czwartek, 7 maja 2015

Wybory prezydenckie 2015

Jeden z internautów podsumował swój wynik z Latarnika Wyborczego, aplikacji umożliwiającej porównanie własnych poglądów z programami kandydatów na prezydenta, następująco: „to jest tak bez sensu. Zgodność ponad 60% z niemal każdym kandydatem. Czyli w sumie potwierdza się to, że nie ma na kogo głosować, bo wszyscy to samo gadają”. Na jego miejscu krzyczałbym do monitora: „Wow! Nareszcie zobaczyłem sens. Kandydaci zgadzają się ze mną w większości spraw. Fantastycznie, że nareszcie mam na kogo głosować. Jest tylu wspaniałych kandydatów”. Trzech potencjalnych prezydentów ze zgodnością ponad 80%? To powinien być taki miły ból głowy, jak ten selekcjonera Reprezentacji Polski, kogo wystawić na bramce.


Prezydent powinien być skrzyżowaniem wyglądu wodzianki Kuby Wojewódzkiego, wiedzy zaczynającej się od poziomu pana Jerzego Bralczyka i podejścia do polityki Franka Underwooda. Jednak wielu się myli, że głowa państwa to jedynie taka wizytówka, która może tyle co maskotka w sklepie. Jego urząd nijak ma się do widowiskowych relacji mediów, gdzie zachodni prezydenci to Supermeni bez peleryny. Właściwie to raczej Clark Kent, który może w redakcji sejmu zrobić mało, ale dobrze, fachowo i rzetelnie. Z zastrzeżeniem, że wizerunkowo może zrobić dużo – szczególnie w polityce zagranicznej. Schodząc na ziemie, mówiąc o realnym wpływie – prezydent Rzeczpospolitej Polskiej może w skali makro zawetować oraz inicjować ustawy, w skali mikro – skorzystać z prawa łaski. Po dokładne informacje odsyłam do Twojego zeszytu od WOS-u.

Ale nie oszukujmy się, czy większość obywateli jest tak naprawdę zainteresowana poglądami kandydata na prezydenta? Czy zajrzałeś do chociaż jednego programu? Odwiedziłeś stronę internetową kandydata? Może warto zwrócić uwagę na poglądy człowieka. Dowiedzieć się jakie ma zdanie na temat Polski, jaki mają na nią pomysł. Poznać jego zdanie na politykę zagraniczną, podejście do Unii Europejskiej, Nato, Stanów Zjednoczonych, Rosji. Wielu ludzi interesuje wielkość płaconych przez nich podatków, składek, możliwość ulg. Wszystkich powinien interesować system emerytalny, służba zdrowia, edukacja. Stosunek do spraw światopoglądowych takich jak in vitro, wiara, dostęp do broni. Czy na koniec zagadnień stricte politycznych np. JOW-y, istnienie senatu, ilość kadencji jaką mogą sprawować np. burmistrzowie. Ktoś może powiedzieć, dobrze, ale prezydent  to nie ma wpływu na powyższe zagadnienia? Po pierwsze razem z sejmem może mieć. Po drugie przecież jak już głosuję na człowieka, to wydaje się logiczne poznanie kim on jest.

Polityka to show. To przynoszenie na debatę krzesła dla nieobecnego kandydata. To masakrowanie nieznających sie na swoim fachu dziennikarzy. To sprzedawanie się za pomocą spotów, billboardów, wywiadów. To mydlenie oczu opinii społecznej, nie „mówienie jak jest”, wieczne obietnice. Ale czy tak musi być?

Wybór prezydenta to jeden z ulubionych okresów dla mediów. Przysłowiowy Kowalski również znajdzie coś dla siebie, bo osiągają większą frekwencję od tych parlamentarnych, a podwójnie, nawet potrójnie biją wybory do Parlamentu Europejskiego. Powód jest prosty – głosujemy na człowieka. Znamy go przez szklaną szybkę, możemy bić mu brawo, a jak przyjedzie do naszego miasta to jeszcze kiełbasą poczęstuje. Tylko dlaczego jedna na dwie osoby spotkane na ulicy pójdzie 10 maja do urny? Albo mają takie zakreślanki w przysłowiowej pupie, albo mają wymówki na poziomie mojego współlokatora: „ja jestem apolityczny”, albo za życiowy cel postawili sobie narzekanie. Bo na wybory nie pójdą, a później będą hejtować przyszłego prezydenta z zasady. W klapeczkach Ferdynanda Kiepskiego pomarudzą, że „w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem”. Przepraszam, ale czy prezydent jest od tego, żeby Ferdkowi załatwić robotę?

Wybór należy do Ciebie, kto będzie nas reprezentował.