Ksiądz Pawlukiewicz powiedział kiedyś, że „wielu ludzi nie
wie, że nie żyje”. Żyjesz, czy duchowo jesteś trupem?
Rekolekcjonista uważał, że „żywy” człowiek kieruje się Bogiem,
a „martwy” – strachem, lękiem czy porównywaniem się do innych. Wiele osób
umiera z powodu nałogów, grzechów, słabości, chorób, samotności, innych ludzi, depresji.
Dlatego nie trzeba umrzeć, żeby nie żyć. Wszystko do momentu, kiedy uderzymy w
ścianę. Wtedy dochodzi do nas, że nie żyjemy.
Nie można się przygotować na Wielki Post. Przychodzi nagle,
w środku tygodnia. Niczym złodziej w nocy ogałaca nas z karnawału. Wyskakuje na
środek z popiołem w umeblowanym pokoju, robi zamieszanie. Nie liczy się z
naszymi zajęciami, pracą, szkołą. Do tego domaga się uwagi dziecka. Człowiek
obudzony z zimowego snu nie wie co zrobić z nowym lokatorem. Może jedynie paść
na kolana, dając się posypać prochem.
Teatralna maska
Marcin Cielecki, poeta i eseista, w jednym ze swoich tekstów
w „Gościu Niedzielnym” zwrócił uwagę na słowo thehatrizdo („widzieć”). Pada ono w Ewangelii w Środę Popielcową:
„Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to,
aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który
jest w niebie” (Mt 6,1). Thehatrizdo miałoby
znaczyć bardziej „robić widowisko”, „odgrywać rolę na scenie”. Może życie
nauczyło ciebie, żeby zakładać maski. Może odgrywasz rolę, żeby coś osiągnąć. W
opozycji do twojego teatru życia usłyszysz słowa: „Prochem jesteś i w proch się
obrócisz!” (Rdz 3,19). Umrzesz człowieku, więc
zacznij żyć naprawdę.
Kapłan posypując głowę popiołem wypowiada słowa:
„Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Oszczędność tych słów powala na
kolana. Z jednej strony zawiera prawdę o moich porażkach, zranieniach i
grzechach. Z drugiej strony przychodzi nadzieja. Z kolan podnosi dopiero
Ewangelia. Zaskakujące, bo w starożytności klęczenie było zarezerwowane dla
niewolników. Pierwsi chrześcijanie po judaizmie odziedziczyli modlitwę na
stojąco, oznaczającą wolność. Jezus w Ogrójcu przełamał podział modlitewnych
gestów. Pokazał, że jak coś jest dla ciebie naprawdę ważne to zwróć się do
Ojca. Płacz, krzycz, dotknij prochu.
Sterta popiołu
W kulturze żydowskiej Starego Testamentu popiół był znakiem
pokuty, uniżenia, klęski. Kiedy ktoś posypywał sobie głowę popiołem to
przepraszał za uczynione zło. Był to też zwyczaj żałoby, znak smutku. Gdy
państwo przegrało wojnę, również ludzie używali popiołu. Takie pokutne gesty
były używane w całej kulturze śródziemnomorskiej. Nawiązywały do jednego faktu,
że człowiek grzeszny musi uznać swoją klęskę. Do przegranej należałoby jedynie
dodać, że o własnych siłach nie jesteśmy się w stanie wstać.
Po przyjęciu do wiadomości, że sam nie potrafię żyć, muszę
stanąć sam na sam z Bogiem. Popielec nie zaczyna, jak sądzą niektórzy,
niekończących się wyrzeczeń. Rozpoczyna milczenie, które zwraca intymność. To
czas zabierający afiszowanie się wiarą. Ma wrzucić cię do twojej „izdebki” i postawić
pytanie: kim jesteś? Modlitwy, posty i jałmużny mają tylko pomóc tobie zdjąć
maskę. Każdego dnia przypominają o zrzucaniu z siebie kłamstw i fałszów.
Plastikową pozę po kawałeczku należy zamienić w proch. Umierać ma grzech, a nie
ty.
Powstanie z prochu
W mitologii greckiej symbolem wieczności był Feniks. Ptak
pod koniec długiego życia miał spalać się na stosie, po czym odradzał się na
nowo. Świetna metafora do naszego ziemskiego życia. Umierania w sobie, a
powstawania w Ewangelii. Na wykrzyczenie: „Zmartwychwstał!” przyjdzie jeszcze
czas. Teraz pora na dotknięcie swojego błota.
Jezus chce nam w Wielkim Poście powiedzieć tylko dwa słowa:
„nawróć się” (por. Mt 4,17). Chyba za bardzo się do nich przyzwyczailiśmy. W
Ewangeliach Jezus co chwilę, między przypowieściami powtarza te słowa. Nie ma
żadnej definicji, ściągawki owego „nawróć się”. Wiara nie jest układanym
szczegółowo scenariuszem, teatralnym widowiskiem. Wiara to decyzja. Decyzja czy
pomogę bezdomnemu, powiem prawdę, obejrzę pornografię. Dalszy komentarz jest
zbędny. Chcesz się nawrócić – uwierz.