wtorek, 7 lipca 2015

7 7 7 – P#7

Masz takie momenty, że wpadasz na jakiś pomysł i zaraz cieszysz się jak dziecko? Pamiętam dobrze ten wieczór. Współlokatorzy już śpią, ja nie mogę usnąć. Licząc, że to pomoże, zaczynam się modlić. Pomogło... nie usnąłem przez następną godzinę. Pojawiła się idea!




„Jestem tak podniecony, że nie mogę usiedzieć w miejscu ani myśleć. Takie podniecenie może czuć tylko wolny człowiek. Wolny człowiek u progu podróży, której kres jest niepewny” – Red. 

Głębiej

W październiku duszpasterstwo akademickie FRAncesco organizuje dla studentów rekolekcje na dobry początek. Cztery wieczory spotkań, Msza, konferencja. Pomiędzy jednym a drugim punktem stawałem przy ambonie i zapraszałem ludzi do akcji różańcowej, październik się do tego idealnie nadawał, nagromadzenie wierzących także. Prosiłem ich o imiona i numery telefonów. Zadanie polegało na modlitwie za konkretną osobę przez 7 dni, jedną dziesiątką Różańca dziennie, aby sprawić człowiekowi 7 uśmiechów. SMS-em należało wysłać codziennie jakiś motywujący tekst, inwencja dowolna. Akcja nazywała się „7 7 7”. Do pierwszej edycji w 2012 r. zgłosiło się ponad 150 osób.

Czemu o tym wspominam? Nie dlatego, że wyznaję numerologię. Liczba 7 w Biblii i wielu innych kulturach oznacza pełnię, całość, głębię. Tak sobie myślę, że nie odpowiedziałbym na natchnienie Boga, nigdy nie zrobiłbym akcji różańcowej, nie założył bloga na jej potrzeby, gdyby nie wydarzenie, które miało miejsce dwa miesiące wcześniej.

Kluczowa była piesza pielgrzymka do Częstochowy. Wtedy uczestniczyłem w niej po raz pierwszy. Właśnie wtedy zacząłem rozumieć, o co tak naprawdę chodzi w Różańcu. Bo wcześniej myślałem, że to zapychacz czasu stworzony dla zastępów starszych pań. Na początku pielgrzymki cierpiałem, jak musieliśmy wyciągnąć różaniec. Na końcu był to mój ulubiony fragment marszu. Nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że codzienne dziesiątki mogą przypominać chodzenie po dróżkach Ziemi Świętej. Czasem szukałem Go „zagubionego” w świątyni. Innym razem szedłem, przyglądając się jak zmierza w kierunku Golgoty. Dzisiaj wiem, że właśnie to pielgrzymowanie zaowocowało moją aktywnością w sieci. To się właśnie nazywa patrzenie, dostrzeganie głębiej.

Wpatrzenie

Czy Bogu potrzebna jest nasza modlitwa? Być może odpowiedź wielu zdziwi, ale nie. Już wyobrażam sobie ten grymas na wielu twarzach. Modlitwa jest potrzebna nam, tobie i mi, tutaj. Znamy tę definicję wpajaną przez pierwszą Komunią, że jest to rozmowa z Bogiem. Oprócz incydentalnych cudownych uniesień, słów, czy cudów, modlitwa jest podobna do sumienia, rozróżnia dobre decyzje od tych złych. Pomaga je zrozumieć. Jak to się mówi w branży – pozwala stanąć w prawdzie wobec Boga, innych ludzi, samego siebie. Twoje słowa i czyny nie mogą nic dodać nieskończenie doskonałemu Bogu. Natomiast mogą dodać wszystko tobie.

Wyróżniamy kilka rodzajów modlitwy: błagalne (proszę), dziękczynne (dziękuję), przebłagalne (przepraszam), uwielbienia (jestem). Może ona przywierać różne formy. Najczęściej jest bliska tej wypowiadanej w dzisiejszym psalmie. „Rozważ, Panie, moją słuszną sprawę, usłysz moje wołanie, wysłuchaj modlitwy moich warg nieobłudnych” (Ps 17). Czasem jest pomocą przy walce duchowej (patrz dzisiejsza walka anioła z Jakubem). Rzadko niesie ze sobą konsekwencje, które wymykają się naturze – uzdrowienia. Może często jest tak, że boimy się przyjąć jej dary. Bo na przykład, gdybyśmy zostali uzdrowieni, to musielibyśmy zmienić swój dotychczasowy styl życia.

Dzisiaj historia zatacza krąg – jadę do Częstochowy. 


Pytajniki #7 (Mt 9, 32-38): Czy boisz się przyjąć to, co możesz dostać, osiągnąć, zrealizować? Czy gdybyś dzisiaj został uzdrowiony, to czy zmieniłbyś całe swoje dotychczasowe życie?