wtorek, 12 maja 2015

Nie jestem tym, co czuję - Broken #5

Dzisiaj chciałbym Tobie powiedzieć tylko jedno: nie jesteś tym, co czujesz. Religie świata i nauki społeczne w ramach tego, co mówią o emocjach sprowadzają się do zdania: uczuć nie należy utożsamiać z sobą, z tym kim jesteś. Ale oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie rozwinął tego tematu. Robię to wbrew uczuciom. Te mówią: weź sobie odpuść, przecież jesteś zmęczony, komu pomożesz tą pisaniną? Odpowiadam: sobie i innym, bo chcę, żebyśmy bardziej byli sobą.


Międzynarodowy nauczyciel i trener, psycholog Mateusz Grzesiak w książce Success and Change jako postawę w podejściu do lęku powołuje się na buddystów. Lekcja jaką nam przekazują brzmi: „owszem, jesteś posiadaczem materialnych rzeczy, ale nigdy nie przywiązuj się do nich”. To wielka umiejętność zmienić myślenie „to mój samochód” na „aktualnie jestem posiadaczem tego samochodu”. Z takim przestawieniem akcentów wiąże się również podejście do wszelkich dóbr otrzymanych, chociażby do tych z najwyższej półki: zdrowie, inteligencja, duchowość itd. Nagle okazuje się, że to wszystko opisuje to kim jesteś, ale nie jest tobą. Bo czy kiedykolwiek zadałeś sobie fundamentalne pytanie: kim jesteś?

Buddyzm określa zależność człowieka do rzeczy jako: nie masz niczego. W tej filozofii nie chodzi o to, żeby pozbywać się najnowszego Porsche. Chodzi o świadomość, że w każdej chwili możesz to cudeńko stracić. Jednak jest to strata pozorna, bo nigdy nie był tobą. „Nie powinieneś być do niczego przywiązany”. Kierując się wskazówkami Buddy niczego nie możesz stracić, bo wiesz, że tylko tego używałeś. Rzeczy nie mają na ciebie wpływu, bo wiesz, że to było tylko twoje narzędzie. Inaczej podchodzisz do relacji, bo wiesz, że nie masz wpływu na drugą osobę. Wyzbywasz się emocji, bo negatywne uczucia rodzą się jak coś stracisz. Ale ty już wiesz, że tylko tego używałeś.

Na początku mojej przygody z pisaniną byłem bardzo przywiązany do mojego bloga. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym stracić moje poletko, służące do poprawiania świata. Dzisiaj już wiem, że to jest tylko forma. Zamiast „mojego” używam zwrotu „mojego autorstwa”. Równie dobrze dzisiaj mógłbym go skasować. Jutro założyłbym nowy. Zdałem sobie również sprawę z tego, że sam świata nie zmienię. Nie jestem od zbawienia świata, to zrobił już ktoś inny. 

Oczywiście chrześcijaństwo również ma wskazówki na radzenie sobie z emocjami. W czasie pierwszego tygodnia rekolekcji ignacjańskich (tak, to te w milczeniu) mówi się o tym, że „uczucia, które mam w sobie, nie są moją tożsamością”. Duchowość ignacjańska opisuje je jako emocje, które przychodzą i odchodzą. Jako stan przejściowy, na który nie mamy wpływu. Człowiek nie jest uczuciem. Mam nadzieję, że to nie będzie dla wielu osób nowość, ale z uczuć się nie spowiadamy. Wiele osób wymienia jako grzech zazdrość, gniew, pożądanie. Grzechem nie jest emocja, grzechem jest postawa. Najłatwiej rozróżnić to na przykładzie lenistwa. Uczucie zmęczenia, nudy, czy pragnienia odreagowania nie są czymś ani złym, ani dobrym. Ważne co z nimi zrobimy. Lenistwem nie jest obejrzenie filmu po pracy. Zaryzykuję (bo na grzechy zawsze patrzymy indywidualnie), że grzechem jest oglądanie filmów prawie codziennie, rezygnując przy tym z pasji, obowiązków, relacji. Wyjątkiem od poprzedniego zdania są krytycy filmowi. Ci nie powinni się martwić o swoje zbawienie.