wtorek, 28 kwietnia 2015

Boję się – Broken #3


(Epizod drugi) Pytam się siebie: czy to może depresja? Może kryzys duchowy, ascedia? Może problemem ma podłoże psychiczne? Tylko po co ten stan nazywać? Jest jakiś sens szukania przyczyny? Czy nie chodzi o to, żeby pozbyć się bólu? Czy jest sens trwać w cierpieniu? Jaką tabletkę z krzyżykiem zażyć? Co zrobić, żeby nie bolało? Czy może w ogóle nie boleć? Pytań było więcej niż ziaren na widnokręgu.


Tekst jest jednym z odcinków sezonu Broken – rozdziału mojego życia, który jest za mną. Dojrzałem do tego, żeby mówić o cierpieniu. W odcinkach chcę zawrzeć najgorsze, a w konsekwencji jedne z najważniejszych, sytuacji jakie mi się przytrafiły. Cel tych tekstów jest jeden – dać innym nadzieję.

Miesiąc wcześniej

Naturalną reakcją na kryzys wydaje się spięcie pośladków, wzięcie się w garść i zakasanie rękawów. Z doświadczenia – po takiej strategii wpada się w większy dołek. Bo kryzys dotyka nas, abyśmy zdjęli klapki z oczu. Zobaczyli, że nie zależymy tylko od siebie. Marcin Jakimowicz w jednym ze swoich tekstów o kryzysie w „Gościu  Niedzielnym” napisał dobitnie: żebyśmy sobie wreszcie uświadomili, że „nasz los jest w innych, o niebo lepszych dłoniach”. Publicysta dodał, co mamy z nim zrobić później: „Przeczekać. Nie szarpiąc się, nie wykonując żadnych ruchów, pozostając «w celi»”. Wyjście z kryzysu? Metoda małych kroków. Powoli, cierpliwości. 

Czyje życie najlepiej nadaje się do zobrazowania kryzysu? O sobie już napisałem. Zaskoczę was – pierwszy papież. Jezus zbudował Kościół na Piotrze, któremu w ewangeliach bliższy jest przydomek "Człowiek Kryzys" niż "Człowiek Skała". Człowiek, który zostaje zastępcą Chrystusa na Ziemi, przez 3 lata chodzenia za Jesusem jest totalną porażką. W czasie pierwszego spotkania na propozycję lepszej pracy, elastycznych godzin i pełnego brzucha, krzyczy bezczelnie z łodzi: „Odejdź!”. Na górze Tabor, wybrany jako jeden z najbardziej rokujących uczniów, bełkocze coś o namiotach. Nie chce mu się wiosłować ze wspólnotą, błyśnie topiąc się w wodzie. Zdarzało mu się pouczać Mistrza: „wziął Jezusa na bok i począł czynić Mu wyrzuty”, za co został przez niego nazwany Szatanem. Jako jedyny z Apostołów nie chciał podstawić nóg do umycia. Przyrzekał, że nie zdradzi, zdradził trzykrotnie. Gdy Jezus przeżywał najgorsze chwile w Ogrójcu, ten spał. Gdy się obudził, wywijał mieczem na prawo i lewo. Zapytany czy zna Jesusa, trzykrotnie się Jego zaparł. Uciekł z drogi krzyżowej. Nie stał pod krzyżem. Samotnie rozdrapywał rany. Podobno na wieść o prześladowaniach zwiał z Rzymu. Człowiek Kryzys.

Strach

Kryzys to naturalne następstwo lęku. Podniesienie do potęgi grzechu. Postawienie ścian nośnych na fundamencie grzechu. Ale każdy kryzys zaczyna się od strachu. Zaczyna się niewinnie. Nie zwrócę uwagi współlokatorowi, że nie sprząta po sobie. Odwrócę głowę od bezdomnego, bo „mi się śpieszy”, a naprawdę to się wstydzę podejść. Nie zagadam do ładnej dziewczyny na przystanku, więcej nie zagadam nawet jak wsiądzie do tego samego autobusu, bo „co ona sobie o mnie pomyśli”. Wstyd. Szept. Zaczynam kombinować. Jak tu się „dowartościowywać”? Robię po swojemu. Pojawia się pycha. Dochodzę do strachu. Wmówiłem sobie, że przegrałem.

W dzieciństwie po raz pierwszy poczułem strach w zerówce. Godzina odbiorów. Po szkraby przychodzą rodzice. Mijają minuty, dochodzi godzina. Zostałem sam z wychowawczynią. Chciała ze mną pójść do parku. Wyjść na zewnątrz. Wolałem ze łzami w oczach czatować pod oknem. Był krzyk, złość, lament. Nikt nie przyszedł, bo babcia zajęła się obiadem, obowiązkami. Po prostu zapomniała. Dzisiaj z pogodnym uśmiechem wspominam tę sytuacje. Jest świetnym zobrazowaniem lęku. Bo nie chcemy, żeby ktoś bliski o nas zapomniał. Potrzebujemy bezpieczeństwa, opieki, miłości. Zaburzenie tej sfery komfortu powoduje lęk.

W późniejszym życiu bałem się wielokrotnie. Bałem się reakcji otoczenia, gdy w 4 klasie podstawowej fryzjerka ucięła mi grzywkę sięgającą do brwi, za którą mogłem się schować. Bałem się sprostania wymaganiom nauczycieli, rodziców, presji rówieśników – oceny, świadectwa z paskiem, egzaminy. Tylko nikt mi wtedy nie powiedział, że teraz to właściwie maturę mógłbym wykorzystać do ewentualnego podtarcia się. Bałem się, jak przejdę przez chorobę. Bałem się, czy wybieram właściwą drogę życiową. Bałem się, że depresja się nigdy nie skończy. De facto się nie skończyła, ale ja się już nie boję.  

Nadzieja

Biblia 365 razy używa na różne sposoby wezwania: „Nie lękaj się”. Niestety zaryzykuję nawet tezę, że ludzie chcą bać się. Lęk wydaje się prostszy, łatwiejszy, jest usprawiedliwieniem na przespanie całego dnia w łóżku. Strach jest jak kłamstwo. Bojaźń jest jak myślenie o Bogu w kategorii Sędziego. Wtedy życie zaczyna męczyć. Sumienie zostaje zatarte emocjami. Duchowość staje się nie do wytrzymania. W czasach Jezusa Żydzi przestrzegali 365 przepisów. Nie mogli zrobić w szabat więcej niż 2000 kroków. Nie mogli wtedy nic robić. Najbardziej zalęknieni ludzie w Biblii? Faryzeusze.

Podświadomie wybierają strasznego, osądzającego, karcącego mędrca z przydługim zarostem. Wybierają pana i władcę, który powie im jak mają żyć. Wolą wskazówki typu 10 przykazań, przepisy kościelne, wiarę religijną zatrzymaną na poziomie podstawówki (regułki, modlitewki). Będą się napinać, wysilać, wszystko po to, żeby zrealizować opcjonalny plan na szczęście, serwowany w domu rodzinnym, przez znajomych, nawet przez kościelną ambonę. Wybieramy sędziego, bo w razie niepowodzenia możemy zrzucić na niego winę, możemy poprosić o karę. Wolimy lęk, a nie odpowiedzialność. Trudno nam sobie wyobrazić, że Bóg może nam pozwolić na wszystko. Da nam spadek, jak poprosimy. Nie zareaguje na leżenie w bagnie, jak chcemy w nim leżeć. Pozwoli na tysiące zbrodni, bo wcześniej dał nam wolną wolę.

Największy lęk czują Ci, którzy twierdzą, że Bóg ich zostawił. Dał nam Syna. Dał instrukcje obsługi tego świata (Biblia, Przykazania, tradycja Kościoła). Dał realnych światków, którzy nie startują do innych z pozycji tych, którzy wiedzą, lecz tych, którzy doświadczyli tego, że Bóg jest Miłością, jest dobry. Bo żeby przejść przez kryzys trzeba doświadczyć Miłości.