(Pilot) Na jednym
ze spotkań autorskich Tomasz Terlikowski przytoczył taką anegdotę. Audycja
radiowa. Rozmowa o kościele. Rozmówcy zbaczają na tematy damsko-męskie.
Redaktorka nabrała kolorów, gdy usłyszała, że jej gość ma piątkę dzieci.
Nieśmiało dopytała: – czy państwo nie wiedzą, co to prezerwatywa? Po odpowiedzi
miała przybrać zieloną barwę. – Czy pani myśli, że przez tyle lat małżeństwa
uprawialiśmy seks tyko pięć razy?
Tekst jest jednym z
odcinków sezonu S.E.K.S. Chwila
niepewności – co kryje się za rozwinięciem tego skrótu? O czym będzie cały cykl
po lekturze tego tekstu? Zapraszam do komentowania :)
Przez 77 dni nie korzystałem z Facebooka. Nie czytałem gazet,
omijałem internet, nie interesowałem się społecznymi wydarzeniami. Obudziłem
się do życia, a zastany w mediach Kościół miał dla mnie dwa przesłania. Primo: można stosować przemoc w
rodzinie. Secundo: mieszkanie razem
to grzech. Dobrze, że gdy odwiedziłem kościół w niedzielę to coś o miłości
Jezusa wspomnieli.
Politykę zostawię na bok. Dzisiejszym tematem jest
konkubinatowy strzał w stopę. Ale najpierw fakty. Około kilkadziesiąt tysięcy
złotych zostało podarowane Kościołowi przez osobę prywatną. W marcu za te
pieniądze Polska została obklejona billbordami z wężem owiniętym wokół palców
dwóch rąk. Hasło kampanii brzmiało: „Konkubinat to grzech – nie cudzołóż!” Pod
kościelnym szyldem społeczeństwo zobaczyło duży czerwony napis: „GRZECH”. Bum! Z
każdej strony (katolickich publicystów, zaangażowanych wierzących, niewierzących)
w stronę inicjatorów poleciały gromy. Po co robić ewangelizację, która poróżni
ludzi, a nie pokaże jak powinni żyć?
Nie zgadzam z tak negatywną
opinią Hołownią, Żyłki, Strzelczyka
wobec inicjatorów akcji. Bo gdy widzę billboardy przed kościołem to nie czuję
nic. Wieloletnie przyklejanie tych samych treści (wzniosły obrazek, niewidoczne
napisy, zagięty w wielu miejscach od kleju plakat) wniosło do mojego życia nic.
Plakat z wężem przynajmniej zwrócił moją uwagę. Jasne, że mówienie o samej
akcji nie świadczy o jej sukcesie. Jasne, że głupotą jest uświadamianie sobie
grzechu, jeśli najpierw nie uświadomimy sobie, że Bóg nas kocha. Tylko przed
kościołami od lat pojawiał się napis: „Bóg jest MIŁOŚCIĄ”. Jeżeli już ktoś
nazywa billbordy Ewangelizacją, to już o miłości było. Czas zrobić następny
krok. Może nie do końca ten, na którego postawili twórcy akcji.
Każdą dyskusję należy zacząć od
wyjaśnienia pojęć. Bo co znaczy słowo konkubinat? Dla mnie oznacza mieszkanie
ze sobą. Według tej definicji grzeszę z moimi współlokatorami w akademiku. Może
się czepiam, ale co z osobami, które przyjechały do większego miasta, myślą o
ślubie, ale nie stać ich na dwa mieszkania? Samo słowo pachnie przynajmniej
żargonem prawniczym. Jak chcemy używać w ewangelizacji trudnych pojęć to może w
następnej akcji słowem kluczem będzie kohabitacja (tam przynajmniej w definicji
jest o seksie)? Więc dokładnie, co jest grzechem? Seks poza małżeństwem.
Co zamiast węża?
Z pewną dziewczyną spotykałem się
od roku. Nagle coś zaiskrzyło, motyle, w przyszłości wizja happy endu. Po urokliwych wspólnych wakacjach wróciliśmy do
rzeczywistości. We wrześniu czekały na mnie egzaminy poprawkowe. Ona miała
przed sobą wizję pracy. Od października czekały na nas uczelnie. Ona
dysponowała pięknym dwupokojowym mieszkankiem po rodzinie. Pomyśleliśmy, czemu z
tego nie skorzystać. Nie ma się co oszukiwać – nie uwierzę nikomu, kto mi
powie, że para może ze sobą mieszkać i nie będzie uprawiała seksu. Po miesiącu
miałem wybór – albo będziemy żyć jak mąż z żoną, mimo że się nimi nie jesteśmy,
albo się wyprowadzę. Sumienie wygrało. Ten okres zaszkodził naszemu związkowi. Z
doświadczenia wiem, że wspólne mieszkanie to głupie posunięcie.
Co proponuję zamiast plakatów z
wężem? Pokazywać małżeństwo w taki sposób, żeby całej reszcie osób będącej w innych
związkach było głupio, że jeszcze nie podjęły tego kroku. Żeby patrząc na
świetne pary – zdrowo zazdrościły, chciały tak jak one, planowały wspólne
życie. Podpatrywały u dążących do wzoru małżeństw, jak to trzeba zrobić. Na co
uważać, żeby nie wyszedł zakalec. Co dodać, żeby stworzyć zacne ciasto!
Zwrócę się teraz do biznesmena, który wyłożył na akcję z
wężem kilkadziesiąt tysięcy złotych. Drogi bracie lub droga siostro, mam lepszy
pomysł jak wykorzystać twoje pieniądze. Poczekaj kilka lat. Z moją przyszłą
lubą stworzymy piękne małżeństwo. Później opiszemy to na łamach książki. Za
otrzymane od ciebie pieniądze wydrukujemy książkę, zrobimy ewangelizacyjne tournée o rodzinie, zadbamy o medialny
rozgłos. Jeżeli starczy ci pieniędzy to możemy być nawet na billbordach w całej
Polsce. Pod naszymi podobiznami będzie hasło: „Małżeństwo, zazdrościsz?”
(Wersja nieoficjalna brzmiałaby tak: „To najpiękniejsza kobieta na świecie.
Jest moją żoną. Zazdrościsz?). Drogi ofiarodawco napisz na maila, podam konto.