Hasło: Poniedziałek
(Świadectwo z ESM Taizé w Pradze cz. 2)
5 słów Tabu: gorąca
czekolada z bitą śmietaną, spacerowicze, spotkanie dla 50 animatorów grup,
zimna woda pod prysznicem, dziękczynienie.
Praga przywitała nas śniegiem. Podzieleni na kilkuosobowe
grupy, rozjechaliśmy się na wszystkie strony stolicy. Część osób trafiła do
rodzin, przykładowo mając do dyspozycji całe piętro. Moja dziewięcioosobowa
grupa dostała nocleg w szkole, na szczęście w centrum. W poniedziałek
przypominaliśmy azjatyckich turystów, robiąc zdjęcia wszystkiemu. Most Karola
przeszliśmy dwa razy. Spacer zaczęliśmy i skończyliśmy na Starym Mieście. W
końcu trafiliśmy na modlitwy w hali wystawowej na Letňanach.
Brat Alois, lider wspólnoty Taizé, w pierwszym rozważaniu nawiązał do wolności Europy
Środkowej i Wschodniej, która pokazała, że „to, co nieoczekiwane, staje się
możliwe”. Rok po „aksamitnej rewolucji” w 1990 r. jedno ze spotkań europejskich
odbyło się w Pradze. Podczas niego Václav Havel, prezydent Republiki,
powiedział: „«Pielgrzymka zaufania przez ziemię» przybywa, żeby nam pomóc
szukać źródeł wiary i nowych wartości duchowych, utraconych podczas
dziesięcioleci panowania reżimu totalitarnego”. Te słowa nadal są aktualne, szczególnie
dla Ukrainy i Bliskiego Wschodu.
Modlitwy Taizé
kończą się adoracją wokół krzyża. Drewniana ikona zostaje położona na posadzce.
Podchodzi się do niej na klęcząco. Symbol Chrystusa otaczają tłumy. W
poniedziałek ten moment był dla mnie wyjątkowy. Myślałem, co mogę Mu ofiarować,
zawierzyć, o czym powiedzieć. Kiedy oparłem swoje czoło o belkę, wszystko
puściło.
Najważniejszy moment?
Kilka dni przed
wyjazdem w mojej rodzinnej parafii przygotowaliśmy Opatowski Wieczór
Uwielbienia. Franciszkanin, prowadzący rozważanie, poprosił o przypomnienie
sobie najlepszego momentu w naszym życiu. Zapytał, a kto za ten moment
podziękował Bogu? Większość osób podniosła dłoń. Następnie zakonnik chciał, abyśmy
przypomnieli sobie nasz najgorszą chwilę, wydarzenie z życia. Zapytał, a za ten
moment kto z was podziękował? Rękę podniosły może ze dwie osoby.
W strasznie zimnej
hali klęczałem nad krzyżem. Puścił strach, złość, emocje. Podziękowałem za swoją
beznadziejność. Za to, że mijający rok przeleżałem, odpuściłem, uciekłem od
wielu rzeczy. Za to, że nie radzę sobie ze wszystkim: z chorobą, z depresją, ze
studiami, z relacjami, z modlitwą, z pisaniem, z książką. Za to, że daję ciała,
jestem leniem, ciągle coś mi się nie udaje. Podziękowałem Bogu za najgorszy
moment w życiu. Moment, trwający półtora roku. Teraz mogę podnieść rękę.