piątek, 5 grudnia 2014

Kobieta szuka mężczyzny, nie cioty

Kiedyś, żeby być facetem wystarczyło zbudować dom, spłodzić syna i posadzić drzewo. Dzisiaj domy budują deweloperzy. Genetyka potrafi zmodyfikować syna w zarodku. Natomiast w mieście nie ma co się nastawiać na sadzenie drzew.



Mamy kryzys męskości, bo kiedyś było łatwiej. O męskości decydowali sami mężczyźni. Od wieków młodzieńcy dochodzili do dorosłości, podpatrując ojca. Brodaty macho o nieświeżym oddechu prowadził swojego syna przez niebezpieczną puszczę. Inicjacja polegała na powaleniu gołą pięścią wielkiego zwierza. Cywilizacja zmieniała potem gołą pięść na miecz, karabin, albo portfel. Ale zasady nikt nie podważał. Do XX wieku.

Bloger Kominek, wizjoner polskiej blogosfery, spoglądał na mężczyznę przez pryzmat tego, co delikwent posiada poniżej pępka. Przypominał, że po wyjściu z łóżka prawdziwy facet daje bezpieczeństwo, ale musi być charakterny. Udzielał rad, że „czasami trzeba dać kobiecie kwiatka, a czasami tym kwiatem przyłożyć”. Inne podejście do męskości przedstawił Marcin Prokop w książce Wszystko w porządku. Układamy sobie życie. Przytoczył listę rzeczy, które prawdziwy mężczyzna powinien umieć. Według niego faceci potrafią coś naprawić, rozróżnić kolory, wybrać krawat, gotować, uprawiać sport, utrzymać konwersację, słuchać, grać na instrumencie, trzymać nerwy na wodzy. Do tej wyliczanki dołączę swoją listę.

1. Mężczyzna powinien uczyć się od rodziców, a przynajmniej musi ich szanować.
2. Mężczyzna powinien być inteligentny, przynajmniej musi być mądry.
3. Mężczyzna powinien dbać o innych, przynajmniej musi być dla najbliższych ostoją.
4. Mężczyzna powinien stawiać na swoim, przynajmniej musi mieć własne zdanie.
5. Mężczyzna powinien uczyć się na błędach, przynajmniej musi umieć przyjmować krytykę.
6. Mężczyzna powinien dążyć do celu, przynajmniej musi umieć pokonywać strach.
7. Mężczyzna powinien brać przykład z Chrystusa, przynajmniej musi mieć wiarę.

Podczas Europejskiego Spotkania Młodych Taizé miałem okazję wejść do bazyliki św. Sebastiana w Rzymie. Znajdująca się na uboczu Wiecznego Miasta budowla nie powala. Pierwsze wrażenie potwierdził  tamtejszy proboszcz, który ewidentnie lubi mieszać gatunki muzyczne. Próbowałem się modlić z cichutkim podkładem naprzemiennego dźwięku gospel, kolęd i chrześcijańskiego popu. Przed rzeźbą Św. Sebastiana zdecydowanie pytałem swojego patrona o przyszłość. Zdecydowanie, czyli prośby chyba trochę ubarwiłem łaciną. Odpowiedział natychmiastowo. Vis-à-vis białego marmuru autorstwa Berniniego znajduje się „podobno” odlew stóp św. Piotra z napisem „Quo vadis”. Doskonałe pytanie od Boga: - Sebastianie, dokąd idziesz? Nad odlewem znajdowały się dwie figury. Po lewej i prawej stronie odpowiednio – św. Franciszek i św. Antonii. Odruchowo pomyślałem, że dostałem właśnie powołanie do reprezentacji duchownych. Coś mi się jednak wydaje, że raczej chodziło o to, żebym brał przykład ze świętych – autorytetów z krwi i kości. Żeby później być mężczyzną, a nie ciotą.


PS: Jeżeli jesteś mężczyzną to udostępnisz ten tekst. Jeśli jesteś kobietą... to już się domyśliłaś, co z nim zrobić :D