sobota, 13 grudnia 2014

Ta droga dopiero się zaczyna

Tegorocznego sylwestra spędzę w Pradze. Wypowiadam to zdanie jak mantrę – na Taizé trzeba pojechać przynajmniej raz w życiu. Pomyślałem, że powspominam poprzednie razy. Zacznę od pobytu w Wiecznym Mieście. 




Z rozdziału II:

31 grudnia 2012. Europejskie Spotkanie Młodych Taizé. Bazylika św. Jana na Lateranie. W kilka osób odłączyliśmy się od naszej grupy. Wieczorna modlitwa zaczynała się o 19:30. W kilkutysięcznym tłumie znaleźliśmy naszą grupkę. Na ucho zadałem pytanie br. Adamowi (naszemu ówczesnemu duszpasterzowi akademickiemu): ­– Niech brat zgadnie kogo minęliśmy przy wyjściu? Zaraz pochwaliłem się, że widziałem br. Aloisa (następcę br. Rogera, założyciela wspólnoty Taizé) na odległość ręki. Rozłożyliśmy kurtki na zimnej posadzce. Przybieraliśmy różne pozy. Czekaliśmy. Spotkanie zaczęło się śpiewem kanonów, które doskonale pozwalają „wejść” w modlitwę. Wsłuchiwaliśmy się w czytania z Pisma Świętego. Na tamten dzień przypadał wyjątkowy fragment: „Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,7-8). Po ciszy, która jak dla mnie jest najważniejszym momentem modlitwy Taizé, brat Alois powiedział rozważanie. Na zakończenie wspomniał dzień Pięćdziesiątnicy i wezwanie Chrystusa „Będziecie moimi świadkami aż po krańce ziemi”. Po tych słowach tradycyjnie odbyła się modlitwa wokół krzyża.

Przybliżyłem wam jak wyglądają wieczorne spotkania modlitewne. Jednak tamtą modlitwę zapamiętałem bardziej z dwóch innych wydarzeń. Pierwsze z nich to adoracja krzyża. W centrum na posadzce znajduje się krzyż Taizé. Żeby do niego dojść, powinno się klęczeć. W takiej pozycji przesuwamy się bliżej krzyża. Takie „poruszanie się” trwa około pół godziny. Najczęściej dłużej z powodu ilości chętnych. Po dosłownie „dopchaniu się” możemy dotknąć krzyża. Najczęściej przykładamy czoło do drewnianego krzyża, razem z kilkoma innymi osobami. Ta chwila adoracji dużo daje. Szczególnie, że podczas całego naszego pobytu w Rzymie tylko raz doszedłem do krzyża. Chwila daje dużo spokoju. Po niej patrzy się na przyszłość z ufnością.

Po odejściu od krzyża należało kierować się w kierunku wyjścia z bazyliki. Jednak wtedy większość osób szła w przeciwnym kierunku. Wśród modlących się braci znajdował się brat Alois. Również i ja podszedłem do kierownika wspólnoty. Nic nie mówiłem. Chciałem zobaczyć tylko jego oczy, a właściwie przedtem o tym nie wiedziałem. Po otrzymaniu błogosławieństwa, brat uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłem tą radość, po czym nasze spojrzenia spotkały się. Po tej chwili jestem spokojny o przyszłość wspólnoty. Ktoś kiedyś powiedział, że przez spojrzenie możemy zajrzeć do kawałka duszy. Ja zobaczyłem ogromny spokój, który jest początkiem drogi do pokoju. Wiara braci pozwala mi ten ich „spokój” włączyć do mojego życia.