Kiedyś, żeby być facetem wystarczyło zbudować dom, spłodzić
syna i posadzić drzewo. Dzisiaj domy budują deweloperzy. Genetyka potrafi
zmodyfikować syna w zarodku. Natomiast w mieście nie ma co się nastawiać na
sadzenie drzew.
Mamy kryzys męskości, bo kiedyś było łatwiej. O męskości
decydowali sami mężczyźni. Od wieków młodzieńcy dochodzili do dorosłości,
podpatrując ojca. Brodaty macho o nieświeżym oddechu prowadził swojego syna
przez niebezpieczną puszczę. Inicjacja polegała na powaleniu gołą pięścią wielkiego
zwierza. Cywilizacja zmieniała potem gołą pięść na miecz, karabin, albo
portfel. Ale zasady nikt nie podważał. Do XX wieku.
Bloger Kominek, wizjoner polskiej blogosfery, spoglądał na
mężczyznę przez pryzmat tego, co delikwent posiada poniżej pępka. Przypominał,
że po wyjściu z łóżka prawdziwy facet daje bezpieczeństwo, ale musi być
charakterny. Udzielał rad, że „czasami trzeba dać kobiecie kwiatka, a czasami
tym kwiatem przyłożyć”. Inne podejście do męskości przedstawił Marcin Prokop w
książce Wszystko w porządku. Układamy
sobie życie. Przytoczył listę rzeczy, które prawdziwy mężczyzna powinien
umieć. Według niego faceci potrafią coś naprawić, rozróżnić kolory, wybrać
krawat, gotować, uprawiać sport, utrzymać konwersację, słuchać, grać na
instrumencie, trzymać nerwy na wodzy. Do tej wyliczanki dołączę swoją listę.
1. Mężczyzna powinien
uczyć się od rodziców, a przynajmniej musi ich szanować.
2. Mężczyzna powinien
być inteligentny, przynajmniej musi być mądry.
3. Mężczyzna powinien
dbać o innych, przynajmniej musi być dla najbliższych ostoją.
4. Mężczyzna powinien
stawiać na swoim, przynajmniej musi mieć własne zdanie.
5. Mężczyzna powinien
uczyć się na błędach, przynajmniej musi umieć przyjmować krytykę.
6. Mężczyzna powinien
dążyć do celu, przynajmniej musi umieć pokonywać strach.
7. Mężczyzna powinien
brać przykład z Chrystusa, przynajmniej musi mieć wiarę.
Podczas Europejskiego Spotkania Młodych Taizé miałem okazję
wejść do bazyliki św. Sebastiana w Rzymie. Znajdująca się na uboczu Wiecznego
Miasta budowla nie powala. Pierwsze wrażenie potwierdził tamtejszy proboszcz, który ewidentnie lubi
mieszać gatunki muzyczne. Próbowałem się modlić z cichutkim podkładem
naprzemiennego dźwięku gospel, kolęd i chrześcijańskiego popu. Przed rzeźbą Św.
Sebastiana zdecydowanie pytałem swojego patrona o przyszłość. Zdecydowanie,
czyli prośby chyba trochę ubarwiłem łaciną. Odpowiedział natychmiastowo. Vis-à-vis
białego marmuru autorstwa Berniniego znajduje się „podobno” odlew stóp św.
Piotra z napisem „Quo vadis”. Doskonałe pytanie od Boga: - Sebastianie, dokąd
idziesz? Nad odlewem znajdowały się dwie figury. Po lewej i prawej stronie
odpowiednio – św. Franciszek i św. Antonii. Odruchowo pomyślałem, że dostałem
właśnie powołanie do reprezentacji duchownych. Coś mi się jednak wydaje, że
raczej chodziło o to, żebym brał przykład ze świętych – autorytetów z krwi i
kości. Żeby później być mężczyzną, a nie ciotą.
PS: Jeżeli jesteś
mężczyzną to udostępnisz ten tekst. Jeśli jesteś kobietą... to już się
domyśliłaś, co z nim zrobić :D