
Tekst rozpoczyna nowy cykl na „Pożyczalni”. Będzie on
pokazywać sylwetki wyjątkowych postaci. Wachlarz zapowiada się szeroko.
Zaczniemy św. Franciszkiem, a dojdziemy na przykład do Agnieszki Chylińskiej.
Wszystko, co łączy naszych bohaterów to zaskakujący „Zwroty akcji”. Całość
będzie mini poradnikiem jak zostać świętym. Niesamowite historie, ale prawdziwe
życie. Przedstawione w zaskakujący sposób. Z niespodziewaną puentą. W każdy
czwartek w nowym sezonie. Tylko na „Pożyczalni”.
Św. Franciszek z Asyżu - żeBRAK miłości
Chyba wszyscy znają tą historię. Syn bogatego kupca.
Młodzieniec, który z panicza staje się żebrakiem. Wydziedziczony przez ojca,
zaczyna służyć ubogim. W 1210 roku papież ustnie zatwierdza regułę pustelnika.
Zakon szybko się rozrasta. Bóg obdarowuje Franciszka stygmatami. Umiera,
zostając przez ludzi postrzegany jako święty. Stop! Pora spojrzeć na życie
Franciszka inaczej.
Przenieśmy się do XIII-wiecznej Ziemi Świętej. W drodze
powrotnej z pielgrzymki duszpasterstwa akademickiego do Asyżu mogłem się tam
przenieść duchowo. Mianowicie oglądaliśmy film „Klara i Franciszek”. Pierwszy
to obraz, który dokładniej ukazuje szaleństwo tej wyprawy. Ciekawie jest
zobaczyć wyprawę świętego. Wielkie wyzwanie podjętego przez jedną osobę. Uprzedzam,
że to największe wtrącenie biograficzne, ale za to jakie.
1219 Asyż. Wspólnota za chwilę będzie liczyć 5 tysięcy
braci. Wspólnota pragnie organizacji. Chcą wiedzieć na czym stoją. Bracia
proszą założyciela o spisanie reguły. Jednak lider daje im dziwną odpowiedź -
opuszcza ich. Ostatecznie zwraca się do papież Innocenty III o zatwierdzenie
sposobu ich życia, który był odzwierciedleniem kilku cytatów z Ewangelii. W
maju odbywa się „Kapituła Namiotów”, czyli spotkanie wszystkich franciszkanów.
Niecały miesiąc później dwójka braci udaje się do Egiptu. Franciszek nie chciał
tam przynieść miecza, a pokój.
Dwa miesiące drogi po morzu i lądzie. Najpierw bracia
musieli pokonać przyrodę. Niekończący się piasek był powodem wołania ciała o upragnioną
wodę. Pustynia powodowała niepewność wiary ducha. Wędrowców było najprawdopodobniej
dwóch. „Najbiedniejszy z biednych” wraz z bratem Illuminatem znaleźli się w
końcu w obozie krzyżowców. Kardynał Pelagio widział ich wkład w bitwę, poprzez
podniesienie morale żołnierzy. Jednak wpłynęli w inny sposób na wojnę.
Jak bardzo trzeba być szalonym, żeby z miłości wydać się na
śmierć? Bardziej precyzyjnie - jak trzeba kochać, żeby przekroczyć czysto
ludzkie myślenie? Na temat „łamania schematów” usłyszałem od jednego z kapłanów
parafii św. Wojciecha w Kielcach. Biedaczyna taki był. Wszedł do paszczy lwa - na
terytorium Saracenów. Spotykając wrogów Europejczyków mógł tylko ich pozdrowić:
-„Sułtan Malik-al-Khamil”, nie znał przecież języka. Powinien jako
chrześcijanin zostać ścięty od razu. Jednak w cudowny sposób zostaje doprowadzony
do sułtana.
Zacząłem od filmu, który pokazuje te biograficzne zapiski w
sposób wręcz namacalny. Mężowie Asyżu chcą mówić o Jezusie. Sułtan rozbraja ich
swoją znajomością Koranu. Mówi, że jest w nim napisane, że Jezus nie chce, aby
odpłacać złem za zło. Zakończył pytając: - „Mimo to przybyliście tu i robicie
wojnę, dlaczego?”. Współbrat Illuminato zrobił wtedy coś fantastycznego. Z
prostoty poprosił jedynie o przebaczenie. O nic więcej.
Człowiek w habicie zaprzyjaźnił się z sułtanem. Z propozycją
bardzo korzystnego pokoju wrócił do obozu krzyżowców. Na propozycję otrzymał
odpowiedź: - „Pewien doktor Kościoła powiedział, że zabicie Saracena nie jest
grzechem, ale uwolnieniem świata od zła”. Niestety pyszność i chęć wzbogacenia
się wygrały. Bracia wrócili do domu, modląc się o błądzących.
Dzisiaj Franek jest z Opatowa
Dlaczego biedaczyna może być patronem dla studentów? Gdyby w
Asyżu była Politechnika to jako prymus na pewno studiowałby na niej. W
studenckim półświatku jest wielka różnica pomiędzy studiowaniem a nauką. Franciszek
- inicjator każdej imprezy, najbardziej popularny na uczelni, uwielbiany przez
wszystkich. Dzisiaj powiedzielibyśmy na niego „wieczny student”. Miał wszystko -
uznanie wśród znajomych, używki i bogatych rodziców. Należy zatem zapytać, czemu
z tego wszystkiego zrezygnował?
Odpowiedź jest prosta - bo tak naprawdę nie było to szczęście.
Wskazówką do prawdziwej radości był symbol krzyża. Właśnie tym
najbardziej znanym znakiem dla chrześcijan posłużył się Bóg. W San Damiano zwrócił
się do młodzieńca: - „Franciszku, idź, napraw mój kościół dom, który, jak
widzisz, cały idzie w ruinę”. To było słowo Boga. Powinno nam to pokazać jak
wielką wagę może mieć słowo. Ktoś powiedział, że jest ono ostrzejsze od miecza.
Zaś czasem może przemienić czyjąś duszę.
Jestem z małego miasteczka - Opatowa. Moja rodzina była wierząca. Ale do wieczoru
z 3 na 4 października byłem nie świadomy swojego chrześcijaństwa. Byłem wtedy w
pierwszej klasie gimnazjum. Wieczorem w mojej rodzinnej parafii OO. Bernardynów
odbywał się różaniec. Początek października był wtedy chłodny. Poszedłem do
kościoła razem z bratem. Staliśmy na korytarzu w kościele, czekając na
rozpoczęcie nabożeństwa. Przebiegł przy nas mój o kilka lat starszy sąsiad. Po
chwili cofnął się do nas. Po czym zaprosił nas do wspólnego służenia, mrucząc
przy tym, że nie poradzi sobie sam z kadzidłem. Nie chcieliśmy. Kolega nie był
jakoś przekonujący, ale zgodziliśmy się. W kościele panował wtedy raczej
rozgardiasz. Dlatego tacy ludzie jak my z marszu mogli założyć komże.
Nie zwracałem wagi
na to wydarzenie. Jednak od niego wiara zaczęła się na poważnie. Taki mój
osobisty „Transitus”, czyli przejście do nowego życia, upamiętniające dzień
śmierci św. Franciszka. Zacząłem się wtedy otwierać, dotykać Kościoła i
poznawać Pana. Najpierw Opatów, a potem Kielce. Bernardyni zaowocowali. Na
początku studiów, w październiku wpisałem w Google - „duszpasterstwo
akademickie”. Okazało się, że visa vi mojego wydziału jest klasztor kapucynów.
Mam takie szczęście, że moją wiarą opiekuje się święty Franciszek.
Zaprzyjaźnić
się z brązowymi

Literatura, muzyka,
teatr, film. Obrazek dziecka z przedszkola, czy fresk z Bazyliki św. Franciszka
w Asyżu. Świętego pokazywano przez wielu. Przedstawiany był w każdej możliwej
formie. Ten artykuł to tylko mała
kropelka, która spływa do oceanu podziękowań, za to co Franciszek pozostawił po
sobie. Pozostaje tylko dodać, że „brązowy wilk pokory” jest żywy w naszych
sercach, w świadectwie. Żyje ono do dzisiaj w ludziach, którzy dzięki niemu
żyją... żyją w Chrystusie.