vel kapitan "Howling Mad" Murdock)
Typ: Świr

Sam mnie wybrał. Moja rodzinna parafia? Klasztor Bernardynów. Na przeciwno Politechniki? Klasztor Kapucynów. Według dzisiejszych standardów trafiłby do szpitala psychiatrycznego. Niski, dowcipny, ideowiec. Przez firmę ojca był ustawiony do końca życia. Jednak zamiast pracy przy biurku wolał latanie po polu z mieczem. Najlepszy w tym nie był. Przeżył więzienie i chorobę. Później słyszał głosy. Odnalazłby się na plaży nudystów. Miał milion pomysłów na raz – budowlanka, wolontariat, podróże np. na Bliski Wschód. Wariat. Dzięki niemu papież się nawrócił. 


3) św. Józef (vel sierżant Bosco "B.A." Baracus)
Typ: Macho

Tego to już ja wybrałem. Na bierzmowanie wziąłem imię po nieżyjącym dziadku. W pakiecie dostałem najbardziej skrytego człowieka świata. Dla większości to taki Ireneusz Krosny (kabareciarz, twórca „Teatru Jednego Mima”), którego nie bierzemy na poważnie, bo nie usłyszeliśmy w Ewangelii ani jednego jego słowa. Dla kaznodziei to taki niedoświadczony młodziak, bo jak Maryja była nastolatką w dniu zwiastowania, to przecież on też musiał być. Dla mnie to ideał faceta. Przedsiębiorczy, bo prowadził swój zakład stolarski. Opiekuńczy, bo nawet pod presją nie wyrzucił Maryi na bruk. Silny, bo udźwignął los uchodźców w Egipcie. Wychował z Maryją Jezusa.


4) św. Jan Maria Vianney (vel pułkownik John "Hannibal" Smith)
Typ: Mózg

Po prostu pasował do tego zestawienia. Dawno trafiłem na jakąś broszurę z nim. Wyglądem idealnie pasowałby do szalonego doktorka Emmetta Browna z trylogii „Powrotu do Przyszłości”. Dorastał w czasie rewolucji Francuskiej i zejścia kościoła do podziemia. Dorobił się zakoli, spania na deskach i miliona wysłuchanych spowiedzi. Trafił jako proboszcz do małej wiochy. Od początku wyzywał swoich parafian od „bydląt”. Masochistyczna strategia podziałała. Do kościoła przychodziły tłumy. Umiał rozmawiać z ludźmi. Czytał ich sumienia jak ciekawą książkę. Z życiowymi prognozami miał skuteczność większą od wróżbity Macieja. Dziennie do 17 godzin w robocie. Pracoholik.

Drużyno A od spraw beznadziejnych, módl się za nami.

PS: Kto znalazłby się w Twojej Drużynie A? Kto jest Twoim patronem? Dlaczego?