
Najczęściej na początku roku robimy sobie noworoczne postanowienia. Tym razem schudnę 10 kg (przeczytałam następną nowatorską dietę), będę spać minimum 7,5 godziny (bo trzeba spać wielokrotność 1,5 h), zacznę uczyć się hiszpańskiego (przecież za kilkadziesiąt lat dogoni popularnością angielski). Po czym spinamy pośladki i próbujemy zrealizować plany. Myśląc, że jesteśmy ekspertami od wszystkiego. Jednak po paru dniach odkładamy karnet na siłownię na półkę, rezygnujemy z codziennego czytania książek, zaprzestajemy szukać tanich wakacyjnych lotów. Albo w drugą stronę - nie robimy nic. Dlaczego cokolwiek planować, przecież i tak, prędzej czy później nie wytrwamy w postanowieniach. Pozostanie po nich jedynie żal. Stop! Chcę podzielić się z tobą wiarą, że można. Spróbuj poniżej odnaleźć swoją własną nadzieję na to, że tym razem się uda.
Pan Bóg dał nam rozum, żebyśmy z niego korzystali. Skutkiem ubocznym tego procesu było powstanie amerykańskich naukowców. Z takimi stereotypowymi żartami mógłby spokojnie walczyć psycholog James Prochaska. Opisany przez niego Transteoretyczny model zmiany zachowań (TTM) dzieli wieloetapowy proces zmiany na pięć stadiów. Pierwszy kiedy nie chcemy niczego zmieniać. Jeszcze nam się podoba toksyczny związek, oponka wokół brzucha, smród papierosów. Machinę zmian trzeba uruchomić przez intencję i ostateczną decyzję, że to właśnie ja chcę.
Drugi poziom to bilans zysków i strat. Wersja dla katolików - przypomnę sobie jak to idzie z porannym pacierzem (takim 5 minutowym). Plusy: podziękuję Bogu za poranek, poproszę Go o opiekę, chwilę zatrzymam się nad dzisiejszym dniem. Minusy: krócej będę w toalecie (o minutę), przy śniadaniu (o dwie), przed laptopem/telewizorem (o trzy). Tutaj gra opiera się na dwóch słowach: "muszę" i "chcę". Ciężej jest, gdy motywuje cię lekarz (grożąc cukrzycą), rodzice (grożąc zakończenie sponsoringu), społeczeństwo (grożąc brakiem perspektyw). Dużo łatwiej jest powiedzieć, że to ja chcę. Motywacja autonomiczna na "tak" zaczyna zmiany. Teraz wystarczy plan.
Level trzeci to dokładne określenie tego czego chcemy osiągnąć i w jakim czasie. Nie można nauczyć się francuskiego w miesiąc, albo wybrać się w podróż dookoła świata w dwa. Należy dostosować zamiar do możliwości. Zdaniem innego psychologa - Ralfa Schwarzera krok czwarty należy rozbić na harmonogram poszczególnych małych kroków. Krok po kroku należy realizować nasz realny plan. Najlepiej dodając do tego nagrody za minisukcesy. Punkt piąty to założenie, że zdarzą się wpadki. Hurraoptymizm może nas kosztować odpuszczenie sobie wyjścia na basen. Jednak gorzej jak raz pociągnie za sobą razów 10. Codzienne próby, w tym sukcesy i pokonywanie porażek, mogą nas poprowadzić do wdrożenia zmiany.
Wszystko fajnie, tylko po pierwsze nie ufasz każdemu kogo zawód zaczyna się na frazę "psycho". Po drugie jak masz dojść do piątego etapu, jak los twoich postanowień kończy się najczęściej na lodówkowej kartce. Na początku muszę uprzedzić, że chcąc korzystać z pomysłowości rozumu należy zapoznać się ze znacznie dłuższymi tekstami o postanowieniach, motywacji, może nawet zajrzeć do jakiejś książki. Nie wspomniałem przecież o wielu różnych aspektach tych kroków, motywacji, planach B. Jednak zapewne masz tak ja, że jeśli usłyszysz o pracowaniu nad czymś, co kochasz/lubisz zawsze myślisz o jedzeniu i spaniu.
Spróbuję teraz podejść do tematu opierając się na swoim doświadczeniu, ewentualnie tradycji domowej, kierując się przy tym w stronę duchową. Dlaczego nam się nie udaję? Bo mamy zbyt wielkie oczekiwania. Będąc w szkole moje polonistki uwielbiały zadawać nam tomy książek na przerwę świąteczną. Nie wiedzieć czemu tylko mama wiedziała, że Trylogii nie da się przeczytać w tydzień. Cele zawsze łączą się z czasem jaki jest potrzebny do ich osiągnięcia. Mój szkolny kolega zapomniał dodać, że na zrobienie "sześciopaku" potrzebne jest więcej niż 7 dni. Podczas porażek pojawia się żal, zniechęcenie, brak wiary. Ale czy na początku kariery Monika Pyrek też skakała po 4,70?
Z pozoru błahym problemem jest robienie zadań na wczoraj. Nim człowiek zauważy, na głowie ma już zaległe obowiązki z całego miesiąca. Później czeka cię tylko frustracja, może nawet depresja trwająca lata. Może za dużo chciałeś zrobić na raz? Nie można rano studiować, po południu pracować, wieczorem być na duszpasterstwie, w nocy spotykać się ze znajomymi. Będziesz wtedy jak kilkulatek wchodzący do sklepu z zabawkami. W domu ma podobne zabawki, ale pomiędzy półkami wpada w szał. Babcia mówiła, że nie można ciągnąć kilku srok za ogon. Próbowałeś może szukać wsparcia u bliskich ci osób? Pamiętaj, że dzielisz się swoim sekretem. Co będzie jak się nie uda, a osoba zapyta się jak sobie radzisz? Nie mówisz o planach nikomu. Też błąd. Bóg wie wszystko, nawet liczba czekoladek zjedzonych przez ciebie przed snem została policzona.
Jednak Bóg to nie instruktor fitness liczący obwód w pasie. Ani dietetyk liczący spożyte kalorie. Na początku ustal, która sprawa jest dla ciebie najważniejsza. Mniej ważne odłóż kilka tygodni lub miesięcy. Rozmawiaj o twoich pomysłach z kimś bliskim. Rozłóż cel na małe kroki. Chcesz w tym roku zrobić prawo jazdy? Najpierw zastanów się jak zdobędziesz pieniądze na kurs. Później popytaj o najlepszą szkołę, instruktora. Zacznij czytać o zasadach ruchu drogowego. Spróbuj poprosić o pomoc osobę, która już ma prawo jazdy. Systematycznie próbuj, ucz się. Zdaj egzamin. Następnie szlifuj cały czas praktykę. Trudne? Czasami nawet najtrudniejsze sytuacje mają proste rozwiązania.
Coś jest dla ciebie ważne? Podejmij walkę. Planuj jak do tego podejdziesz. Idź za hasłem Pata z filmu „Poradnik pozytywnego myślenia” - miej strategia! Chociaż może to nienajlepszy przykład, bo główny bohater stracił pracę, dom oraz żonę. Wylądował w szpitalu psychiatrycznym na kilka miesięcy. Może teraz ty jesteś na takim dnie? Początek roku? Jaki początek, przecież to tylko nowe miesiące spłacania kredytu, chodzenia na wykłady, domowych kłótni. Do tego jestem o rok starszy, mam nowe zmarszczki, rocznik samochodu się zwiększył. Jeżeli nie potrafisz myśleć pozytywnie to poszukaj osób, które będą tak myślały za ciebie. W moim przypadku ratunkiem na wszelkie niepowodzenia, porażki są znajomi, bliscy, Bóg. Tak jak postaci granej przez Bradleya Coopera, której wrócić o społeczeństwa pomogli rodzice, przyjaciele i piękna dziewczyna.
Dla wytrwałych nie będzie ani podejścia psychologów, ani fanów hollywoodzkich komedii. Będzie podejście Boga. Po bożonarodzeniowej przerwie chciałem wrócić busem do Kielc. Zamierzałem wrócić w godzinach porannych, bo na 12 miałem zaproszenia na kabaretowy występ Cezarego Pazury. Okazało się, że opakowany walizką i torbą z żywnością spóźniłem się na przystanek. Po czym do akademika zawiózł mnie tata. W trakcie jazdy na radiowej jedynce transmitowano Mszę święta (wracałem w niedzielę). Normalnie powinienem od razu zmienić radiostację, ale żaden z nas nie nacisnął guzika. Akurat ja byłem śpiący, a katolicy najlepiej wiedzą jak dobrze śpi się przy intonacji płynącej zza ołtarza. Dodatkowo głos należał do znanego w środowiskach akademickich księdza Pawlukiewicza.
Najpierw zaczęło się od rozważań na temat żywego Słowa. W tym dlaczego ewangelista Jan zapomniał o stajni w Betlejem. Później pojawił się uwielbiany przez księdza temat z dziedziny militariów. Skracając - jesteśmy w samym środku duchowej walki światłości z ciemnością. Później zostały zacytowane pozornie sprzeczne słowa św. Pawła: „Ilekroć nie domagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12,10). Wtedy się zaczęło... Szok, trzask, Pan Bóg trafił - nie muszę być najlepszy.
Nie potrafię pokazywać uczuć. Może dlatego nie płakałem. Ale na koniec kazania, podczas czytania testamentu Bernadety Soubirou otrzymałem ważną życiową lekcję. Wskazówkę jak podchodzić do moich działań, postanowień, chociażby tych noworocznych. Przytoczę tylko pierwszą zwrotkę duchowego spadku świętej: „Za biedę, w jakiej żyli mama i tatuś, za to, że się nam nic nie udawało, za upadek młyna, za to, że musiałam pilnować dzieci, stróżować przy owcach, za ciągłe zmęczenie... dziękuje Ci, Jezu”. Jezu dziękuję Ci za moje pozorne porażki.
Po powrocie do Kielc na bilecie na występ Cezarego Pazury było napisane: „Bilet ważny dla osób powyżej 30 roku życia”. Organizatorem była firma prowadząca warsztaty kulinarne. To dopiero chora dyskryminacja. Z przykrością odwołałem zaproszoną koleżankę (nie załapałaby się nawet, jeżeli skecze były dla osób powyżej 20). Podsumowując - jednego poranka wykazałem się brakiem umiejętności czytania, spóźniłem się na busa, wykorzystałem tatę jako przewoźnika. Właśnie za to pokazanie moich wad - dzięki Ci Jezu. Tydzień wcześniej jechaliśmy na Europejskie Spotkanie Młodych Taizé z zakrętką Tymbarka z napisem: „Bądź sobą”. Myślałem, że to do mojego brata, który stylizował się nadmiernie na Bednarka. Ale te słowa były zwłaszcza skierowane do mnie. Może właśnie Jezus chce, żebyś nie był doskonały, czasem miał problemy, ciągle narzekał, nawet płakał. On kocha Ciebie takiego jakim jesteś. Pamiętaj o tym. Jak również o tym, że w niebie nie będziemy się lenić. Warto spróbować chcieć spełniać swoje noworoczne postanowienia.
PS W tym roku udało się powrócić z bożonarodzeniowej przerwy wcześniej :p Tyloma świadectwami, pomysłami, przemyśleniami, wspomnieniami, widokami, zdjęciami... chciałbym się z wami podzielić :)
Ale wtedy z blogiem zachowuję się jak czterolatek wchodzący do sklepu z zabawkami, chcący wszystkiego. Mamy nad czym pracować w nowym roku :p Powodzenia dla Ciebie w spełnianiu noworocznych postanowień :) Pytanka:
1. Jakie punkty wypisałeś(-łaś) na kartce z postanowieniami na nowy rok?
2. W jaki sposób zamierzasz je spełnić?
Źródła:
http://zdrowie.gazeta.pl/Zdrowie/1,105806,12351475,Postanowienia_noworoczne__jak_w_nich_wytrwac__Zmiana.html