piątek, 27 maja 2016

Otwórzcie zady dla Jezusa – 3A#10

Preacher smakuje dobrze. Jest jak smaczne tosty, mocno podpieczone. Takie polane ketchupem z aktorstwa, fabuły i tajemnicy. Smaczne, tylko tosty to ja jem kilka razy w tygodniu. Premiera Kaznodziei: Co poszło nie tak? 


Zapytałem mojego brata o zdanie. Odpisał, że „po obejrzeniu 3 minuty jestem w szoku”. Preacher opiera się na wstrząsie. Już od początku wylewa na widza krew litrami. Rzuca żarty w stylu: zmieńmy napis na tablicy parafialnej z „Otwórzcie serca dla Jezusa” na „Otwórzcie zady dla Jezusa”. Zachowuje się jak Płotka w Wiedźminie, nad którą stoi reżyser, wciska na padzie "A" i każe ciągle galopować. Nagle operator kamery pyta widza, czy ten oglądał Kill Billa? Nie mamy budżetu na śmigłowiec? Pobawimy się w Macgyvera, weźmiemy gwoździe, zrobimy zbliżenie w stylu Tarantino i za chwilę powstanie bazooka. Od połowy pierwszego odcinka akcja siada. Zostawia się nas z nudnymi dialogami, puszczeniem oczka do Toma Cruisera i osiedlowymi problemami Texasu. Totalny chaos? Dla mnie odgrzewane tosty z Lostów, Daredevila i Lucyfera, z czego najbliżej im do słabego Morningstara.

Tytułowy kaznodzieja to Jesse Custer, alkoholik, z kryminalną przeszłością. Złożył ojcu obietnicę, że będzie służył Bogu, gdy ten miał przyciśnięty pistolet do skroni. Pilot serialu pokazuje ułomności Custera. Średni z niego kaznodzieja. Czyta kazania z kartki, gdy garstka wiernych usypia z nudów w kościelnych ławach. Nie lubi swojej pracy. Udziela banalnych porad, jakby był z koła gospodyń wiejskich. Nawet papierosa pali w taki sposób, jakby chciał zakomunikować światu, jaki to on jest beznadziejny. – Za długo Cię olewałem. Za długo olewałem ten kościół. Zasługujecie na coś lepszego. Zasługujecie na dobrego kaznodzieję i doczekacie się go – mówi do podkładu rodem z mównicy wyborczej House of Cards. Gdyby Masochista Mietczyński zajmował się serialami, miałby pozycję obowiązkową. „But last but not least”, po obejrzeniu tego serialu, polscy księża powinni zrobić sobie rachunek sumienia z tego, jak traktują swoich parafian.

Kaznodzieja jest chaotyczny, budzi konsternację, buduje sztucznie napięcie. Fani tajemnic będą się rozpływać w wątku nadprzyrodzonym. Fanom filmów o superbohaterach spodobają się sceny akcji. Fani komiksowego pierwowzoru Preachera będą zadowoleni, że scenarzyści trzymają się oryginału. Reszcie serial się prawdopodobnie nie spodoba, a już na pewno nie będą czekać z zapartym tchem na następny epizod. Bo Preacher skończy tak samo jak Lost, tylko szybciej fabularnie się zagubi.