„Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel”. Bogdan Olewicz, autor słów do tego rockowego klasyka, opisał historię trójki przyjaciół, marzących o podbiciu muzycznego świata. Nasze trio też miało wspólny cel. Tylko, że nas cechują inne priorytety.
„Jestem tak podniecony, że nie mogę usiedzieć w miejscu ani myśleć. Takie podniecenie może czuć tylko wolny człowiek. Wolny człowiek u progu podróży, której kres jest niepewny” – Red.
Przed wyjazdem nawaliłem. Ciągle odkładałem napisanie „Pytajników” na następny dzień. W końcu zacząłem je pisać około północy. Po godzinie odpuściłem. Przed 7 rano zacząłem nadrabiać tekst. Jedną ręką go wstawiałem, drugą jadłem śniadanie. Na szczęście rodzony brat zawiózł mnie na dworzec. Tak sobie myślę, że jednym z podstawowych zadań instytucji rodzeństwa jest ratowanie skóry, kiedy samemu się nawala.
Emocje
Scena wyjęta z jakiegoś wyciskacza łez. Dwóch facetów czeka w pociągu. Co chwilę się wychylają, szukają, wykręcają numer. Spoglądają na wejście na peron. Zegar pokazuje godzinę odjazdu. Słychać gwizdek. Drzwi się zamykają. Pociąg rusza. W oddali widać sylwetkę postaci. Dobiega ona do drzwi. Z jednej strony próbują je otworzyć bracia. Z drugiej za klamkę ciągnie trzeci brat. Ich miny wyrażają troskę, niepokój, próbę zmiany nieodwracalnego... Stop! Maszynista zatrzymuje pociąg.
Ten spóźniony to Ernest, nie dość że duży w barach, to jeszcze o dużym sercu, niepoprawny optymista. Ten który wytykał mu spóźnienie to Grzesiek, intelektualista, drobiazgowy w transakcjach finansowych, najchętniej przytulałby się do wszystkiego, co się rusza. Trzeci wędrowiec to ja, gdzieś pomiędzy pierwszym paradującym z koszulką z napisem: „Do Jezusa przez Maryję”, a drugim o aparycji Minionka w okularach.
Gdy z Ernesta spłynęły ostatnie poty (biegł od kapucynów w Kielcach aż na dworzec – odległość liczona w kilometrach), dosiadł się do nas czwarty muszkieter. Jednak do D’Artagnana było mu daleko. Nieogolony, z paczką papierosów włożonych w kieszeń pogniecionej koszuli, zmęczony życiem. Mieszka pod Częstochową. Wylewa fundamenty pod groby. Ma dwójkę dzieci. Uśmiech pojawiał się na jego twarzy tylko wtedy, gdy wspominał czasy młodzieńcze. Opowiadał gdzie, ile i z kim wypił. Rzucając terminami, polecał naszej trójce Msze o uzdrowienie i uwolnienie. Wymieniał nazwiska polskich egzorcystów. "Zwykłe" Msze go nie interesowały. Szukał przygód.
Towarzysz podróży polecił nam dwie knajpki w Częstochowie. Albo źle zrozumieliśmy jego wskazówki, albo coś sam pokręcił. Po godzinnym spacerowaniu, głodni zdecydowaliśmy się na włoską restaurację na Alei NMP. Wystrój włoski, klimat włoski, ceny włoskie. Po wybornej pizzy, doszliśmy wreszcie do parku na Jasnej Górze. Przegrywając w papier-kamień-nożyce, zostałem wytypowany do szukania zmrożonych napojów. Wtedy spotkałem Agnieszkę, ale o tej historii opowiadałem na blogu wczoraj. Po słownej reprymendzie od współtowarzyszy, wreszcie mogliśmy odpocząć w Domu Pielgrzyma. Wieczorem udaliśmy się do kina studyjnego „Iluzja”, gdzie w kameralnym gronie zobaczyliśmy obraz „Rozumiemy się bez słów”. Dwóch i pół chłopa, a po policzkach spływały nam łzy.
Modlitwa
Nasz pobyt pokrył się z nawiedzeniem figury św. Michała Archanioła z Góry Objawień w Gargano. Na Jasnej Górze trwało w tym czasie zamknięte spotkanie europejskich egzorcystów. Spotkaliśmy z nimi na Apelu Jasnogórskim. Z rozważania wyniosłem trzy wskazówki: abym lepiej organizował czas otrzymany przez Boga, nie bał się codziennie dawać świadectwa wiary, oraz żeby prosić Archanioła Michała o pomoc w walce z Szatanem, cudzymi i własnymi słabościami.
Po Apelu poszliśmy jeszcze na spacer, który skończył się jedzeniem chipsów na ławeczce jednego z większych skwerów, ale zmęczenie wygrało, bo wylądowaliśmy na noclegu. W Domu Pielgrzyma urządziliśmy sobie własną audycję rozmów niedokończonych. Wymienialiśmy się doświadczeniami na temat pasji, nałogów, powołania. Doszliśmy do wniosku, że każdy zasługuje na danie sobie drugiej szansy. Wartościowe rozmowy.
Następnego dnia Ernest uczestniczył we Mszy sprawowanej przez egzorcystów. Natomiast ja z Grześkiem szukałem kaplicy pokutnej. Wyspowiadani, trafiliśmy na końcówkę Mszy. Zostaliśmy po niej w Bazylice, by modlić się w intencjach, o które prosili nas znajomi. Okazało się, że zaprzyjaźniona para miała w tym dniu naszego przyjazdu rocznicę ślubu. Był to najlepszy prezent, jaki mogłem im sprawić.
Dlaczego chciałem pojechać do Częstochowy? Pomyślałem, że będzie to odpowiedni sposób, żeby wyrazić podziękowanie za to, co wydarzyło się ostatnio w moim życiu. Wreszcie wiem, co chcę robić. Mniej więcej wiem gdzie i jak. Odnalazłem swoje miejsce, drogę, pomysł na życie. Pierwszy raz zaliczyłem sesję letnią bez września. Jest za co dziękować.
Bracia
Czemu nazwałem Grześka i Ernesta braćmi? Bardzo ich lubię, a podróże mają to do siebie, że zbliżają. Jednak jest to nawiązanie do dzisiejszego pierwszego czytania z Księgi Rodzaju. Mamy tam punkt kulminacyjny historii synów Jakuba. Józef, druga osoba po faraonie w Egipcie, nie wytrzymuje emocjonalnie spotkania z braćmi. Myślę, że jego reakcja jest spowodowana widokiem nawróconego rodzeństwa. Dawniej sprzedali, a nawet myśleli o zabójstwie młodszego brata. Dzisiaj za innego brata chcą cierpieć, zależy im na losie ojca.
W Ewangelii Chrystus uczy Apostołów, jak ma wyglądać ich posługa. Zwróciłem uwagę, że mówi do nich, jakby zwracał się do jednego ciała, do wspólnoty. Mówi w liczbie mnogiej. Daje wskazówki braciom, nie indywidualistom. Gdy nadejdzie moment ich rozesłania, będą głosić Dobrą Nowinę dwójkami. Bo jesteśmy na tyle silni, na ile silny jest stojący obok brat.
►Pytajniki #9 inspirowane pobytem w Częstochowie (Mt 10, 7-15): Kogo oprócz swojego rodzeństwa możesz nazwać bratem lub siostrą? Masz przyjaciół? Komu dzisiaj ufasz na tyle, żeby mówić mu o swoich najskrytszych problemach?
►Więcej pytajników zadasz sobie po przeczytaniu wczorajszych Pytajników: Mój pierwszy raz z prostytutką.