
Rok temu, gdy zderzyłem się z tematyką bożonarodzeniową, święta połączyłem z „fizjologią”
człowieka. Dokładniej - chciałem spowodować, że czytelnik swoimi wszystkimi zmysłami
poczuje „magię świąt”. Zacząłem od zwalczania problemów gastrycznych, skończyłem na czyszczeniu
ząbków. Strasznie się wtedy intelektualnie napociłem, bo chyba chciałem spowodować, żeby nawet
tekst pachniał. Jednak rok temu byłem jak ksiądz z przedświątecznego kazania. Próbując pokazać
wszystko, każdemu, najlepiej naraz.
Wyjątkowo w adwentową niedzielę poszedłem na popołudniową Mszę dla dzieci. Młody kaznodzieja chcąc przybliżyć najmłodszym przeżywanie Bożego Narodzenia, zaprosił przed ołtarz narciarza. Nie żartuję, bo na podwyższeniu stanął chłopak, od stóp do głów ubrany w narciarskie atrybuty. Ksiądz porównywał narty, gogle, kombinezon... do ważnych punktów wiary. Dzieciaki najpierw miały za zadanie odgadnąć nazwę stroju, a później do czego dany element nawiązuje. Dzięki nim dowiedziałem się na przykład, że rękawice są jak modlitwa, a narty jak 10 przykazań. Natomiast po ćwiczeniach teoretycznych przyszła część praktyczna dla starszych. Kaznodzieja dostał kiedyś krótkiego, przedświątecznego sms-a - „Nie prześpij świąt!”. Jak ja kapłan, mogę przespać Boże Narodzenie - zastanowił się ksiądz - przecież po Pasterce poranna Msza, później jeszcze kilka. Jednak sens wiadomości był trochę głębszy. Każdy z nas powinien dostawać w czasie Adwentu taką krótką wiadomość przynajmniej co tydzień.
Dziś nie mam sił, żeby próbować komukolwiek udowodnić wagę Bożego Narodzenia. Nie mam również ochoty, aby pokazywać wszystkie wyjątkowe świąteczne zakamarki. Chcę po prostu wejść w tą rodzinną szopkę. Połamać się opłatkiem. Poprawić je kapuścianymi pierogami. Pofałszować na cztery głosy kolędy. Po miesięcznym robieniu duszpasterskich bombek, dwutygodniowym okresie składania życzeń, pięciu wcześniejszych spotkaniach opłatkowych, jest czas dla Boga. Wewnętrznie wydziergany wreszcie przestałem prosić. Zacząłem dziękować, że nawet jak jestem sam, niewiele mi wychodzi i wszystko wydaje się bez sensu - mam Jezusa. Widzę siebie w osobach Maryi i Józefa, gdy samotni, zziębnięci, w ciemności stajni czekali na rozwiązanie.
Szymon Hołownia w swoim wigilijnym felietonie napisał, że „Ten świat rzecz jasna nadal jest zdrowo porąbany”. Hodowcy w pocie czoła dokarmiają rybki. Tłumy zdobywają upragnione gadżety w galeriach. Rodzice zamiast być i rozmawiać z dziećmi, interesują się całą świąteczną otoczką. Na wielkich happeningach ubogim rozdaje się jedzenie. Jednak mało kto chce po prostu z nimi pobyć. Kevin znowu łączy rodzinę telewizorem. Sms-owe skrzynki zapychamy od rymowanek. Nawet politycy, na czele z prezydentem składają społeczeństwu życzenia. Dwa tysiące lat temu świat też był porąbany. Po Ziemi też chodzili hierarchowie, politycy, poborcy podatkowi, złodzieje, prostytutki. Wtedy również normalni ludzie narzekali na tych z pozoru gorszych od siebie. Dodając z przydziału zażalenie na obecny świat. Ale nawet wtedy Jezus nie przyszedł, aby naraz rozwiązać problemy świata. Wiele lat pokazywał, że wypływające z miłości działanie, musi być poprzedzone spotkaniem.
Coraz częściej wydaje mi się, że przedświąteczne włączenie przez nas szóstego biegu to jeden ze sposobów na stworzenie sobie bezpiecznego muru. Podczas kupowania prezentów, tańców z mopem, kuchennych rewolucji nie trzeba spotykać się z drugim człowiekiem. Dzięki Bogu mamy 24-ego grudnia, jedyny moment w roku pokazujący całą prawdę o naszych relacjach. Dlaczego te mury stawiamy? Mamy nadzieję, że dzięki nim będziemy mogli przykryć kilka naszych porażek, wad, problemów. Wszystko przez zakorzeniony w nas jeszcze w raju wstyd. Zaraz z nim w nieodłącznej parze pojawia się strach. Jednak czy warto nie powiedzieć o jednym potknięciu, aby nie wspomnieć o kilku radościach? Myślisz, że matka, ojciec, rodzeństwo, przyjaciel, znajomy nie będzie mógł ciebie zrozumieć? Teraz pomyśl, że ta osoba może czuć się tak samo jak ty. Może ma nawet te same problemy. Oddzielamy się od wielu, bo uważamy, że tak będzie łatwiej. Problemem XXI wieku jest właśnie samotność, za chwilę główną chorobą społeczną będzie depresja. Przełam to zamknięte koło Szatana, który obdarował nas wstydem!
Zatem jak dobrze przeżyć Boże Narodzenie? Może tak jak przeżywano je ponad dwa tysiące lat temu. Na początku była samotność, odrzucenie, ból - to już przeżyłeś(-łaś). Później było spotkanie sam na sam z Bogiem. Zamknij się w czterech ścianach, weź do ręki Pismo Święte, różaniec, może pójdź na Pasterkę. Czytaj, módl się, przesuwaj koraliki, ale nareszcie bądź. Tylko nie tak, jak to masz w zwyczaju od święta - „Oj, mój kochany Jezu, teraz dokonuje się wszechobecny moment naszego transcendentalnego spotkania”. Nie ściemniaj, jak masz pytania, pretensje, zażalenia to je wreszcie wypowiedz. Bez ogródek, krzyknij wreszcie to, co trzymałeś w sobie przez ostatni rok, ostatnie lata. Może tak jak pewna starsza zakonnica, której wydawało się, że jest sama w kaplicy. Szybko weszła, uklęknęła, zrobiła znak krzyża, spojrzała na tabernakulum. Zaczęła, prawie krzycząc: - „Ty Żydzie! Ale ja się przez Ciebie dzisiaj upokorzyłam...”.
Po spotkaniu z Jezusem czeka nas spotkanie z drugim człowiekiem. Do betlejemskiej stajni przyszli najpierw pasterze. Za chwilę przybyli Mędrcy ze Wschodu. W zacisznym kącie przypomniałem sobie ile już osób spotkałem od swojego narodzenia. W modlitwie za nich podziękowałem, przywołałem ich pamięć. Z wieloma było świetnie, z kilkoma były zgrzyty. Ale próbując podzielić się miłością, której często nie umiałem dać, wysłałem do wielu następującego sms-a. „Odkryłem, że w Bożym Narodzeniu chodzi o SPOTKANIE. Z samym sobą, z Bogiem, aby spotkać człowieka. Dlatego po prostu dziękuję, że mogłem Ciebie spotkać :)”.
Wyjątkowo w adwentową niedzielę poszedłem na popołudniową Mszę dla dzieci. Młody kaznodzieja chcąc przybliżyć najmłodszym przeżywanie Bożego Narodzenia, zaprosił przed ołtarz narciarza. Nie żartuję, bo na podwyższeniu stanął chłopak, od stóp do głów ubrany w narciarskie atrybuty. Ksiądz porównywał narty, gogle, kombinezon... do ważnych punktów wiary. Dzieciaki najpierw miały za zadanie odgadnąć nazwę stroju, a później do czego dany element nawiązuje. Dzięki nim dowiedziałem się na przykład, że rękawice są jak modlitwa, a narty jak 10 przykazań. Natomiast po ćwiczeniach teoretycznych przyszła część praktyczna dla starszych. Kaznodzieja dostał kiedyś krótkiego, przedświątecznego sms-a - „Nie prześpij świąt!”. Jak ja kapłan, mogę przespać Boże Narodzenie - zastanowił się ksiądz - przecież po Pasterce poranna Msza, później jeszcze kilka. Jednak sens wiadomości był trochę głębszy. Każdy z nas powinien dostawać w czasie Adwentu taką krótką wiadomość przynajmniej co tydzień.
Dziś nie mam sił, żeby próbować komukolwiek udowodnić wagę Bożego Narodzenia. Nie mam również ochoty, aby pokazywać wszystkie wyjątkowe świąteczne zakamarki. Chcę po prostu wejść w tą rodzinną szopkę. Połamać się opłatkiem. Poprawić je kapuścianymi pierogami. Pofałszować na cztery głosy kolędy. Po miesięcznym robieniu duszpasterskich bombek, dwutygodniowym okresie składania życzeń, pięciu wcześniejszych spotkaniach opłatkowych, jest czas dla Boga. Wewnętrznie wydziergany wreszcie przestałem prosić. Zacząłem dziękować, że nawet jak jestem sam, niewiele mi wychodzi i wszystko wydaje się bez sensu - mam Jezusa. Widzę siebie w osobach Maryi i Józefa, gdy samotni, zziębnięci, w ciemności stajni czekali na rozwiązanie.
Szymon Hołownia w swoim wigilijnym felietonie napisał, że „Ten świat rzecz jasna nadal jest zdrowo porąbany”. Hodowcy w pocie czoła dokarmiają rybki. Tłumy zdobywają upragnione gadżety w galeriach. Rodzice zamiast być i rozmawiać z dziećmi, interesują się całą świąteczną otoczką. Na wielkich happeningach ubogim rozdaje się jedzenie. Jednak mało kto chce po prostu z nimi pobyć. Kevin znowu łączy rodzinę telewizorem. Sms-owe skrzynki zapychamy od rymowanek. Nawet politycy, na czele z prezydentem składają społeczeństwu życzenia. Dwa tysiące lat temu świat też był porąbany. Po Ziemi też chodzili hierarchowie, politycy, poborcy podatkowi, złodzieje, prostytutki. Wtedy również normalni ludzie narzekali na tych z pozoru gorszych od siebie. Dodając z przydziału zażalenie na obecny świat. Ale nawet wtedy Jezus nie przyszedł, aby naraz rozwiązać problemy świata. Wiele lat pokazywał, że wypływające z miłości działanie, musi być poprzedzone spotkaniem.
Coraz częściej wydaje mi się, że przedświąteczne włączenie przez nas szóstego biegu to jeden ze sposobów na stworzenie sobie bezpiecznego muru. Podczas kupowania prezentów, tańców z mopem, kuchennych rewolucji nie trzeba spotykać się z drugim człowiekiem. Dzięki Bogu mamy 24-ego grudnia, jedyny moment w roku pokazujący całą prawdę o naszych relacjach. Dlaczego te mury stawiamy? Mamy nadzieję, że dzięki nim będziemy mogli przykryć kilka naszych porażek, wad, problemów. Wszystko przez zakorzeniony w nas jeszcze w raju wstyd. Zaraz z nim w nieodłącznej parze pojawia się strach. Jednak czy warto nie powiedzieć o jednym potknięciu, aby nie wspomnieć o kilku radościach? Myślisz, że matka, ojciec, rodzeństwo, przyjaciel, znajomy nie będzie mógł ciebie zrozumieć? Teraz pomyśl, że ta osoba może czuć się tak samo jak ty. Może ma nawet te same problemy. Oddzielamy się od wielu, bo uważamy, że tak będzie łatwiej. Problemem XXI wieku jest właśnie samotność, za chwilę główną chorobą społeczną będzie depresja. Przełam to zamknięte koło Szatana, który obdarował nas wstydem!
Zatem jak dobrze przeżyć Boże Narodzenie? Może tak jak przeżywano je ponad dwa tysiące lat temu. Na początku była samotność, odrzucenie, ból - to już przeżyłeś(-łaś). Później było spotkanie sam na sam z Bogiem. Zamknij się w czterech ścianach, weź do ręki Pismo Święte, różaniec, może pójdź na Pasterkę. Czytaj, módl się, przesuwaj koraliki, ale nareszcie bądź. Tylko nie tak, jak to masz w zwyczaju od święta - „Oj, mój kochany Jezu, teraz dokonuje się wszechobecny moment naszego transcendentalnego spotkania”. Nie ściemniaj, jak masz pytania, pretensje, zażalenia to je wreszcie wypowiedz. Bez ogródek, krzyknij wreszcie to, co trzymałeś w sobie przez ostatni rok, ostatnie lata. Może tak jak pewna starsza zakonnica, której wydawało się, że jest sama w kaplicy. Szybko weszła, uklęknęła, zrobiła znak krzyża, spojrzała na tabernakulum. Zaczęła, prawie krzycząc: - „Ty Żydzie! Ale ja się przez Ciebie dzisiaj upokorzyłam...”.
Po spotkaniu z Jezusem czeka nas spotkanie z drugim człowiekiem. Do betlejemskiej stajni przyszli najpierw pasterze. Za chwilę przybyli Mędrcy ze Wschodu. W zacisznym kącie przypomniałem sobie ile już osób spotkałem od swojego narodzenia. W modlitwie za nich podziękowałem, przywołałem ich pamięć. Z wieloma było świetnie, z kilkoma były zgrzyty. Ale próbując podzielić się miłością, której często nie umiałem dać, wysłałem do wielu następującego sms-a. „Odkryłem, że w Bożym Narodzeniu chodzi o SPOTKANIE. Z samym sobą, z Bogiem, aby spotkać człowieka. Dlatego po prostu dziękuję, że mogłem Ciebie spotkać :)”.