odchodzili, choć trochę szczęśliwsi
13
stycznia 2013 roku znowu na ulice wyjdą wolontariusze Wielkiej Orkiestry
Świątecznej Pomocy. Odbędzie się wtedy już 21 finał WOŚP, a my staniemy przed
corocznym dylematem - dać, czy nie dać? Właśnie dzisiaj rozważymy słowo, które nam
ciężko przechodzi przez gardło, mianowicie jest nim „pomoc”. Czy odpowiedzią na
ten 5-literowy wyraz są miliardy papierowych czerwonych serduszek, miliony
wolontariuszy, tysiące akcji
charytatywnych na całym świecie? Na pewno tak, ale może lepiej pomóc żebrakowi,
którego codziennie mijamy pod sklepem. Ale zaraz nasuwa się pytanie, czy nie
jest to przypadkiem pijaczyna, który otrzymane złotówki przeznaczy na kolorowe
napoje wyskokowe. Odpowiedź w dziedzinie naszej ofiarności jest jedna. Po
prostu się pogubiliśmy i nie potrafimy już patrzeć sercem. Spróbujmy to
odkręcić.
Słowo
pomoc w chrześcijaństwie nierozerwalnie łączy się z jałmużną. Wywołałem pana
Jurka Owsiaka do odpowiedzi. Powiedzmy, że do czerwonej skrzynki wrzucimy 10
zł. Podczas najbliższej akcji pieniądze
zostaną przekazane na cel ratowania życia dzieci i godnej opieki
medycznej seniorów. Wierzę, że cała kwota pomoże podopiecznym. To czy tak jest
pozostawiam dziennikarzom. Z jednej strony mamy więc chore dziecko, a z drugiej
nas. Zajmijmy się tymi, którzy mają z czego dać. Zapewne jesteś studentem.
Powiedzmy, że uczysz się świetnie, a ze stypendium wpływa ci na konto co
miesiąc na przykład 1200 zł. Na początku Kościoła powinieneś oddać z tego 400
zł ubogim, czyli jedną trzecią. Albo mniej restrykcyjniej 120 zł, według zasady
dziesięciny. I przy tych kwotach zastanówmy się czym jest 10 zł?
Dobra,
ale powiedzmy, że otrzymujesz socjalne 150 zł i plus 100 zł mieszkaniowego. W
całości nie starcza na zapłacenie za akademik, a twoim rodzicom nie wiedzie się
najlepiej. Dodatkowo łapiesz pracę jako telemarketer i ledwo wiążesz koniec z
końcem. W jałmużnie chodzi o to, żeby dawać z tego co posiadasz. Masz czas -
daj czas. Uważasz, że nie masz? Skończ z przeglądaniem demotywatorów,
oglądaniem youtube'a i najważniejsze - z siedzeniem na facebook'u. Okazuje się,
że od razu masz dwie godziny więcej, które każdego dnia możesz przeznaczyć na
coś ważniejszego. Adwent to odpowiedni moment, gdy możemy dać ze swojego
niedostatku. Pamiętacie historię o ubogiej wdowie. Oddaje ona dwa pieniążki, po
czym nie ma już nic. Najciekawsze jest to czemu miała ich dwa? Gdyby miała
jeden to nie miałaby wyboru. Musiała złożyć ofiarę. Tak mogła jeden z dwóch
zachować dla siebie. To był dar z miłości.
Chcesz
pomagać? Gdzie ofiarować swój czas? Przejdźmy na kieleckie podwórko. Właśnie
zakończyliśmy tegoroczną „Szlachetną Paczkę”. W skrócie wygląda to tak. Mamy
wolontariusza, który znajduję rodzinę w potrzebie. Następnie szuka darczyńcy,
który potrafi te potrzeby spełnić. Na koniec rodzina dostaje konkretną pomoc.
Akcja, którą wymyślił jeden z „bożych szaleńców ”, czyli ks. Jacek Stryczek. Na
marginesie przed tym projektem było 1000 innych, wypalił dopiero 1001. To dla
tych, którzy potrzebują motywacji.
Znam
kieleckich wolontariuszy i wiem, że to pomoc innym sprawia, że pomagamy sobie.
Biorą w niej udział „wariaci”, tacy jak chęciński lider. Stający na głowie,
żeby załatwić węgiel starszej pani, czy też lodówkę potrzebującej rodzinie.
Jeszcze jeżdżący starym Tico, który jest cały obklejony w loga Szlachetnej
Paczki, przejechał podczas całej akcji kilkaset kilometrów. Podczas próśb o
pomoc, po raz któryś wsłuchiwałem się w słowa „dla osób w niezawinionej
biedzie, konkretna pomoc”. Albo moja przyszywana siostra. Bardzo skromna osoba,
która pisała mi, że wreszcie jest szczęśliwa. Widząc ją, widziałem
odzwierciedlenie jej słów w uśmiechu.
Największą
akcją w której brałem tutaj udział było „S.O.S. dla Afryki”. Ponad 10 kawiarni,
w których każda złotówka wydana na cappuccino idzie dla potrzebujących. Zbiórki
pieniężne w 10 parafiach w Kielcach, a w każdej słowo głoszone przez
misjonarza. 20 maja 2012, w niedzielę akcję kończył „happening” na placu
artystów, z koncertem Maleo Reggae Rockers. Czyli da się robić akcje na wielką
skalę, nawet w Kielcach. Pytanie czemu nie można przenieść tego na naszą
codzienność?
Ale
najpierw wróćmy do Boga, i naszej relacji z Nim. Jak Bóg widzi ten świat?
Spogląda na niego przez nasze ręce, oczy i uszy. To my jesteśmy Jego
receptorami i dodatkowo przez nas może na ten świat oddziaływać. A to co
dostałeś, dostałeś od Boga. Dając coś drugiemu człowiekowi, coś co sam dostałeś
od Niego, działasz w Jego imieniu. Bóg jest w tobie, tak samo jak w twoich
braciach i siostrach. Wydaje Ci się, że jesteś dobrym chrześcijaninem? Kto nie
daje jałmużny z chrześcijaństwa nic nie zrozumiał. Jałmużna to „dawać z
siebie”, ale żeby nie była bezpłodna, jak pisał św. Cyprian, należy dodać
modlitwę. Jeżeli chcesz, żeby modlitwa leciała do nieba daj jej skrzydła - post
i jałmużnę. Mówił tak święty Augustyn powtarzając najprostszą receptę na
doskonałość.
Wróćmy
jednak na ziemię. Następne słowo, od którego uciekamy to „wolontariusz”.
„Spraw, aby ludzie po spotkaniu z tobą odchodzili, choć trochę szczęśliwsi”.
Myślę, że te słowa Matki Teresy z Kalkuty spokojnie mogłyby być narodowym
hasłem wolontariatu. Stereotypowe myślenie to raczej „robienie za darmo”. To
teraz zapytam się ciebie dlaczego pomagasz rodzicom na przykład przy kupowaniu
zakupów? Przecież nie dla tego, że ci
płacą. Słyszałem, że w Krakowie jedna ze wspólnot opiekuje się starszą panią.
Kupują jej zakupy, robiąc to z miłości i troski.
Chcesz
polepszać świat na co dzień? Może warto zajrzeć do regionalnego centrum
wolontariatu. Popytać w Caritasie jakiej pomocy potrzebują. Może nie koniecznie
chcesz karmić biednych, a może bardziej interesują ciebie ludzie w twoim wieku.
Szukaj organizacji pozarządowych lub przejrzyj strony kół naukowych na Twojej
uczelni. Często okazuje się, że masz szansę się rozwijać, a nie wiesz nawet o
niej. Możesz realizować projekty, które
rozwiną ciebie i twoich znajomych. Jednak krok zależy od ciebie i w czym
czułbyś się najlepiej. Co sprawiałoby tobie prawdziwe szczęście.
Pozostaje
nam jeszcze pijaczyna proszący o złotówki. Zazwyczaj nie daję. Co innego gdy
widzę kobietę, która prosi mnie o jedzenie. Wtedy najlepiej iść z nią do
pobliskiego sklepu. Zadać kasierce pytanie, czy jestem pierwszym czy
dwudziestym darczyńcą dzisiaj i pomóc. Najważniejsze jednak, żeby z tymi ludźmi
najpierw porozmawiać. Zapytać dlaczego? Za chwilę dowiemy się czy ktoś kręci,
czy naprawdę potrzebuje pomocy.
Ja na
co dzień staram się pomagać w duszpasterstwie akademickim „FRAncesco”. Kiedyś byłem
na spotkaniu z wariatami z akcji „Busem przez świat”. Babcia głównego
organizatora powtarzała mu zawsze, że jak będzie miał tarapaty to ma szukać
pobliskiego kościoła. Podczas ich pierwszej wyprawy zepsuła im się skrzynia
biegów. Wylądowali w szczerym polu. W
promieniu kilkunastu kilometrów zero mechaników i co tu robić. Nieoczekiwanie
pomógł im bodajże pastor. Nie dość, że naprawili im tam "ogórka", to
jeszcze ich nakarmili i dali nocleg. Zabawili tam tydzień. Więc jeżeli ty
będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy to szukaj jej przy Kościele.
PS Zdjęcia Radka Czajora. Bardzo dziękuję za jego pomoc. To
taki nasz mały „prezencik” na Boże Narodzenie. Jako ten który daje wystąpił
Mariusz Pazdro, a tą która przyjmuje zagrała Asia Pasek. Podczas zdjęć było
dużo śmiechu. Mam nadzieję, że ich uśmiech was zarazi.