... z dedykacją dla wszystkich kobiet
Pomyślałem, że na ten wieczór przykryty grubą, świeżą warstwą puchu przyda się dłuższy artykuł. Zachęcam do pisania go razem ze mną, bo na koniec praca domowa. Ten tekst to taki wstęp do wstępów. Później możemy zacząć przeszukiwać różne źródła w celu uzupełnienia naszej wiedzy. Co może przerodzi się w jakąś relację. Ale po kolei.
Od Taizé szybko nie uciekniemy. Myślę, że to
uzupełnienie będzie dla wielu zadziwiające. Mianowicie wspomnienie śniegu jest
nieprzypadkowe. W Rzymie mieliśmy okazję się opalać. Wiem, ze jestem okropny.
Ale podczas sesji miło powspominać styczniowe leniuchowanie na trawie w
promieniach słońca. Następnie wspomnieć o możliwości pojechania nad morze, z
której wielu skorzystało. Wszystko na przełomie grudnia i stycznia.
O wpływie słońca na kobiety
śpiewał już Ryszard Rynkowski. Czytając bez kontekstu tekst, otrzymujemy
coroczny widok plaży. Nie ważne czy to Costa del Sol, czy Jurata. Nic nie
robienie to motyw przewodni wypoczynku nadmorskiego. Wszystko powite słońcem.
„Na szczęście wstaje dzień i słońce budzi się”. Najbardziej podkreślę kończące
wersy. Próbując przesłać wam trochę brązu.
Wspomniałem w ostatniej części,
że podczas powrotu z Rzymu odwiedziliśmy Asyż. Umbria przywitała nad
wspaniałymi widokami. Nic więc dziwnego, że w pięknie przyrody rozkochał się
nasz dzisiejszy święty. Właśnie o nim będzie ten felieton. O tej wolności, z
którą wędrujemy w Lutym na blogu. Jest on również zapowiedzią drugiego numeru
pisma DA FRAncesco. Właśnie w nim znajdziemy dzisiejszy artykuł.
Pierwszy nr „Rzemyków”
przedstawił sylwetkę Br. Rogera. Wspólnota „białego gołębia pokoju” rozrosła
się w niesamowitym tempie. Zalała świat młodych chrześcijan poprzez Europejskie
Spotkania Młodych Taizé.
Br. Roger zapoczątkował wtedy cykl o nazwie „Patroni dla studentów”, pokazując
nam co może zrobić człowiek będący we wspólnocie. Zostajemy przy „grupach
(przez Boga) zorganizowanych”. Zmieniając tylko kolor z białego na brązowy.
Felieton
ten nie jest biografią. Jest wejściem w Jego sandały, których nigdy nie nosił.
Pozwoleniem mu przewiązać się rzemykiem, który rodzi więź. To osobiste
spotkanie ze świętym. Jest to apel do Cb, żeby oszaleć. Tylko szalony człowiek
może zmieniać świat. Pójść pod prąd miłości... tak jak On. O kim innym mógłbym
napisać, jak nie o Nim... po powrocie z Asyżu.
Patrząc na wschód... oszaleć z miłości
Swoje
felietony z tej rubryki zaczynam przekornie. Od wydarzenia, które oddziałuje w
niesamowity sposób, robi wrażenie. Tutaj będzie to wyprawa świętego do Ziemi
Świętej. Nie byłem tam. W drodze powrotnej z pielgrzymki naszego duszpasterstwa
do Asyżu mogłem ją przebyć duchowo. Mianowicie oglądaliśmy film „Klara i
Franciszek”. Pierwszy to obraz, który pokazał mi szaleństwo tej wyprawy.
Doświadczyłem jak wielkiej rzeczy może dokonać człowiek żyjący we wspólnocie.
Jedna osoba robiąca coś z miłości do drugiej. To największe wtrącenie
biograficzne, uprzedzam... ale za to jakie.
1219
Asyż. Wspólnota będzie liczyć niedługo 5 tysięcy braci. Bracia pragną
organizacji. Chcą wiedzieć na czym stoją, więc proszą założyciela o spisanie
reguły. Jednak lider daje im dziwną odpowiedź - opuszcza ich. Papież Innocenty
III zatwierdził sposób ich życia, który był odzwierciedleniem kilku cytatów z
Ewangelii. W maju odbywa się Kapituła Namiotów, czyli spotkanie franciszkanów.
Niecały miesiąc później dwójka braci udaje się do Egiptu. Nie chciał przynosić
tam miecza, a pokój.
Dwa
miesiące poprzez morze i ląd. Pokonując przyrodę, czyli niekończący się piasek,
ciało, wołające z pragnienia o wodę, oraz ducha przechodzącego niepewność
wiary. Najprawdopodobniej było ich dwóch. „Najbiedniejszy z biednych” wraz z
bratem Illuminatem znajdują się w obozie krzyżowców. Kardynał Pelagio widział
ich wkład w bitwę poprzez podnoszenie morale żołnierzy. Wywarli jednak w inny
sposób wpływ na wojnę.
Jak
bardzo szalonym trzeba być, żeby z miłości wydać się na śmierć? Bardziej
precyzyjnie- jak trzeba kochać, żeby przekroczyć czysto ludzkie myślenie?
„Łamać schematy” to usłyszałem pewnego wieczoru
od kapłana z parafii św. Wojciecha w Kielcach. Biedaczyna taki był.
Wszedł do paszczy lwa- na terytorium
Saracenów. Spotykając ich musiał tylko mówić, wołać: -„Sułtan Malik-al-Khamil”,
nie znał przecież języka. Powinien jako chrześcijanin zostać ścięty od razu.
Jednak zostaje doprowadzony do sułtana.
Film pokazuje biograficzne
zapiski w sposób wręcz namacalny. Mężowie Asyżu mówią chcą mówić o Jezusie.
Sułtan rozbraja ich swoją znajomością Koranu. Mówi, że jest napisane, że Jezus
nie chce, aby odpłacać złem za zło. Kończy pytając: -„Mimo to przybyliście tu i
robicie wojnę, dlaczego?”. Współbrat Illuminato robi coś fantastycznego. Z
prostoty prosi jedynie o przebaczenie. O nic więcej.
Człowiek
w habicie zaprzyjaźnia się z sułtanem. Z propozycją bardzo korzystnego pokoju wraca do obozu krzyżowców. Na to otrzymuje odpowiedź: -„Pewien doktor Kościoła
powiedział, że zabicie Saracena nie jest grzechem, ale uwolnieniem świata od
zła”. Niestety pyszność i chęć wzbogacenia się wygrała. Bracia z modlitwą o
błądzących wrócili do domu.
Patrząc na Boga... szaleć miłością
Czemu
biedaczyna może być patronem dla studenta(ki)? Bo gdyby w Asyżu była
Politechnika to jako członek młodzieży na pewno by na niej studiował. Jest
różnica pomiędzy studiowaniem, a nauką. On właśnie taki był. Inicjator każdej
imprezy. Dzisiaj powiedzielibyśmy „wieczny student”. Miał wszystko - uznanie
wśród znajomych, używki i bogatych rodziców. Więc pytanie czemu z tego
wszystkiego zrezygnował? Odpowiedź jest
prosta - to tak naprawdę nie było szczęście.
Krzyż
San Damiano. Właśnie prostym krzyżem posłużył się Bóg, żeby zmienić życie
biedaczyny. Usłyszał z niego słowa - „Franciszku, idź, napraw mój kościół dom,
który, jak widzisz, cały idzie w ruinę”. To było słowo Boga. Pokazało mi to jak
wielką wagę może mieć słowo. Ktoś powiedział, że może ono być ostrzejsze od
miecza. Czasami może przemieniać czyjąś duszę.
Dla
mnie św. Franciszek, tak zgadliście o
nim jest felieton. Starałem się pisać o „najbiedniejszym” nie używając jego
imienia. Podkreślić, że na początku może być odległy. Teraz czas wspomnieć coś
o osobistej relacji. Pociągnięciu przez dłoń, wystającą z rękawa habitu, do
Boga.
Jestem
z małego miasteczka - Opatowa. Moja
rodzina była wierząca. Ale do wieczoru z 3 na 4 października byłem nie świadomy
swojego chrześcijaństwa. Była to pierwsza klasa gimnazjum. Jestem z parafii OO.
Bernardynów, tego wieczoru odbywał się różaniec, jak co dzień w październiku.
Poszedłem z bratem. Stałem z bratem na korytarzu w kościele, a mój sąsiad
zaprosił mnie do wspólnego służenia. Nie zwracałem wagi na to wydarzenie, a od
tego się zaczęło. Transitus, czyli przejście w dzień śmierci św. Franciszka.
Zacząłem się otwierać, dotykać Kościoła i poznawać Pana. Najpierw Opatów, a
potem Kielce. Wpisuję na początku rok temu w google: duszpasterstwo
akademickie. Okazuje się, że visa vi mojego wydziału jest klasztor kapucynów.
Tak to już z moją wiarą jest, że opiekuje się nią święty Franciszek.
Czekacie
zapewne na relację z wrażeń, które pozostawiła pielgrzymka do Asyżu? Odpowiem
tak jak czasami wymieniam się z br. Adamem doświadczeniami z jakiegoś wyjazdu,
gdy nie ma akurat czasu na rozmowę. W Asyżu było fajnie. Prawda jest taka, że
nie możemy się zagubić. To nie miejsce jest ważne. Ważny jest człowiek. Jednak
przez to miejsce jest jakby starą fotografią, która zapamiętała jego wygląd,
jego duszę. W tym numerze zapewne dużo Asyżu, a jeżeli czujesz niedosyt to
zapraszam na salkę „pod Kapciem” to opowiem.
Patrząc na
Ciebie... doszukiwać się miłości
Trzymając się poprzedniego nr
powinienem napisać biografię w pigułce. Nie mogłem jednak tego zrobić św.
Franciszkowi. Więksi ode mnie pisali o nim. Jeżeli naprawdę będziesz chciał(a)
pogłębić swoją wiedzę na jego temat szukaj.
Życiorysów jest kilka, w tym najlepiej zacząć od pierwszego napisanego
przez Tomasza z Celano. Potem zalecam poszukać czegoś ze wczesnych źródeł
franciszkańskich. Następnie przejść do dzieł dzisiejszych. W pisaniu tego
„felietonu większego” korzystałem z dwóch książek „Obrazków z życia św.
Franciszka z Asyżu” ojca Sylwestra Niewiadomego i jak to podkreślił br. Adam
bezcennej „Na szlakach św. Franciszka z Asyżu” w uzupełnieniu polskim. Niestety
są one wręcz nieosiągalne w księgarniach. Oprócz tego zostaje Internet, tylko
nie kończ czytania na Wikipedii. Uzupełniałem tą wiedzę przez obejrzenie filmów
o świętym. Bezcenny „Brat
Słońce, siostra Księżyc”,
XXI-wieczny „Święty Franciszek z Asyżu”, czy wcześniejsze produkcje. Na koniec
pozostają jeszcze, poszerzające tło całego życia, „Kwiatki św. Franciszka”.
Literatura, muzyka, teatr, film.
Obrazek dziecka z przedszkola, czy fresk z Bazyliki św. Franciszka w Asyżu.
Świętego pokazywano przez wielu. Przedstawiany był w wszelkiej formie. Ten
artykuł to tylko mała kropelka, która
spływa do oceanu podziękowań za to co Franciszek pozostawił po sobie. Pozostaje
tylko dodać, że „brązowy wilk pokory” jest żywy... w naszych sercach, w
świadectwie, które pozostawił, w ludziach, którzy dzięki niemu żyją... żyją w
Chrystusie.
Sebastian z Asyżu... tego z pamięci.
PS Zdjęcia Radka Czajora i Daniela Mazura.