poniedziałek, 2 grudnia 2013

Adwentowo-hobbickie rozważania cz. 1

„Tam i z powrotem, … ale gdzie?” 

I
Pobudka!

Sebastian poprosił mnie o poprowadzenie krótkich rozważań związanych z Adwentem – z jednej strony – i z Tolkienem – bo kiedyś go czytałem. Czekamy z utęsknieniem na „Pustkowie Smauga”, niech więc kanwą będzie „Hobbit”. Czekamy…. No właśnie, na co czekamy?

Adwent. Wszystkie wróble na dachach ćwierkają, że skończył się stary rok liturgiczny, a zaczął nowy (niech lektorzy wiedzą, że nosi oznaczenie A-II). Rozpoczynamy na nowo kościelno-liturgiczny młynek – roraty, szopki, królowie, drogi krzyżowe, posty, alleluje, majówki, procesje…. Końca nie masz. Rok liturgiczny przypomina nieco koło: można się umówić, gdzie jest początek, ale i tak wszystko kręci się i kręci bez żadnej zmiany. To, czy będzie zmiana, zależy od nas. Spróbujmy zatem z koła zrobić śrubę i wkręcić się na głębszy poziom.

W pewnej norze mieszkał pewien hobbit… Dla tych, którzy nie mają zielonego pojęcia, co to ten hobbit: takie małe, włochate, z dużymi stopami, pyka fajeczkę, ubiera się kolorowo i lubi dużo jeść (ponoć jada dwa obiady dziennie). Prócz tego hobbici są domatorami do sześcianu. Ich świat jest prosty i określony. Nie trzeba wystawiać nosa na zewnątrz.

Jest to stan przyjemnego życia. Przypomina nieco sen. Anthony de Mello napisał o tym dosadnie: „Ludzie najczęściej śpią, nie zdając sobie z tego sprawy. Rodzą się pogrążeni we śnie. Żyją śniąc. Nie budząc się zawierają małżeństwa. Płodzą dzieci we śnie i umierają, nie budząc się ani razu”. Koniec błogiego leżakowania! Pod nosem przechodzi okazja, by wyrwać się z tego marazmu. Bracia! – pisze św. Paweł - Rozumiejcie chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli.

Do Bilba Bagginsa zawitał pewien czarodziej i trzynastu lekko stukniętych krasnoludków. To okazja do wyrwania się. Bilbo od dawna marzył o dalekich wyprawach, pokonywaniu niebezpieczeństw, przemierzaniu bezkresnych przestrzeni. Jednak z czasem pozwolił, by te marzenia wystygły, by przykrył je popiół codzienności. I choć tego nie chciał, życie uśmiechnęło się do niego. 

Coś, co będzie Cię nieść na drodze Bożego życia, to Twoje marzenia. Bo gdzieś w sercu, może głęboko, może płytko, masz świadomość, że to co jest, nie zadowala Cię, że pragniesz czegoś więcej. Marzenia domagają się wypełnienia. Zostałeś wybrany do wielkiej przygody. Tak! Choć uważasz się za kogoś zupełnie nieodpowiedniego. Posłuchaj Gandalfa: Ja wybrałem pana Bagginsa! To powinno wystarczyć. Skoro ja wam  powiadam, że jest włamywaczem, to znaczy że jest albo… w swoim czasie będzie z niego włamywacz. Coś więcej tkwi w tym hobbicie, niż wam się wydaje, kto wie, może też o wiele więcej, niż on sam przypuszcza.

No właśnie, na co czekamy? Możesz wziąć kartkę i napisać: czekam …., pragnę…., marzę o …. . Czy to rzeczy codzienne, czy wielkie, te marzenia będą Cię niosły. Przedstaw je Chrystusowi. To On wysyła te wszystkie krasnoludki i innych pomyleńców pozwalających nam się obudzić i dostrzec, że świat jest trochę większy, niż nam się wydawało. Dostrzec, że zostaliśmy wybrani, choć celu drogi dokładnie nie widać. Coś więcej w Tobie tkwi, niż Ty sam przypuszczasz.

O. Anicet Gruszczyński OFM
Rysunek Martyna Czarny.