wtorek, 6 stycznia 2015

Ten rok będzie przełomowy


10... 9... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2... 1... Następuje zwolnienie blokady... na Polsacie o 3 sekundy wcześniej niż na TVN-ie. Nowy rok! I co? Coś się zmieniło?


Z okazji świąt Bożego Narodzenia chciałbym ci życzyć miłości, zdrowia, radości... wkurzają mnie takie życzenia. Dlatego darowałem sobie opłatkowy wielokropek. W minionym roku życzyłem znajomym tylko jednego – początku. „Znasz siebie najlepiej. W serduchu wiesz, co zawaliłeś. Jeżeli trzeba to spróbuj od nowa. Może właśnie ten początek będzie przełomowy. Zaczynaj, żeby końcówka była zaskakująca. Początku!” Okazuje się, że życzyłem sobie.

Tylko, co zrobić, jak ktoś ma zatwardzenie na zmiany? Słowa typu „postanowienia noworoczne” już dawno wyrzucił ze swojego słownika. Jak zmotywować kogoś, kto próbował siedemdziesiąt siedem razy i siedemdziesiąt siedem się nie udało? Jak nawrócić kogoś, kto wierzy w Jezusa, ale to nie wpływa na jego życie? Jak pobudzić kogoś, kto czytał książki z psychologii, oglądał mądre filmy, czy słuchał coachów? Nie wiem. Wiem tylko, że w dniu sylwestra modliłem się, żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce.

Wiem też, że zamiast pisać ten tekst, powinienem robić setkę rzeczy na studia. Jak co roku łudziłem się, że zrobię coś w święta. Do domu zabrałem materiały ważące kilkanaście kilogramów (nie żartuję). Tysiące kserówek, książki, laptop. Oczywiście wybrałem Taizé – Europejskie Spotkanie Młodych, wybrałem sylwestra w Pradze. I wiesz, co jest najlepsze? Że nie zamieniłbym tego czasu w Czechach, nie zamieniłbym tego, że teraz piszę, na nic innego. Żyć naprawdę i później tym się dzielić – to chcę w życiu robić!

Patrzeć inaczej

Wróciłem do akademika autobusem. Kilkadziesiąt kilometrów od Kielc musieliśmy się zatrzymać. Przed nami chmura białego dymu. Strażacy, policjanci, pełno gapiów. Zapaliła się ciężarówka. Na szczęście nie skończyło się tragedią. Ale przez dłuższy czas myślałem – gdyby tak, właśnie tamta podróż miała być tą ostatnią? Po co robić coś, czego się nie chce, jeżeli możemy mieć tak mało czasu?      

Pisałem już o moich traumach, wątpliwościach, depresji... Słowach na pewno zbyt dużych, gdy przypominam sobie chłopaka, który robił zakupy w akademickim sklepiku. Siedziałem wtedy z koleżanką w aucie. Przed nami pojawił się niewidomy z laską. Patrzyliśmy jak szukał klamki. Po zrobionych zakupach krążył wokół nas. Okazało się, że nie wiedział jak trafić do innego akademika. Dopiero się wprowadził, zaczął pracę, ma się dobrze. Moja choroba przy jego to pikuś. Moje problemy przy jego to pikuś.

Przyznam się, że chciałem zrobić dzisiaj na blogu kalkę. Wstawić to, co było rok temu na Objawienie Pańskie. Bo tekst jest świetny... ale mam już dość wyjaśniania, że K+M+B to nie na cześć mędrców. Chociaż może powinienem, bo z rodzinnej ambony znowu to samo... Lubię tych klaunów, którzy ujeżdżają wielbłądy. Bo czy dzisiaj jestem w stanie pójść w ciemno, za przeczuciem, natchnieniem, Gwiazdą? Może ciągle jestem wewnętrznie niewidomy na takie światło.

Od bardzo dawna chciałem napisać ten post. Nie znalazłem recepty na szczęście. Ale jak nie będę próbować to jej nie znajdę. Jeżeli będzie trzeba, zacznę po raz siedemdziesiąty ósmy. Od początku. Wiem jedno, jestem w takim momencie życia, że ten rok będzie przełomowy. Do dzieła!