– W jaki sposób Bóg ciebie zaskakuje? – pytanie z
dzisiejszego SMS-a. – Ale w jaki sposób dopuszczasz Go do głosu. Poprzez co
okazuje się to jego zaskakiwanie. No rozwiń to trochę, bo zaciekawiło mnie to –
osoba nie dawała za wygraną. Odpowiadam. Dasz się zaskoczyć?
– Interesuje mnie aspekt modlitwy, gdyż ja nie bardzo umiem
się modlić. Za każdym razem jedyne czego doświadczam to pustka. Dziwi mnie
więc, że drugich Pan Bóg zaskakuje na tej "rozmowie" – ostatnia część
SMS-a. Mam tak samo. Jak czytam tekst o nawróceniu, słucham katolickiego
podcastu, natknę się na biografię świętego, to zaraz zżera mnie zazdrość.
Zgodnie z zasadą, że trawa u sąsiada jest bardziej zielona, stawiam pytajniki,
czy historia na pewno jest prawdziwa. Duchową pustkę czuję od jakiś 7 lat. Przestałem
nią przejmować, jak dowiedziałem się, że do Matki Teresy z
Kalkuty brakuje mi ponad 40 lat. Kryzys wiary trwał u niej większość życia. –
Czuje się niechciana, odrzucona, pusta, bez wiary – pisała. Modlić też się nie
potrafię. Zostawiam to Duchowi Świętemu, ale najczęściej nawet nie chce mi się
powiedzieć „Ojcze Nasz” – cała prawda o chrześcijańskim blogerze. Jednak mam
pewien pomysł.
Słowo
Po SMS-ach postanowiłem zrobić Bogu
konferencję prasową. Zapytałem u źródła, czym chciałby mnie dzisiaj zaskoczyć.
Pomyślałem, że najszybciej odpowie przez Słowo. – Beze Mnie nic nie możecie uczynić. Gdybyście głębiej otworzyli się
na przesłanie Jezusa płynące z tych słów, nasze życie duchowe nabrałoby
kolorów. Już bowiem starożytni Izraelici wiedzieli, że nie swoją siłą człowiek zwycięża (1 Sm 2,9) – pierwsze słowa
komentarza. Znam to z obdukcji. Jak chcę być z Bogiem, uczę się kochać, żyję
według Jego przykazań, to wszystko jest super. Jak wybieram coś innego zamiast
Boga, to leżę. Dosłownie – nie wstaję z łóżka, nic mi się nie chce, o pisaniu
tekstów mogę zapomnieć. – Boże, Ty
miłujesz niewinność i przywracasz ją grzesznikom – słowa kolekty. Zaczynam
od decyzji – Jezu, ja chcę!
– Jeżeli
się nie poddacie obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie być
zbawieni (Dz 15,1-6) – pierwsze czytanie. Osoba po nawróceniu po
przeczytaniu tego tekstu mogłaby szukać numeru telefonu do rabina. Na szczęście
katolikom to nie grozi. Wydaje mi się, że dzisiaj ludzie są koszmarnie
zmęczeni. W Bogu i Kościele nie znajdują ukojenia. Przypominają raczej
zombiaków z The Walking Dead,
zarażających siebie nawzajem ciągłym narzekaniem. Do życia podchodzą jak
amatorzy, których ktoś zaprosił do przebiegnięcia maratonu. Życie wieczne,
miłość, przyjaźnie, radość, duma, sława, pieniądze – obietnica brzmi dobrze,
nawet ustawiają się na starcie. Tylko zapominają, że nie można przebiec 42 km,
spędzając ostatnie lata na leżeniu na kanapie, oglądaniu YouTube'a i wcinaniu
fast foodów. Lekcja pierwsza brzmi: szukam autorytetów.
W tekście z Dziejów Apostolskich o
obrzezaniu chodziło o napięcie panujące pomiędzy zwolennikami tego, co stare, a
tymi popierającymi to, co nowe. – Idźmy z
radością na spotkanie Pana (Ps 122) – refren psalmu. Na mojej twarzy
pojawił się uśmiech, bo pomyślałem, że Bóg puszcza do mnie oczko.– Trwajcie we Mnie, a Ja was trwać będę. Kto
trwa we Mnie, przynosi owoc obfity – śpiew przed Ewangelią idealnie ją
skrócił (J 15, 1-8). Powtarzam fundamentalną zasadę życia duchowego – owoce
przynosimy tylko wtedy, kiedy trwamy w Chrystusie. Chrześcijańskie zombi
wróciłoby pewnie do Kościoła, gdyby polski katolicyzm przypomniał sobie, na Kim
został zbudowany. Wiara to nie dylematy o in vitro, rozmowy o zabezpieczeniu
Brzegów podczas ŚDM, dyskusje na temat ks. Międlary. Wiary nie zasieją w
człowieku kazania biskupa Rysia, spuścizna ks. Kaczkowskiego, czy książki
Szymona Hołowni. Wiarę możemy dostać za darmo od Chrystusa.
Decyzja
Po tym jak Słowo coś we mnie zmieniło,
zaraz postępuję według syndromu nawrócenia. Coś przeżyłem, chcę się teraz Bogu
odwdzięczyć. Zaczynam się modlić, sięgam po różaniec, idę na nabożeństwa.
Pożyczam od znajomych religijne książki, ustawiam sobie zakładki do katolickich
portali, słucham wszystkiego, co nagra o. Szustak. Nie zmieniając ubrania,
wybiegam z domu i lecę na maraton. – Trwajcie
we Mnie, a Ja w was trwać będę – mówi dzisiaj Jezus dalej w Ewangelii.
Trwanie wydaje się być czymś biernym, pasywnym, nieatrakcyjnym. Jednak trwanie
polega na codziennych wyborach. Decyzji, czy w najmniejszej czynności wybieram
Jezusa. Podziwiam osoby, które wstają z samego rana i biegają kilka kilometrów,
które wstają do szkoły lub pracy i cieszą się nią, które wstają w nocy i
przytulają swoje dziecko. Lekcja druga brzmi: stawiam małe kroki.
Gdybyśmy dzisiaj w Kościele zaangażowali
się w mówienie o Jezusie, mielibyśmy w Polsce wiosnę chrześcijaństwa. Mamy
unikatową propozycję, z której prawie w ogóle nie korzystamy: bezwarunkową
miłość. Chciałbym zostawić wszystkie moje aktywności i wybrać życie z
Jezusem... Cholera! Nie chciałbym, chcę! Nie muszę z niczego rezygnować,
zmieniać, sprzedawać mizernego majątku. Na początku wystarczą małe decyzje –
wstaję po raz 77, idę do spowiedzi, przyjmuję Eucharystię. Wiara to decyzja o
smakowaniu życia, a nie wypluwaniu sobie flaków. Lekcja trzecia brzmi: rozsmakowuję
się w życiu.
„Pytajniki”, odcinek specjalny (Dz 15, 1-6), (J 15,
1-8):
► Dawno
już nie było Pytajników. Spróbujmy razem odpowiedzieć na pytanie z SMS-a: W
jaki sposób Bóg ciebie zaskakuje? Napisałem, że mam pewien
pomysł. Daję Bogu tydzień, żeby mnie zaskakiwał dobitniej. Otwieram się, niech
działa.
► Które
z moich postanowień najczęściej kończą się na słomianym zapale?
► Kto/co
jest punktem odniesienia dla podejmowanych przeze mnie decyzji?