10... 9... 8... 7... 6... 5... 4... 3... 2... 1... Następuje zwolnienie blokady... na Polsacie o 3 sekundy wcześniej niż na TVN-ie. Nowy rok! I co? Coś się zmieniło?
Z okazji świąt Bożego Narodzenia chciałbym ci życzyć
miłości, zdrowia, radości... wkurzają mnie takie życzenia. Dlatego darowałem
sobie opłatkowy wielokropek. W minionym roku życzyłem znajomym tylko jednego –
początku. „Znasz siebie najlepiej. W serduchu wiesz, co zawaliłeś. Jeżeli
trzeba to spróbuj od nowa. Może właśnie ten początek będzie przełomowy.
Zaczynaj, żeby końcówka była zaskakująca. Początku!” Okazuje się, że życzyłem
sobie.
Tylko, co zrobić, jak ktoś ma zatwardzenie na zmiany? Słowa
typu „postanowienia noworoczne” już dawno wyrzucił ze swojego słownika. Jak
zmotywować kogoś, kto próbował siedemdziesiąt siedem razy i siedemdziesiąt siedem
się nie udało? Jak nawrócić kogoś, kto wierzy w Jezusa, ale to nie wpływa na
jego życie? Jak pobudzić kogoś, kto czytał książki z psychologii, oglądał mądre
filmy, czy słuchał coachów? Nie wiem. Wiem tylko, że w dniu sylwestra modliłem
się, żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce.
Wiem też, że zamiast pisać ten tekst, powinienem robić setkę
rzeczy na studia. Jak co roku łudziłem się, że zrobię coś w święta. Do domu
zabrałem materiały ważące kilkanaście kilogramów (nie żartuję). Tysiące kserówek,
książki, laptop. Oczywiście wybrałem Taizé
– Europejskie Spotkanie Młodych, wybrałem sylwestra w Pradze. I wiesz,
co jest najlepsze? Że nie zamieniłbym tego czasu w Czechach, nie zamieniłbym
tego, że teraz piszę, na nic innego. Żyć naprawdę i później tym się dzielić –
to chcę w życiu robić!
Patrzeć inaczej
Wróciłem do akademika autobusem. Kilkadziesiąt kilometrów od
Kielc musieliśmy się zatrzymać. Przed nami chmura białego dymu. Strażacy,
policjanci, pełno gapiów. Zapaliła się ciężarówka. Na szczęście nie skończyło
się tragedią. Ale przez dłuższy czas myślałem – gdyby tak, właśnie tamta podróż
miała być tą ostatnią? Po co robić coś, czego się nie chce, jeżeli możemy mieć
tak mało czasu?
Pisałem już o moich traumach, wątpliwościach, depresji... Słowach
na pewno zbyt dużych, gdy przypominam sobie chłopaka, który robił zakupy w akademickim
sklepiku. Siedziałem wtedy z koleżanką w aucie. Przed nami pojawił się
niewidomy z laską. Patrzyliśmy jak szukał klamki. Po zrobionych zakupach krążył
wokół nas. Okazało się, że nie wiedział jak trafić do innego akademika. Dopiero
się wprowadził, zaczął pracę, ma się dobrze. Moja choroba przy jego to pikuś.
Moje problemy przy jego to pikuś.
Przyznam się, że chciałem zrobić dzisiaj na blogu kalkę.
Wstawić to, co było rok temu na Objawienie Pańskie. Bo tekst jest świetny...
ale mam już dość wyjaśniania, że K+M+B to nie na cześć mędrców. Chociaż może
powinienem, bo z rodzinnej ambony znowu to samo... Lubię tych klaunów, którzy
ujeżdżają wielbłądy. Bo czy dzisiaj jestem w stanie pójść w ciemno, za
przeczuciem, natchnieniem, Gwiazdą? Może ciągle jestem wewnętrznie niewidomy na
takie światło.
Od bardzo dawna chciałem napisać ten post. Nie znalazłem
recepty na szczęście. Ale jak nie będę próbować to jej nie znajdę. Jeżeli
będzie trzeba, zacznę po raz siedemdziesiąty ósmy. Od początku. Wiem jedno, jestem
w takim momencie życia, że ten rok będzie przełomowy. Do dzieła!