czwartek, 6 grudnia 2012

Spragniony Boga, spragniony wszystkiego


H2O + E = produkt wodopodobny

 


                 Wchodzę do sklepu spożywczego. Poczułem pragnienie. Przechodząc przez obrotowe barierki spoglądam na wystawę z magazynami. Jeden z tygodników pokazuje całujących się księży. Krótki szok, zastanowienie się i chciałem chwycić za numer. Jednak zostawiłem go na półce ponieważ grając na moich odczuciach chciano mi wcisnąć pisemko. Wróciłem więc do moich naturalnych potrzeb, a nie wyolbrzymionego problemu. Napój zaspokoił pragnienie. Pytanie czym można zaspokoić pragnienie duchowe? Pragnienie Boga?

                Podczas mojej najważniejszej jak dotąd pielgrzymki - do Asyżu staraliśmy skrócić sobie czas oczekiwania na dojazd do Włoch. Grupka znajomych zaproponowała klasykę - grę państwa-miasta. W upgrade'owanej wersji gry znalazło się hasło „Woda”. O ile można zrozumieć na literę A „Atlantydzki”, a na M „mineralna” to nasz grupowy wodzirej pobił wszystko, nawet mój kolor na U „ulubiony”. Woda na literę H to „H2O”. Za to osiągnięcie otrzymał na 15 punktów 20.

                Wpisując na Youtube „spotkanie film” mamy do czynienia z niezwykłą produkcją. Krytycy filmowi nie pozostawiliby na niej suchej nitki. Dla mnie wartość tego filmu opiera się na dialogach, czasami wręcz genialnych. Żeby nakręcić ten film wystarczyłoby 6 aktorów i wynajęcie pobliskiego baru. Scenografia wprost idealna jak na polskie warunki. Mamy więc bar pod oczywistą nazwą „Ostatnia Szansa”. Szalejącą burzę, która sprawia, że bohaterowie nie mogą kontynuować podróży. Pozostaje jeszcze barman, kelner, kucharz, manager, „zmiataczo-zmywacz” w jednym, czyli Jezus. Gdyby jedną z bohaterek filmu była Magda Gessler to ustawiłaby Jezusa do pionu, wytykając mu nieumiejętność zarządzania knajpą. Na koniec podsumowując zmieniłaby nazwę lokalu na „Obora”, nawiązując do panujących tam kiedyś standardów. Restauratorka użyła tej nazwy w jednym ze swoich programów, a starym właścicielom zostało tylko zbierać z podłogi szczęki.

                Jezus, w roli kelnera, spełnia prośbę kobiety. Do picia podaję jej szklankę wody, ponieważ w barze tylko ona jest do picia. Natomiast do jedzenia było wszystko czego ciało zapragnie. Kobieta, zaskoczona, przyznaje, że woda smakuje wspaniale. Na to Jezus rozbraja całą sytuacje. Ze spokojem stwierdza: „Mój własny przepis. Dwie cząsteczki wodoru i jedna tlenu”. Prostotą można zyskać znacznie więcej niż pychą. Nią zajmiemy się później. Żegnając się z panią Magdą, trzeba dopowiedzieć, że prostota to nie codzienne ziemniaki na obiadowym talerzu. W menu możemy mieszać strogonoff'a z truskawkami, oliwki podawać na kilkanaście sposobów, zjeść jeszcze małże śródziemnomorskie, a na koniec zostaje nam tylko... Granicę pomiędzy prostotą, a pychą wyznacza nam umiar. Często prawa cielesne przekładają się na te duchowe. Przecież jak już wspomniałem to „Jego własny przepis”.

                Wzór „H2O” rozpoznaje chyba każdy. Jeden z najprostszych związków na ziemi. Nie jednemu chemikowi przysporzył wiele zmartwień. Nam znany bardziej z lekcji przyrody lub chemii ze swoich stanów skupienia, właściwości itp. niż z codziennego życia. Przecież nie myślisz o wodzie, że pijesz ją w ilościach litrowych każdego dnia, a to tylko kilka procent jej codziennego zużycia. Największą część wody po prostu marnujemy. Przecież widziałeś już kampanie w telewizji. Pamiętasz słowa nauczycielki, która to wymachując mimowolnie palcem kazała oszczędzać wodę. Ale czy zakręciłeś ostatnio kran, podczas mycia zębów? Może myłeś naczynia nie zastanawiając się nad ciągłym strumieniem marnotrawstwa? Uspokoję Ciebie - możesz żyć w swojej beztroskiej nieświadomości. Natomiast, według prognoz WWF-u, nasze wnuki znajdą się z ręką w nocniku. Może już bez wody pitnej.

                Wracając do poszukiwania napoju, po oburzającej okładce. Właśnie słowo napój jest w tym akapicie kluczowe. Machinalnie, co najgorsze również zamiennie, używane przez nas terminy woda, napój, sok, nektar to nie znaczy to samo. Jako fan telewizji śniadaniowych, zasiadający w szlafroku i kapciach na wygodnym fotelu w godzinach porannych oczywiście wiem takie rzeczy. Jednak wakacje nie są długie, ale pamięć zostaje. Po pierwsze coś co wygląda jak woda, może wodą nie być, a na przykład napojem. Duży napis na opakowaniu 100%  oznacza, wyjaśnioną małymi literami, wartość procentową dziennej witaminy C. Na marginesie znana z polskich stołów wątróbka ma jej więcej niż grejpfrut, brzoskwinia, czy kiszona kapusta. Czemu o tym piszę? Po pierwsze, żeby Ciebie uświadomić jeżeli o tym nie wiedziałeś. Po drugie, żeby poczuć się raz jako „eko”, bo to teraz modne. I najważniejsze - tak samo działa szatan. Mówi nam, że coś jest inne niż jest. Wydaje się, że bierzemy od niego jabłko, a tak naprawdę otrzymujemy bombę z tykającym zapłonem.

               Złego zostawmy, a zajmijmy się jeszcze na chwilę szeroko pojętą ekologią, bo się nakręciłem. Znalazłem zasłonę milczenia, którą zakłada tajemnicza literka E. Można ją ominąć pisząc w składzie produktu nazwę związków chemicznych. Właściwie można zamiast E300 napisać kwas askorbinowy. Konsument nie będzie miał pojęcia, że obydwie nazwy oznaczają witaminę C. Przecież to tylko nieszkodliwa witaminka, którą Polacy ukochali sobie połykać na wszystko, w ilościach od kilku wzwyż, w postaci malutkich żółtych tabletek. Numer E (od kontynentu - Europy) to w skrócie kod chemicznego dodatku do żywności. Ten numer może być prawie wszystkim- barwnikiem, konserwantem, regulatorem, zagęszczaczem itd. Wystarczy poszperać w sieci co pijemy i jemy. Wszystko sprowadza się do naszego wyboru. Czy wypiję wodę, albo sok? Na koniec pozostaje ulubione słowo socjologów- dlaczego?

                Wtrącenie o wyborach wydaje się odpowiednie w tym miejscu. Właśnie one powiązane są z potrzebami, bo od nich pochodzą. Stoję więc w spożywczaku. Poczułem ochotę, żeby coś poczytać. Idę do stoiska z gazetami. Ode mnie zależy co przeczytam, więc wybieram. Właściwie to nie ja wybieram. Na ladzie nie ma wszystkich magazynów na świecie. Pewne gazety są ułożone w odpowiednim miejscu. Najlepiej sprzedające się marki umieszczone są na wysokości Twoich oczu, bo wydawcy dbają oczywiście o Twój kręgosłup. Przy moim wyborze mogę oczywiście kierować się okładką tygodnika, który powoduje szok. Mogę iść za naturalnymi potrzebami i wybrać roznegliżowane panie z samej góry. Albo znajdującą się niżej inną naturę ze zdjęciami rodem z oddalonych miejsc. Może jednak gazeta codzienna z polityką. Najlepiej zamknąć oczy, a dopiero po otwarciu oceniać treść. Jeżeli odpowiada moim wartością to zostaje tylko wyszukać tego co mnie interesuje. Czy nie wybierasz „świerszczyków” dlatego, że to tak jakbyś zdradzał dziewczynę, albo żonę? To dlaczego nie traktujesz tego na równi ze zdradą swojego dziecka czytając o dwóch lesbijkach, które obwieszczają, że wychowują dziecko.

                Ale miało być o pragnieniu? Potrzebie Boga? Właściwie o tym jest ten tekst. Jeżeli jednak się nie doczytałeś to dobrze. Prawdopodobnie jutro ukaże się tekst opisujący przebieg naszego wyjątkowego spotkania w duszpasterstwie akademickim FRAncesco . Temat brzmiał „Pragnienie Boga”. Podstawową treścią był Katechizm Kościoła Katolickiego. Studenci zrobili je dla studentów. I wyszło... dowiecie się niedługo.