Tegorocznego sylwestra spędzę w Pradze. Wypowiadam to zdanie
jak mantrę – na Taizé trzeba pojechać
przynajmniej raz w życiu. Pomyślałem, że powspominam poprzednie razy. Zacznę od
pobytu w Wiecznym Mieście.
Z rozdziału II:
31 grudnia 2012. Europejskie Spotkanie Młodych Taizé. Bazylika św. Jana na Lateranie.
W kilka osób odłączyliśmy się od naszej grupy. Wieczorna modlitwa zaczynała się
o 19:30. W kilkutysięcznym tłumie znaleźliśmy naszą grupkę. Na ucho zadałem
pytanie br. Adamowi (naszemu ówczesnemu duszpasterzowi akademickiemu): – Niech
brat zgadnie kogo minęliśmy przy wyjściu? Zaraz pochwaliłem się, że widziałem
br. Aloisa (następcę br. Rogera, założyciela wspólnoty Taizé) na odległość ręki. Rozłożyliśmy kurtki na zimnej posadzce. Przybieraliśmy
różne pozy. Czekaliśmy. Spotkanie zaczęło się śpiewem kanonów, które doskonale
pozwalają „wejść” w modlitwę. Wsłuchiwaliśmy się w czytania z Pisma Świętego. Na
tamten dzień przypadał wyjątkowy fragment: „Duch Święty zstąpi na was,
otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei,
i w Samarii, i aż po krańce ziemi” (Dz 1,7-8). Po ciszy, która jak dla mnie
jest najważniejszym momentem modlitwy Taizé, brat Alois powiedział rozważanie. Na
zakończenie wspomniał dzień Pięćdziesiątnicy i wezwanie Chrystusa „Będziecie
moimi świadkami aż po krańce ziemi”. Po tych słowach tradycyjnie odbyła się
modlitwa wokół krzyża.
Przybliżyłem wam jak wyglądają wieczorne spotkania
modlitewne. Jednak tamtą modlitwę zapamiętałem bardziej z dwóch innych
wydarzeń. Pierwsze z nich to adoracja krzyża. W centrum na posadzce znajduje
się krzyż Taizé. Żeby do niego dojść, powinno się klęczeć. W takiej pozycji
przesuwamy się bliżej krzyża. Takie „poruszanie się” trwa około pół godziny.
Najczęściej dłużej z powodu ilości chętnych. Po dosłownie „dopchaniu się”
możemy dotknąć krzyża. Najczęściej przykładamy czoło do drewnianego krzyża,
razem z kilkoma innymi osobami. Ta chwila adoracji dużo daje. Szczególnie, że
podczas całego naszego pobytu w Rzymie tylko raz doszedłem do krzyża. Chwila
daje dużo spokoju. Po niej patrzy się na przyszłość z ufnością.
Po odejściu od krzyża należało kierować się w kierunku
wyjścia z bazyliki. Jednak wtedy większość osób szła w przeciwnym kierunku. Wśród
modlących się braci znajdował się brat Alois. Również i ja podszedłem do
kierownika wspólnoty. Nic nie mówiłem. Chciałem zobaczyć tylko jego oczy, a
właściwie przedtem o tym nie wiedziałem. Po otrzymaniu błogosławieństwa, brat
uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłem tą radość, po czym nasze spojrzenia spotkały
się. Po tej chwili jestem spokojny o przyszłość wspólnoty. Ktoś kiedyś
powiedział, że przez spojrzenie możemy zajrzeć do kawałka duszy. Ja zobaczyłem
ogromny spokój, który jest początkiem drogi do pokoju. Wiara braci pozwala mi
ten ich „spokój” włączyć do mojego życia.