...prawie. Opuszczając Rzym.
Taizé Roma cz. 4
Przyjeżdżając do Wiecznego
Miasta nie poczułem się jak Russell Crowe. Nie byłem w Koloseum, ale widok
oświetlonej areny daje dużo do myślenia. To co łączy filmowego Maximusa z Taizé
to prawda o wolności. Jest to jedna z podstawowych potrzeb człowieka. Dążymy do
niej, a dla wielu jest nieosiągalnym marzeniem. A co mnie łączy z gladiatorem?
Na pewno nie muskuły. Raczej moja ulubiona cecha, że nawet po największym
upadku staram się wstać.
Chciałem
rozpocząć od elementu Włoch, którego nie poruszyłem. Mianowicie chodzi o
zabytki. Rzym to miasto wspomnień. Przepełnione kulturą. Mieliśmy okazję być w
czterech bazylikach większych, Kaplicy Sykstyńskiej, Muzeach Watykańskich,
Katakumbach św. Kaliksta, w wielu kościołach i bazylikach. Dla mnie szczególna
była bazylika św. Sebastiana. Mniej istotne jest to, że tamtejszy proboszcz
jest fanem muzyki gospel, która cichutko wybrzmiewała w środku. Bardziej w
pustej bazylice dostąpiłem szczególnej łaski. Ale to wydarzenie zachowam dla
siebie. Widzieliśmy również Koloseum, Forum Romanum, Zatybrze, Fontannę di
Trevi, Wyspę Tyberyńską, Plac Hiszpański. Więcej już nie pamiętam, a wymieniam
te miejsca, żeby potwierdzić, że marzenia się spełniają.
Ostatnio jednak skończyłem na
malutkim państwie - Watykanie. Właśnie tam czekaliśmy niecierpliwie na spotkanie, które odbyło się 29 grudnia. Już
chyba po godzinie 15 przyszliśmy na plac św. Piotra. Po odstaniu swojego, udało
nam się zając miejsce w pierwszym sektorze dla „ludu”. Oczywiście było w nim
kilka tysięcy ludzi. Skupmy się jednak na momencie centralnym. Widok na żywo papieża jest bezcennym
doświadczeniem. Właściwie można powiedzieć, że widzieliśmy go tylko w papamobile,
a w trakcie modlitwy przypominał bardziej dużą białą kropkę. Powiedzcie to
teraz 40 tysiącom młodych ludzi, którzy byli wtedy na placu.
Doskonale pamiętam moment, gdy
Ojciec Święty przejeżdżał obok nas. Wchodząc na plac dostaliśmy wszyscy
lampiony. Mieliśmy też miejsca siedzące. Czas mijał. Na koniec doszło do tego
spotkania. Brat Adam mówił, ze spokojem, że przyjedzie, pomodli się i odjedzie.
Jednak pierwszy stawał na krześle i machał lampionem, pozdrawiając papieża.
Przyznaje się byłem drugi, zaraz za nim. Co więc sprawia, że Benedykt XVI
przyciąga młodych? Do kogo mają się zwrócić owce jak nie do pasterza. Uśmiech
dziecka na naszych twarzach to oczywiście oznaka radości, ale również
bezpieczeństwa i wiary. To ostatnie było szczególnie ważne. Modlitwa
ekumeniczna i adoracja Boga przez symbol światła. Ważny to moment, gdy stolica
na kilka minut umilkła. Rzym ucichł. Liczyła się tylko ta chwila.
Niestety
nie byliśmy na obiedzie u Benedykta XVI. Jednak moi koledzy mówili, że była
szansa iść na pizzę z kieleckim biskupem Kazimierzem Gurdą. Wystarczyło go
spotkać i powiedzieć, że jest się z Kielc. Im się udało. Dziękuję biskupowi w
ich imieniu za jedzenie. W moim, że w ważnych momentach pielgrzymuje z
młodzieżą. Jak już weszliśmy na temat jedzenia to chcę napisać świadectwo.
Mógłbym
jeść pastę codziennie. Co drugi dzień pizzę, a wszystko popijać kieliszkiem wina. Trzeba chociaż raz spróbować jedzenia we Włoszech. Prostota przede
wszystkim. Właśnie tak działała nasza ulubiona knajpka. 10 minut od naszej
stacji metra - Marconi. Pracował tam imigrant z Egiptu. Dostał tam łatkę -
Bruno Mars, bo go bardzo przypominał. Dzięki nam nauczył się parzyć herbatę, bo
na południu to omijany napój. Właśnie w tym barze nawiązała się
polsko-wietnamska przyjaźń. Wietnamczyk, który emigrował do Niemiec, miał na
imię Ti. Fonetycznie go zapamiętaliśmy, bo sam chyba mówił - „że jak herbata”.
Potwierdzając naszą nową znajomość zabraliśmy go do Asyżu. To był nasz ostatni
dłuższy przystanek.
Po raz
drugi odwiedziłem rodzinną miejscowość św. Franciszka. Ze spokojem na nowo
odkrywałem przemierzone szlaki. Mieliśmy do dyspozycji tylko jeden dzień na
poznanie tego kluczowego punktu Umbrii. We wrześniu tamtego roku czas był
wydłużony do tygodnia. Najlepiej wyraził to jeden z naszych księży - „Zobaczyć
Asyż i umrzeć”. Pokazuje to, że trzeba to miejsce zobaczyć na własne oczy. Bazylika
św. Franciszka, bazylika św. Klary, rodzinne domy naszej „pary”, katedra św.
Rufina, kościół św. Damiana, zamek Rocca Maggiore... wymieniać można długo.
Wszystko zwiedza się podczas dłuższego spacerku. Wszystko oświetlone
przepięknym słońcem.I jeszcze ten zachód słońca na początku stycznia.
Bezcenne. Może warto spisać dokładniej te wspomnienia.
Myślę,
że tyle na ten moment wystarczy. W zapowiedziach miałem jeszcze napisać o
pięknie Hiszpanek. Więc teraz napisałem. Ale dyplomatycznie dopowiadam, że
najpiękniejsze są Polki. Do podsumowania czterech części świadectwa wystarczą
tylko dwa słowa - było warto. Mam nadzieję, że nakreśliłem jak wyglądają
Europejskie Spotkanie Młodych. A bardziej jak ja je przeżyłem. Pozostaje mi
czekać na spotkanie z braćmi za rok w Strasburgu. Może też z wami. Z Tobą.
PS Wszystkie zdjęcia z cyklu Taizé Roma pochodzą od Radka Czajora, Daniela Mazura i DA FRAncesco. Dziękuję szczególnie jednak wam, że czytaliście te wspomnienia z Rzymu. Dla mnie to była frajda podzielić się tym. Mam nadzieję, że dla was też.