Czy polskie kino musi być totalnym dnem? Czy nie możemy
robić takich filmów jak „Cloverfield Lane 10”, opierających się na dobrym
aktorstwie, kameralnym napięciu i scenariuszu? W Polsce identyczny film
powstałby za grosze.
Zdjęcie pochodzi z docinek.com.
Obejrzałem najnowszego Mietczyńskiego o „#WSZYSTKOGRA”. Na produkcję
tego filmu dołożył się Polski Instytut Sztuki Filmowej. Jeśli choćby grosz z
zapłaconego przeze mnie VAT-u trafił na stworzenie takich produkcji jak „1920
Bitwa Warszawska”, „Miasto 44”, „Kac Wawa”, „Lejdis”, „Kochaj i tańcz”, „To nie
tak jak myślisz kotku”, „Wojna polsko-ruska” ect., to ja żądam zwrotu podatku. Najgorsza
w tym wszystkim jest zależność, że idąc do kina, nie tylko dajemy zarobić
twórcom produkcji typu „#WSZYSTKOGRA”, ale dajemy im do zrozumienia, że chcemy więcej
filmów tego typu. Zalecam przed każdym seansem zerknąć na oceny, przeczytać
recenzję, zapytać znajomych. Bo inaczej do końca życia będziemy utożsamiać
polskie kino z masochizmem.
Chwila na pokutę. Eurowizyjny wieczór, w tle śpiewa Michał
Szpak, na stole planszówki. Wieczór rozkręca się z każdą następną partią świetnego
Splendoru. Przyjaciel bawi się pilotem. Trafia w końcu na VOD. W bazie filmów widzę
zeszłoroczny, bożonarodzeniowy dramat. – Może obejrzymy „Córki dancingu”? – pytam
sarkastycznie. – Spróbuj wpisać "1234" – instruuje znajomy, podając propozycję
PIN-u. Grzegorz potwierdza zakup, podwójnie wciskając "OK". Szczerze
żałuję swojej części dorzuconej do 14 zł. Pokutuję, bo śpiewająco-zmartwychwstałe syreny
śnią mi się do dzisiaj.
W ciągu ostatniego miesiąca byłem w kinie na 3 filmach: „Batman
v Superman: Świt sprawiedliwości”, „Cloverfield Lane 10”, „Kapitan Ameryka:
Wojna bohaterów”. Pierwszy to lokowanie produktu przyszłej „Ligi
Sprawiedliwości”. Niepotrzebny wątek naboju Lois!? Tajna broń Lexa, którą mógł
zagrać od początku!? Tłamszenie przez cały film głównych bohaterów, żeby mogli
się pojednać przez jeden rzeczownik!? Jakąś logikę w scenariuszu wykazało się „Cloverfield
Lane 10”. Świetny Goodman, postapokaliptyczny klimat, zagubiona do końca razem
z widzem Winstead. Z twistem na koniec zgadzać się nie trzeba, ale przynajmniej
robi wrażenie. Natomiast żadnego zaskoczenia nie ma w zakończeniu trzeciej
części Kapitana Ameryki. „Wojna bohaterów” robi to samo co „Świt
sprawiedliwości”, tylko znacznie lepiej. Dla 20 minutowej sceny na lotnisku warto
pójść do kina. Na polskie produkcje nie warto. Robię sobie od nich post do
odwołania.