Przez ostatnie tygodnie zapętlam sobie słowa siostry
Małgorzaty Chmielewskiej. Od dwóch lat z tyłu głowy mam Wysokie Obcasy, siostrę
na okładce i tekst, że „święty musi być szalony”. Ostatnio rozwaliła mnie
wystąpieniem na TEDx – „Jak zaczniesz robić coś na wariata, przekroczysz
granice swojego lęku, znajdziesz i środki i ludzi. Jeśli znajdziesz planować,
koniec z Tobą”. Od dzisiaj nie planuję. Robię na wariata, jak biedaczyna z
Asyżu.
Dzisiaj obchodzimy wspomnienie św. Franciszka z Asyżu. Wzór,
autorytet, patron. Nie chciałbym, żeby ten przydługi (zalecam przerwę i
zaparzenie dobrej herbaty z miodem) był biografią świętego. Raczej chciałbym
was zaprosić do siebie, podać kapcie i opowiadać o jego rodzinnej Umbrii,
zobaczonych wschodach słońca, prezencie na urodziny – wejściu do małej
kapliczki Porcjunkuli w ogromnej bazylice. Wracam do tych kilku tygodni,
rekolekcji, które udało mi się tam spędzić. Wiem, jestem szczęściarzem. Może
wybierzemy się na wspólny spacer po wąskich uliczkach Asyżu? Nawet jeśli miałoby
być to tylko doświadczenie duchowe, transitus
(łac. przejście; nazwa nabożeństwa upamiętniająca śmierć świętego).
Chyba wszyscy znają tą historię. Syn bogatego kupca.
Młodzieniec, który z panicza staje się żebrakiem. Wydziedziczony przez ojca,
zaczyna służyć ubogim. W 1210 roku papież ustnie zatwierdza regułę pustelnika.
Zakon szybko się rozrasta. Bóg obdarowuje Franciszka stygmatami. Ten umiera w
opinii świętości. Chciałbym opowiedzieć tę historię z innej perspektywy.
Na wariata
W drodze powrotnej pielgrzymki duszpasterstwa akademickiego „FRAncesco”
do Asyżu w 2012 r. mogłem się duchowo przenieść do XIII-wiecznej Ziemi Świętej.
Oglądaliśmy film „Klara i Franciszek” z 2007 r. Najbardziej wstrząsnął mną
wątek wyprawy Franciszka do Egiptu.
1219 r., Asyż. Wspólnota za chwilę będzie liczyć 5 tysięcy
braci. Bracia pragną organizacji. Chcą wiedzieć na czym stoją. Proszą założyciela
o spisanie reguły. Otrzymują dziwną odpowiedź. Lider ich opuszcza. Ostatecznie
zwraca się do papieża Innocenty III o zatwierdzenie sposobu życia braci, który
był odzwierciedleniem kilku cytatów z Ewangelii. W maju odbywa się Kapituła
Namiotów, czyli spotkanie wszystkich franciszkanów. Niecały miesiąc później
dwójka braci udaje się do Egiptu. Franciszek nie chciał tam przynieść miecza, a
pokój.
Dwa miesiące drogi po morzu i lądzie. Najpierw bracia
musieli pokonać przyrodę. Ciało wołało o wodę. Dusza zamieniała się w pustynię.
Wędrowców było najprawdopodobniej dwóch. „Najbiedniejszy z biednych” wraz z
bratem Illuminatem znaleźli się w końcu w obozie krzyżowców. Kardynał Pelagio
widział ich wkład w bitwę, poprzez podniesienie morale żołnierzy. Bracia wpłynęli
jednak na wojną w inny sposób.
Jak bardzo trzeba być szalonym, żeby z miłości wydać się na
śmierć? Bardziej precyzyjnie – jak bardzo trzeba kochać, żeby przekroczyć
czysto ludzkie myślenie? Biedaczyna łamał schematy. Wszedł do paszczy lwa –
tego na terytorium Saracenów. Nie znał języka, więc tylko pozdrawiał. Jako
chrześcijanin powinien zostać ścięty od razu. Jednak w cudowny sposób zostaje
doprowadzony do sułtana.
Zacząłem od filmu, który pokazuje te biograficzne zapiski w
sposób wręcz namacalny. Mężowie Asyżu chcą mówić o Jezusie. Sułtan rozbraja ich
swoją znajomością Koranu. Mówi, że jest w nim napisane, że Jezus nie chce, aby
odpłacać złem za zło. – Mimo to przybyliście tu i robicie wojnę, dlaczego? – pyta.
Współbrat Illuminato zrobił wtedy coś fantastycznego. Z prostoty poprosił
jedynie o przebaczenie. O nic więcej.
Święty w habicie zaprzyjaźnił się z sułtanem. Wrócił do
obozu krzyżowców z propozycją bardzo korzystnego pokoju. – Pewien doktor
Kościoła powiedział, że zabicie Saracena nie jest grzechem, ale uwolnieniem
świata od zła – usłyszał. Niestety pyszność i chęć wzbogacenia się wygrały. Bracia
wrócili do domu, modląc się o błądzących.
Osobiście
Dlaczego biedaczyna może być patronem dla każdego studenta?
Gdyby w Asyżu była Politechnika, to jako prymus na pewno by na niej studiował. W
studenckim półświatku jest wielka różnica pomiędzy studiowaniem a nauką. Franciszek,
inicjator każdej imprezy, najbardziej popularny na uczelni, uwielbiany przez
wszystkich. Dzisiaj powiedzielibyśmy na niego „wieczny student”. Miał wszystko –
uznanie wśród znajomych, używki i bogatych rodziców. Dlaczego z tego wszystkiego
zrezygnował? Nie był szczęśliwy.
Wskazówką do prawdziwej radości był dla niego symbol krzyża.
Właśnie tym najbardziej znanym znakiem dla chrześcijan posłużył się Bóg. W San
Damiano Bóg zwrócił się do młodzieńca – „Franciszku, idź, napraw mój kościół
dom, który, jak widzisz, cały idzie w ruinę”. Ktoś powiedział, że jest słowo
jest ostrzejsze od miecza.
Jestem z małego miasteczka – Opatowa. Moja rodzina jest wierząca. Ale do pewnego wieczoru
z 3 na 4 października nie byłem nie świadomy swojego chrześcijaństwa. Pierwsza
klasa gimnazjum. Wieczorem w mojej rodzinnej parafii OO. Bernardynów odbywał
się różaniec. Początek października był wtedy chłodny. Poszedłem do kościoła
razem z bratem. Staliśmy na korytarzu w kościele, czekając na rozpoczęcie
nabożeństwa. Obok nas przebiegł starszy od
nas o kilka lat sąsiad. Po chwili zawrócił. Zaprosił nas do wspólnego służenia.
Twierdził, że sam nie poradzi sobie z kadzidłem. Podziękowaliśmy za współpracę.
Jednak ostatecznie wylądowaliśmy przed ołtarzem. W kościele panował wtedy
raczej rozgardiasz. Widać, każdy mógł założyć komże.
Wcześniej nie
przywiązywałem wagi do tego wydarzenia. Jednak od niego zaczęła się moja przygoda
z wiarą. Taki mój osobisty transitus trwający do dziś, czyli przejście do
nowego życia. Zacząłem się wtedy otwierać, dotykać Kościoła i poznawać Pana. Najpierw
Opatów, potem Kielce. Bernardyni zaowocowali. Na początku studiów, w
październiku, wpisałem w Google hasło „duszpasterstwo akademickie”. Okazało się,
że visa vi mojego wydziału jest klasztor kapucynów. Mam takie szczęście,
że moją wiarą do dziś opiekuje się święty Franciszek.
Źródła
Nie
chciałem napisać biografii w pigułce. Nie mogłem tego zrobić św. Franciszkowi.
Więksi ode mnie o nim pisali. Jeżeli naprawdę będziesz chciał pogłębić swoją
wiedzę na temat świętego, zalecam szukanie. Życiorysów jest kilka, w tym
najlepiej zacząć od pierwszego, napisanego przez Tomasza z Celano. Potem
zalecam coś ze wczesnych źródeł franciszkańskich. Można odkurzyć dzieła
późniejsze. W pisaniu tego tekstu korzystałem z dwóch książek – „Obrazków z
życia św. Franciszka z Asyżu” ojca Sylwestra Niewiadomego i bezcennej „Na
szlakach św. Franciszka z Asyżu” w uzupełnieniu polskim. Niestety są one wręcz
nieosiągalne w księgarniach. Wiedzę warto uzupełnić poprzez obejrzenie filmów o
świętym. Bezcenny obraz „Brat Słońce, siostra Księżyc”,
XXI-wieczny „Święty Franciszek z Asyżu”, czy inne wcześniejsze produkcje. Filmy,
jak również poszerzająca tło całego życia książka „Kwiatki św. Franciszka”, to
doskonały sposób na poczucie tła XIII-wiecznej Umbrii.
Literatura, muzyka,
teatr, film. Obrazek dziecka z przedszkola, czy fresk z Bazyliki św. Franciszka
w Asyżu. Świętego pokazywano przez wielu. Przedstawiany był w każdej możliwej
formie. Ten artykuł to tylko mała
kropelka, która spływa do oceanu podziękowań, za to co Franciszek pozostawił po
sobie. Pozostaje tylko dodać, że „brązowy wilk pokory” jest żywy w naszych
sercach, w świadectwie. Żyje ono do dzisiaj w ludziach, którzy dzięki niemu
żyją... żyją w Chrystusie. Przez Niego do dzisiaj wariaci zmieniają świat.