poniedziałek, 17 grudnia 2012

Spraw, aby ludzie po spotkaniu z tobą

odchodzili, choć trochę szczęśliwsi

 


                13 stycznia 2013 roku znowu na ulice wyjdą wolontariusze Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Odbędzie się wtedy już 21 finał WOŚP, a my staniemy przed corocznym dylematem - dać, czy nie dać? Właśnie dzisiaj rozważymy słowo, które nam ciężko przechodzi przez gardło, mianowicie jest nim „pomoc”. Czy odpowiedzią na ten 5-literowy wyraz są miliardy papierowych czerwonych serduszek, miliony wolontariuszy,  tysiące akcji charytatywnych na całym świecie? Na pewno tak, ale może lepiej pomóc żebrakowi, którego codziennie mijamy pod sklepem. Ale zaraz nasuwa się pytanie, czy nie jest to przypadkiem pijaczyna, który otrzymane złotówki przeznaczy na kolorowe napoje wyskokowe. Odpowiedź w dziedzinie naszej ofiarności jest jedna. Po prostu się pogubiliśmy i nie potrafimy już patrzeć sercem. Spróbujmy to odkręcić. 


                Słowo pomoc w chrześcijaństwie nierozerwalnie łączy się z jałmużną. Wywołałem pana Jurka Owsiaka do odpowiedzi. Powiedzmy, że do czerwonej skrzynki wrzucimy 10 zł. Podczas najbliższej akcji pieniądze  zostaną przekazane na cel ratowania życia dzieci i godnej opieki medycznej seniorów. Wierzę, że cała kwota pomoże podopiecznym. To czy tak jest pozostawiam dziennikarzom. Z jednej strony mamy więc chore dziecko, a z drugiej nas. Zajmijmy się tymi, którzy mają z czego dać. Zapewne jesteś studentem. Powiedzmy, że uczysz się świetnie, a ze stypendium wpływa ci na konto co miesiąc na przykład 1200 zł. Na początku Kościoła powinieneś oddać z tego 400 zł ubogim, czyli jedną trzecią. Albo mniej restrykcyjniej 120 zł, według zasady dziesięciny. I przy tych kwotach zastanówmy się czym jest 10 zł?

                Dobra, ale powiedzmy, że otrzymujesz socjalne 150 zł i plus 100 zł mieszkaniowego. W całości nie starcza na zapłacenie za akademik, a twoim rodzicom nie wiedzie się najlepiej. Dodatkowo łapiesz pracę jako telemarketer i ledwo wiążesz koniec z końcem. W jałmużnie chodzi o to, żeby dawać z tego co posiadasz. Masz czas - daj czas. Uważasz, że nie masz? Skończ z przeglądaniem demotywatorów, oglądaniem youtube'a i najważniejsze - z siedzeniem na facebook'u. Okazuje się, że od razu masz dwie godziny więcej, które każdego dnia możesz przeznaczyć na coś ważniejszego. Adwent to odpowiedni moment, gdy możemy dać ze swojego niedostatku. Pamiętacie historię o ubogiej wdowie. Oddaje ona dwa pieniążki, po czym nie ma już nic. Najciekawsze jest to czemu miała ich dwa? Gdyby miała jeden to nie miałaby wyboru. Musiała złożyć ofiarę. Tak mogła jeden z dwóch zachować dla siebie. To był dar z miłości.


                Chcesz pomagać? Gdzie ofiarować swój czas? Przejdźmy na kieleckie podwórko. Właśnie zakończyliśmy tegoroczną „Szlachetną Paczkę”. W skrócie wygląda to tak. Mamy wolontariusza, który znajduję rodzinę w potrzebie. Następnie szuka darczyńcy, który potrafi te potrzeby spełnić. Na koniec rodzina dostaje konkretną pomoc. Akcja, którą wymyślił jeden z „bożych szaleńców ”, czyli ks. Jacek Stryczek. Na marginesie przed tym projektem było 1000 innych, wypalił dopiero 1001. To dla tych, którzy potrzebują motywacji.

                Znam kieleckich wolontariuszy i wiem, że to pomoc innym sprawia, że pomagamy sobie. Biorą w niej udział „wariaci”, tacy jak chęciński lider. Stający na głowie, żeby załatwić węgiel starszej pani, czy też lodówkę potrzebującej rodzinie. Jeszcze jeżdżący starym Tico, który jest cały obklejony w loga Szlachetnej Paczki, przejechał podczas całej akcji kilkaset kilometrów. Podczas próśb o pomoc, po raz któryś wsłuchiwałem się w słowa „dla osób w niezawinionej biedzie, konkretna pomoc”. Albo moja przyszywana siostra. Bardzo skromna osoba, która pisała mi, że wreszcie jest szczęśliwa. Widząc ją, widziałem odzwierciedlenie jej słów w uśmiechu.   


                Największą akcją w której brałem tutaj udział było „S.O.S. dla Afryki”. Ponad 10 kawiarni, w których każda złotówka wydana na cappuccino idzie dla potrzebujących. Zbiórki pieniężne w 10 parafiach w Kielcach, a w każdej słowo głoszone przez misjonarza. 20 maja 2012, w niedzielę akcję kończył „happening” na placu artystów, z koncertem Maleo Reggae Rockers. Czyli da się robić akcje na wielką skalę, nawet w Kielcach. Pytanie czemu nie można przenieść tego na naszą codzienność?

                Ale najpierw wróćmy do Boga, i naszej relacji z Nim. Jak Bóg widzi ten świat? Spogląda na niego przez nasze ręce, oczy i uszy. To my jesteśmy Jego receptorami i dodatkowo przez nas może na ten świat oddziaływać. A to co dostałeś, dostałeś od Boga. Dając coś drugiemu człowiekowi, coś co sam dostałeś od Niego, działasz w Jego imieniu. Bóg jest w tobie, tak samo jak w twoich braciach i siostrach. Wydaje Ci się, że jesteś dobrym chrześcijaninem? Kto nie daje jałmużny z chrześcijaństwa nic nie zrozumiał. Jałmużna to „dawać z siebie”, ale żeby nie była bezpłodna, jak pisał św. Cyprian, należy dodać modlitwę. Jeżeli chcesz, żeby modlitwa leciała do nieba daj jej skrzydła - post i jałmużnę. Mówił tak święty Augustyn powtarzając najprostszą receptę na doskonałość.


               Wróćmy jednak na ziemię. Następne słowo, od którego uciekamy to „wolontariusz”. „Spraw, aby ludzie po spotkaniu z tobą odchodzili, choć trochę szczęśliwsi”. Myślę, że te słowa Matki Teresy z Kalkuty spokojnie mogłyby być narodowym hasłem wolontariatu. Stereotypowe myślenie to raczej „robienie za darmo”. To teraz zapytam się ciebie dlaczego pomagasz rodzicom na przykład przy kupowaniu zakupów?  Przecież nie dla tego, że ci płacą. Słyszałem, że w Krakowie jedna ze wspólnot opiekuje się starszą panią. Kupują jej zakupy, robiąc to z miłości i troski.

                Chcesz polepszać świat na co dzień? Może warto zajrzeć do regionalnego centrum wolontariatu. Popytać w Caritasie jakiej pomocy potrzebują. Może nie koniecznie chcesz karmić biednych, a może bardziej interesują ciebie ludzie w twoim wieku. Szukaj organizacji pozarządowych lub przejrzyj strony kół naukowych na Twojej uczelni. Często okazuje się, że masz szansę się rozwijać, a nie wiesz nawet o niej.  Możesz realizować projekty, które rozwiną ciebie i twoich znajomych. Jednak krok zależy od ciebie i w czym czułbyś się najlepiej. Co sprawiałoby tobie prawdziwe szczęście.


                Pozostaje nam jeszcze pijaczyna proszący o złotówki. Zazwyczaj nie daję. Co innego gdy widzę kobietę, która prosi mnie o jedzenie. Wtedy najlepiej iść z nią do pobliskiego sklepu. Zadać kasierce pytanie, czy jestem pierwszym czy dwudziestym darczyńcą dzisiaj i pomóc. Najważniejsze jednak, żeby z tymi ludźmi najpierw porozmawiać. Zapytać dlaczego? Za chwilę dowiemy się czy ktoś kręci, czy naprawdę potrzebuje pomocy.

               Ja na co dzień staram się pomagać w duszpasterstwie akademickim „FRAncesco”. Kiedyś byłem na spotkaniu z wariatami z akcji „Busem przez świat”. Babcia głównego organizatora powtarzała mu zawsze, że jak będzie miał tarapaty to ma szukać pobliskiego kościoła. Podczas ich pierwszej wyprawy zepsuła im się skrzynia biegów. Wylądowali  w szczerym polu. W promieniu kilkunastu kilometrów zero mechaników i co tu robić. Nieoczekiwanie pomógł im bodajże pastor. Nie dość, że naprawili im tam "ogórka", to jeszcze ich nakarmili i dali nocleg. Zabawili tam tydzień. Więc jeżeli ty będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy to szukaj jej przy Kościele.

PS Zdjęcia Radka Czajora. Bardzo dziękuję za jego pomoc. To taki nasz mały „prezencik” na Boże Narodzenie. Jako ten który daje wystąpił Mariusz Pazdro, a tą która przyjmuje zagrała Asia Pasek. Podczas zdjęć było dużo śmiechu. Mam nadzieję, że ich uśmiech was zarazi.