czwartek, 8 stycznia 2015

Teraz mogę podnieść rękę

Hasło: Poniedziałek (Świadectwo z ESM Taizé w Pradze cz. 2)
5 słów Tabu: gorąca czekolada z bitą śmietaną, spacerowicze, spotkanie dla 50 animatorów grup, zimna woda pod prysznicem, dziękczynienie.


Praga przywitała nas śniegiem. Podzieleni na kilkuosobowe grupy, rozjechaliśmy się na wszystkie strony stolicy. Część osób trafiła do rodzin, przykładowo mając do dyspozycji całe piętro. Moja dziewięcioosobowa grupa dostała nocleg w szkole, na szczęście w centrum. W poniedziałek przypominaliśmy azjatyckich turystów, robiąc zdjęcia wszystkiemu. Most Karola przeszliśmy dwa razy. Spacer zaczęliśmy i skończyliśmy na Starym Mieście. W końcu trafiliśmy na modlitwy w hali wystawowej na Letňanach.

Brat Alois, lider wspólnoty Taizé, w pierwszym rozważaniu nawiązał do wolności Europy Środkowej i Wschodniej, która pokazała, że „to, co nieoczekiwane, staje się możliwe”. Rok po „aksamitnej rewolucji” w 1990 r. jedno ze spotkań europejskich odbyło się w Pradze. Podczas niego Václav Havel, prezydent Republiki, powiedział: „«Pielgrzymka zaufania przez ziemię» przybywa, żeby nam pomóc szukać źródeł wiary i nowych wartości duchowych, utraconych podczas dziesięcioleci panowania reżimu totalitarnego”. Te słowa nadal są aktualne, szczególnie dla Ukrainy i Bliskiego Wschodu.

Modlitwy Taizé kończą się adoracją wokół krzyża. Drewniana ikona zostaje położona na posadzce. Podchodzi się do niej na klęcząco. Symbol Chrystusa otaczają tłumy. W poniedziałek ten moment był dla mnie wyjątkowy. Myślałem, co mogę Mu ofiarować, zawierzyć, o czym powiedzieć. Kiedy oparłem swoje czoło o belkę, wszystko puściło. 

Najważniejszy moment?

Kilka dni przed wyjazdem w mojej rodzinnej parafii przygotowaliśmy Opatowski Wieczór Uwielbienia. Franciszkanin, prowadzący rozważanie, poprosił o przypomnienie sobie najlepszego momentu w naszym życiu. Zapytał, a kto za ten moment podziękował Bogu? Większość osób podniosła dłoń. Następnie zakonnik chciał, abyśmy przypomnieli sobie nasz najgorszą chwilę, wydarzenie z życia. Zapytał, a za ten moment kto z was podziękował? Rękę podniosły może ze dwie osoby.

W strasznie zimnej hali klęczałem nad krzyżem. Puścił strach, złość, emocje. Podziękowałem za swoją beznadziejność. Za to, że mijający rok przeleżałem, odpuściłem, uciekłem od wielu rzeczy. Za to, że nie radzę sobie ze wszystkim: z chorobą, z depresją, ze studiami, z relacjami, z modlitwą, z pisaniem, z książką. Za to, że daję ciała, jestem leniem, ciągle coś mi się nie udaje. Podziękowałem Bogu za najgorszy moment w życiu. Moment, trwający półtora roku. Teraz mogę podnieść rękę.