Preacher smakuje
dobrze. Jest jak smaczne tosty, mocno podpieczone. Takie polane ketchupem z aktorstwa,
fabuły i tajemnicy. Smaczne, tylko tosty to ja jem kilka razy w tygodniu. Premiera
Kaznodziei: Co poszło nie tak?
Zobacz: ► Wszystko ma swój czas
Zapytałem mojego brata o zdanie. Odpisał, że „po obejrzeniu 3 minuty jestem w szoku”. Preacher opiera się na wstrząsie. Już od początku wylewa na widza krew
litrami. Rzuca żarty w stylu: zmieńmy napis na tablicy parafialnej z „Otwórzcie
serca dla Jezusa” na „Otwórzcie zady dla Jezusa”. Zachowuje się jak Płotka w
Wiedźminie, nad którą stoi reżyser, wciska na padzie "A" i każe
ciągle galopować. Nagle operator kamery pyta widza, czy ten oglądał Kill Billa? Nie mamy budżetu na
śmigłowiec? Pobawimy się w Macgyvera, weźmiemy gwoździe, zrobimy zbliżenie w
stylu Tarantino i za chwilę powstanie bazooka. Od połowy pierwszego odcinka
akcja siada. Zostawia się nas z nudnymi dialogami, puszczeniem oczka do Toma
Cruisera i osiedlowymi problemami Texasu. Totalny chaos? Dla mnie odgrzewane tosty z Lostów,
Daredevila i Lucyfera, z czego najbliżej im do słabego Morningstara.
Tytułowy kaznodzieja to Jesse Custer,
alkoholik, z kryminalną przeszłością. Złożył ojcu obietnicę, że będzie służył
Bogu, gdy ten miał przyciśnięty pistolet do skroni. Pilot serialu pokazuje
ułomności Custera. Średni z niego kaznodzieja. Czyta kazania z kartki, gdy garstka
wiernych usypia z nudów w kościelnych ławach. Nie lubi swojej pracy. Udziela
banalnych porad, jakby był z koła gospodyń wiejskich. Nawet papierosa pali w
taki sposób, jakby chciał zakomunikować światu, jaki to on jest beznadziejny. –
Za długo Cię olewałem. Za długo olewałem ten kościół. Zasługujecie na coś
lepszego. Zasługujecie na dobrego kaznodzieję i doczekacie się go – mówi do
podkładu rodem z mównicy wyborczej House
of Cards. Gdyby Masochista Mietczyński zajmował się serialami, miałby
pozycję obowiązkową. „But last but not
least”, po obejrzeniu tego serialu, polscy księża powinni zrobić sobie rachunek
sumienia z tego, jak traktują swoich parafian.
Kaznodzieja jest chaotyczny, budzi konsternację, buduje
sztucznie napięcie. Fani tajemnic będą się rozpływać w wątku nadprzyrodzonym.
Fanom filmów o superbohaterach spodobają się sceny akcji. Fani komiksowego
pierwowzoru Preachera będą
zadowoleni, że scenarzyści trzymają się oryginału. Reszcie serial się prawdopodobnie
nie spodoba, a już na pewno nie będą czekać z zapartym tchem na następny epizod.
Bo Preacher skończy
tak samo jak Lost, tylko szybciej fabularnie
się zagubi.