poniedziałek, 1 grudnia 2014

Gówno, seks, hasz, LSD


Czas podkręcić tempo. Wkurwia mnie, że świat traktuje katolików jak lukrowane, poprawne, nie dające sobie rady w życiu owieczki. Prawda jest taka, że czasem potrafimy dać w pysk. Jesteśmy ludźmi z krwi i kości. Próbujemy wierzyć w Jezusa.






Z rozdziału I:

Stanąłem jak wryty. Wielkie drzewo wyglądało jakby z baśniowego Shire. Korona dębu rozpościerała się aż do nieba. Do pnia prowadziła leśna droga. Ciemne tło rozświetlały świetliki. Scena wyjęta niczym z Hobbita. Tylko do tolkienowskiej scenografii nie pasował przybity do drzewa Chrystus. Jakby po raz drugi ukrzyżowany. Jakby w tej chwili po raz drugi oddawał życie. Plakat zapraszał na spotkanie młodych w Wołczynie. Był podpisany: „Żyj nadzieją!”.

Bo pozostała mi już chyba tylko nadzieja. Szeroko rozumianą miłość straciłem tak dawno, że nie pamiętam jej smaku. Wiarę rozmieniłem na drobne w przydrożnych barach szybkiej obsługi. Siebie rozcieńczyłem w koktajlu z przyjemności. Przypominałem raczej las w czasie największej suszy. Wystarczyło przyjść do mnie na biwak. Wystarczyło zostawić niedopałek. Płonąłem z bólu. Rezultat zabawy z ogniem – wypalenie. Zerowe chęci do życia.

To była ostatnia niedziela czerwca. Od miesięcy przygniatały mnie nałogi, problemy, studia. Od tygodni z powiek nie schodziło jedno pytanie – co ja w ogóle chcę w tym życiu robić? Odpowiedź zakopałem gdzieś głęboko. Pytania łatwiej było zadać koleżance niż sobie. Poprosiła o rozmowę. Wiedziała, co się ze mną dzieje. Chciała pomóc. 

Siedzieliśmy na ławce w parku. Takiej ulewy nie było od miesięcy. Wyjęliśmy parasole. Ona weszła w rolę osobistego psychoterapeuty. Ja niby na kozetce odpowiadałem na pytania. Było zimno. Posadziłem ją na kolanach. Przytuliłem. Zaczęliśmy się całować. Z pozoru początek czegoś pięknego. Tylko, że wtedy na jej miejscu mógłby siedzieć ktokolwiek. Nic nie czułem. Było mi wszystko jedno. Gdyby to ode mnie zależało to moglibyśmy nawet uprawiać seks. W miejscu publicznym. Podczas ulewy. Zrobiłbym to z ułudną nadzieją, że może wreszcie coś poczuję. Cokolwiek.

Bo nie czułem już nic. Jak się leży w gównie to się nie czuje innych zapachów. Po miesiącach, czy latach nawet nie czujesz już smrodu gówna. Brak miłości, grzech, nałóg, czy depresja zawęża ci zmysły bardziej niż wzięta hera, koka, hasz, czy LSD. Byłem wrakiem...

Następnego dnia wróciłem do domu. Miałem wrażenie, że znowu uciekam...
Wtedy przypomniałem sobie o plakacie. Wystukałem na klawiaturze podpis z plakatu – „Żyj nadzieją!”. Do pokoju weszła moja matka. Zapytała, co robię. Odpowiedziałem, że zamierzam zmienić świat. Z szyderczym tonem rzuciła: – Ty zmienisz świat? Popatrzyłem jej w oczy. Uśmiechnąłem się i wycedziłem: – Zmienię świat! Bo tylko szaleńcy mogą zmieniać świat.