Czas podkręcić tempo. Wkurwia mnie, że świat traktuje katolików jak lukrowane, poprawne, nie dające sobie rady w życiu owieczki. Prawda jest taka, że czasem potrafimy dać w pysk. Jesteśmy ludźmi z krwi i kości. Próbujemy wierzyć w Jezusa.
Z rozdziału I:
Stanąłem jak wryty. Wielkie drzewo wyglądało jakby z
baśniowego Shire. Korona dębu rozpościerała się aż do nieba.
Do pnia prowadziła leśna droga. Ciemne tło rozświetlały świetliki. Scena wyjęta
niczym z Hobbita. Tylko do
tolkienowskiej scenografii nie pasował przybity do drzewa Chrystus. Jakby po
raz drugi ukrzyżowany. Jakby w tej chwili po raz drugi oddawał życie. Plakat zapraszał
na spotkanie młodych w Wołczynie. Był podpisany: „Żyj nadzieją!”.
Bo pozostała mi już chyba tylko nadzieja.
Szeroko rozumianą miłość straciłem tak dawno, że nie pamiętam jej smaku. Wiarę
rozmieniłem na drobne w przydrożnych barach szybkiej obsługi. Siebie
rozcieńczyłem w koktajlu z przyjemności. Przypominałem raczej las w czasie
największej suszy. Wystarczyło przyjść do mnie na biwak. Wystarczyło zostawić niedopałek.
Płonąłem z bólu. Rezultat zabawy z ogniem – wypalenie. Zerowe chęci do życia.
To była ostatnia niedziela czerwca. Od
miesięcy przygniatały mnie nałogi, problemy, studia. Od tygodni z powiek nie
schodziło jedno pytanie – co ja w ogóle chcę w tym życiu robić? Odpowiedź
zakopałem gdzieś głęboko. Pytania łatwiej było zadać koleżance niż sobie. Poprosiła
o rozmowę. Wiedziała, co się ze mną dzieje. Chciała pomóc.
Siedzieliśmy na ławce w parku. Takiej ulewy
nie było od miesięcy. Wyjęliśmy parasole. Ona weszła w rolę osobistego
psychoterapeuty. Ja niby na kozetce odpowiadałem na pytania. Było zimno.
Posadziłem ją na kolanach. Przytuliłem. Zaczęliśmy się całować. Z pozoru
początek czegoś pięknego. Tylko, że wtedy na jej miejscu mógłby siedzieć
ktokolwiek. Nic nie czułem. Było mi wszystko jedno. Gdyby to ode mnie zależało
to moglibyśmy nawet uprawiać seks. W miejscu publicznym. Podczas ulewy.
Zrobiłbym to z ułudną nadzieją, że może wreszcie coś poczuję. Cokolwiek.
Bo nie czułem już nic. Jak się leży w gównie to się nie
czuje innych zapachów. Po miesiącach, czy latach nawet nie czujesz już smrodu
gówna. Brak miłości, grzech, nałóg, czy depresja zawęża ci zmysły bardziej niż
wzięta hera, koka, hasz, czy LSD. Byłem wrakiem...
Następnego dnia wróciłem do domu. Miałem
wrażenie, że znowu uciekam...
Wtedy przypomniałem sobie o plakacie. Wystukałem na
klawiaturze podpis z plakatu – „Żyj nadzieją!”. Do pokoju
weszła moja matka. Zapytała, co robię. Odpowiedziałem, że zamierzam zmienić świat.
Z szyderczym tonem rzuciła: – Ty zmienisz świat? Popatrzyłem jej w oczy.
Uśmiechnąłem się i wycedziłem: – Zmienię świat! Bo tylko szaleńcy mogą zmieniać
świat.