wtorek, 4 października 2016

ŻE BRAK MIŁOŚCI?

Przez ostatnie tygodnie zapętlam sobie słowa siostry Małgorzaty Chmielewskiej. Od dwóch lat z tyłu głowy mam Wysokie Obcasy, siostrę na okładce i tekst, że „święty musi być szalony”. Ostatnio rozwaliła mnie wystąpieniem na TEDx – „Jak zaczniesz robić coś na wariata, przekroczysz granice swojego lęku, znajdziesz i środki i ludzi. Jeśli znajdziesz planować, koniec z Tobą”. Od dzisiaj nie planuję. Robię na wariata, jak biedaczyna z Asyżu. 


Dzisiaj obchodzimy wspomnienie św. Franciszka z Asyżu. Wzór, autorytet, patron. Nie chciałbym, żeby ten przydługi (zalecam przerwę i zaparzenie dobrej herbaty z miodem) był biografią świętego. Raczej chciałbym was zaprosić do siebie, podać kapcie i opowiadać o jego rodzinnej Umbrii, zobaczonych wschodach słońca, prezencie na urodziny – wejściu do małej kapliczki Porcjunkuli w ogromnej bazylice. Wracam do tych kilku tygodni, rekolekcji, które udało mi się tam spędzić. Wiem, jestem szczęściarzem. Może wybierzemy się na wspólny spacer po wąskich uliczkach Asyżu? Nawet jeśli miałoby być to tylko doświadczenie duchowe, transitus (łac. przejście; nazwa nabożeństwa upamiętniająca śmierć świętego).

Chyba wszyscy znają tą historię. Syn bogatego kupca. Młodzieniec, który z panicza staje się żebrakiem. Wydziedziczony przez ojca, zaczyna służyć ubogim. W 1210 roku papież ustnie zatwierdza regułę pustelnika. Zakon szybko się rozrasta. Bóg obdarowuje Franciszka stygmatami. Ten umiera w opinii świętości. Chciałbym opowiedzieć tę historię z innej perspektywy. 

Na wariata

W drodze powrotnej pielgrzymki duszpasterstwa akademickiego „FRAncesco” do Asyżu w 2012 r. mogłem się duchowo przenieść do XIII-wiecznej Ziemi Świętej. Oglądaliśmy film „Klara i Franciszek” z 2007 r. Najbardziej wstrząsnął mną wątek wyprawy Franciszka do Egiptu.

1219 r., Asyż. Wspólnota za chwilę będzie liczyć 5 tysięcy braci. Bracia pragną organizacji. Chcą wiedzieć na czym stoją. Proszą założyciela o spisanie reguły. Otrzymują dziwną odpowiedź. Lider ich opuszcza. Ostatecznie zwraca się do papieża Innocenty III o zatwierdzenie sposobu życia braci, który był odzwierciedleniem kilku cytatów z Ewangelii. W maju odbywa się Kapituła Namiotów, czyli spotkanie wszystkich franciszkanów. Niecały miesiąc później dwójka braci udaje się do Egiptu. Franciszek nie chciał tam przynieść miecza, a pokój.

Dwa miesiące drogi po morzu i lądzie. Najpierw bracia musieli pokonać przyrodę. Ciało wołało o wodę. Dusza zamieniała się w pustynię. Wędrowców było najprawdopodobniej dwóch. „Najbiedniejszy z biednych” wraz z bratem Illuminatem znaleźli się w końcu w obozie krzyżowców. Kardynał Pelagio widział ich wkład w bitwę, poprzez podniesienie morale żołnierzy. Bracia wpłynęli jednak na wojną w inny sposób.

Jak bardzo trzeba być szalonym, żeby z miłości wydać się na śmierć? Bardziej precyzyjnie – jak bardzo trzeba kochać, żeby przekroczyć czysto ludzkie myślenie? Biedaczyna łamał schematy. Wszedł do paszczy lwa – tego na terytorium Saracenów. Nie znał języka, więc tylko pozdrawiał. Jako chrześcijanin powinien zostać ścięty od razu. Jednak w cudowny sposób zostaje doprowadzony do sułtana.

Zacząłem od filmu, który pokazuje te biograficzne zapiski w sposób wręcz namacalny. Mężowie Asyżu chcą mówić o Jezusie. Sułtan rozbraja ich swoją znajomością Koranu. Mówi, że jest w nim napisane, że Jezus nie chce, aby odpłacać złem za zło. – Mimo to przybyliście tu i robicie wojnę, dlaczego? – pyta. Współbrat Illuminato zrobił wtedy coś fantastycznego. Z prostoty poprosił jedynie o przebaczenie. O nic więcej.

Święty w habicie zaprzyjaźnił się z sułtanem. Wrócił do obozu krzyżowców z propozycją bardzo korzystnego pokoju. – Pewien doktor Kościoła powiedział, że zabicie Saracena nie jest grzechem, ale uwolnieniem świata od zła – usłyszał. Niestety pyszność i chęć wzbogacenia się wygrały. Bracia wrócili do domu, modląc się o błądzących.

Osobiście

Dlaczego biedaczyna może być patronem dla każdego studenta? Gdyby w Asyżu była Politechnika, to jako prymus na pewno by na niej studiował. W studenckim półświatku jest wielka różnica pomiędzy studiowaniem a nauką. Franciszek, inicjator każdej imprezy, najbardziej popularny na uczelni, uwielbiany przez wszystkich. Dzisiaj powiedzielibyśmy na niego „wieczny student”. Miał wszystko – uznanie wśród znajomych, używki i bogatych rodziców. Dlaczego z tego wszystkiego zrezygnował? Nie był szczęśliwy.

Wskazówką do prawdziwej radości był dla niego symbol krzyża. Właśnie tym najbardziej znanym znakiem dla chrześcijan posłużył się Bóg. W San Damiano Bóg zwrócił się do młodzieńca – „Franciszku, idź, napraw mój kościół dom, który, jak widzisz, cały idzie w ruinę”. Ktoś powiedział, że jest słowo jest ostrzejsze od miecza.

Jestem z małego miasteczka – Opatowa. Moja rodzina jest wierząca. Ale do pewnego wieczoru z 3 na 4 października nie byłem nie świadomy swojego chrześcijaństwa. Pierwsza klasa gimnazjum. Wieczorem w mojej rodzinnej parafii OO. Bernardynów odbywał się różaniec. Początek października był wtedy chłodny. Poszedłem do kościoła razem z bratem. Staliśmy na korytarzu w kościele, czekając na rozpoczęcie nabożeństwa. Obok nas przebiegł  starszy od nas o kilka lat sąsiad. Po chwili zawrócił. Zaprosił nas do wspólnego służenia. Twierdził, że sam nie poradzi sobie z kadzidłem. Podziękowaliśmy za współpracę. Jednak ostatecznie wylądowaliśmy przed ołtarzem. W kościele panował wtedy raczej rozgardiasz. Widać, każdy mógł założyć komże.

Wcześniej nie przywiązywałem wagi do tego wydarzenia. Jednak od niego zaczęła się moja przygoda z wiarą. Taki mój osobisty transitus trwający do dziś, czyli przejście do nowego życia. Zacząłem się wtedy otwierać, dotykać Kościoła i poznawać Pana. Najpierw Opatów, potem Kielce. Bernardyni zaowocowali. Na początku studiów, w październiku, wpisałem w Google hasło „duszpasterstwo akademickie”. Okazało się, że visa vi mojego wydziału jest klasztor kapucynów. Mam takie szczęście, że moją wiarą do dziś opiekuje się święty Franciszek.

Źródła

Nie chciałem napisać biografii w pigułce. Nie mogłem tego zrobić św. Franciszkowi. Więksi ode mnie o nim pisali. Jeżeli naprawdę będziesz chciał pogłębić swoją wiedzę na temat świętego, zalecam szukanie. Życiorysów jest kilka, w tym najlepiej zacząć od pierwszego, napisanego przez Tomasza z Celano. Potem zalecam coś ze wczesnych źródeł franciszkańskich. Można odkurzyć dzieła późniejsze. W pisaniu tego tekstu korzystałem z dwóch książek – „Obrazków z życia św. Franciszka z Asyżu” ojca Sylwestra Niewiadomego i bezcennej „Na szlakach św. Franciszka z Asyżu” w uzupełnieniu polskim. Niestety są one wręcz nieosiągalne w księgarniach. Wiedzę warto uzupełnić poprzez obejrzenie filmów o świętym. Bezcenny obraz „Brat Słońce, siostra Księżyc”, XXI-wieczny „Święty Franciszek z Asyżu”, czy inne wcześniejsze produkcje. Filmy, jak również poszerzająca tło całego życia książka „Kwiatki św. Franciszka”, to doskonały sposób na poczucie tła XIII-wiecznej Umbrii.

Literatura, muzyka, teatr, film. Obrazek dziecka z przedszkola, czy fresk z Bazyliki św. Franciszka w Asyżu. Świętego pokazywano przez wielu. Przedstawiany był w każdej możliwej formie. Ten artykuł  to tylko mała kropelka, która spływa do oceanu podziękowań, za to co Franciszek pozostawił po sobie. Pozostaje tylko dodać, że „brązowy wilk pokory” jest żywy w naszych sercach, w świadectwie. Żyje ono do dzisiaj w ludziach, którzy dzięki niemu żyją... żyją w Chrystusie. Przez Niego do dzisiaj wariaci zmieniają świat.