wtorek, 5 maja 2015

Zamknąłem się Broken #4


(Epizod trzeci) W dzieciństwie po raz pierwszy poczułem strach w zerówce. Godzina odbiorów. Po szkraby przychodzą rodzice. Mijają minuty, dochodzi godzina. Zostałem sam z wychowawczynią. Chciała ze mną pójść do parku. Wyjść na zewnątrz. Wolałem ze łzami w oczach czatować pod oknem. Był krzyk, złość, lament. Nikt nie przyszedł. Babcia zajęła się obiadem, obowiązkami, zapomniała. Po prostu zapomniała. Dzisiaj z pogodnym uśmiechem wspominam tę sytuacje. Jest świetnym przykładem lęku. Bo nie chcemy, żeby ktoś bliski o nas zapomniał. Potrzebujemy bezpieczeństwa, opieki, miłości. Chcemy być zapamiętani. Zaburzenie tej sfery komfortu powoduje lęk.

 
Tekst jest jednym z odcinków sezonu Broken – rozdziału mojego życia, który jest za mną. Dojrzałem do tego, żeby mówić o cierpieniu. W odcinkach chcę zawrzeć najgorsze, a w konsekwencji jedne z najważniejszych, sytuacji jakie mi się przytrafiły. Cel tych tekstów jest jeden – dać innym nadzieję.

Trzy miesiące wcześniej

Zagrożeniem dla człowieka nie jest grzech, świat, czy pokusy. Największym zagrożeniem jesteśmy my sami. Skupieni ciągle na sobie, swoich lękach i problemach. Nasze życie w 99,9% nie rozpadnie się przez boską czy szatańską interwencję. Nasze życie rozpada się przez nas, przez strach.

W ogóle źródłem każdego grzechu jest strach. Boimy się o to jak wyglądamy w oczach drugiego człowieka, w oczach Boga. Boimy się, że nie spełnimy oczekiwań, które często sami sobie nakładamy, śrubując je w nieskończoność. Boimy się, że zrobimy coś głupiego, że nas nie zauważą, że zauważą nasze wady. W konsekwencji popełniamy rzeczy głupie i grzeszne. Brak miłości wypełniamy lękiem. Bo natura nie lubi pustki. Jak nie mamy dobra w sobie i wokół, to szybko pojawia się coś innego. Lęk to brak miłości.

Co robię, gdy się boję? Zamykam się.

Straszna jest perspektywa Wieczernika po śmierci. Postawmy siebie w miejscu jednego z Apostołów. 3 lata chodzimy za Jezusem. Widzimy wszystko – cuda, znaki, gesty. Słuchamy przypowieści, które są głoszone tysiącom osób. Więcej – na osobności Mistrz nam wszystko tłumaczy. Jest naszym autorytetem. Zaprzyjaźniliśmy się z nim. Jemy z nim, chodzimy z nim, śpimy obok niego. Posiada cechy przywódcze. Myślimy, że razem z nim zdobędziemy Jerozolimę, nawet Izrael. Dla innych jest celebrytą, magikiem, showmanem. Słyszymy, że po cichu mówi się, że jest Mesjaszem. 

Jeszcze wczoraj słuchaliśmy Jego słów w świątyni. Dzisiaj został zamordowany. Nagle krzyk. Pustka. Lęk. Nie wiem co robić. Czy teraz kolej na mnie? Piotr gdzieś się zaszył. Kogo mam prosić o pomoc? Może lepiej ucieknę. Ale gdzie? I tak już nie ma nadziei. Zamknę się z innymi... Ale Apostołowie nawet nie boją się o to, czy to wszystko było ściemą. Oni boją się, że podzielą los Jezusa. Że po prostu zostaną ukrzyżowani przez Żydów za tę całą szopkę. Co zrobią ze strachu? Zrobią to, co robi wtedy prawdziwy, niedojrzały facet – zamkną się w sobie.

Pamiętam jak dziś, kiedyś potrafiłem pójść do babci na kilka dni. To już było po przeprowadzce od dziadków. Przenieśliśmy się na drugą stronę rodzinnego miasteczka. Najczęściej w gimnazjum, epizodycznie w szkole średniej. Często w wakacje. Szedłem do dziadków nie po to, żeby odpocząć, czy zebrać myśli. Ja się zwyczajnie bałem. Tego, że sobie ze wszystkim nie poradzę. Tego, co sobie o mnie myślą rówieśnicy. Tego, że nie mam odpowiednich stopni. Byłem wkurzony na cały świat. Odpuszczałem. Wyłączałem telefon. Zamykałem się przed całym światem. Uciekałem.

Co najgorsze doświadczenia z dzieciństwa, typu zarysowanie rowerem samochodu sąsiada, nauczyły mnie strachu. Do dziś pamiętam, jak nie mówiąc nikomu o lekkim zahaczeniu auta końcem kierownicy, wskoczyłem od razu pod kołdrę. Byłem w jednej z pierwszych klas podstawowych. Nikt mnie nie nauczył, co robić w takich ekstremalnych (z perspektywy dziecka) sytuacjach. „Zamknięcie się” było naturalnym zachowaniem. Jeszcze w dodatku później sąsiad na mnie nakrzyczał. Nic miłego. Ale przecież wystarczyło pójść do taty, pogadać, sprawa zakończyłaby się na uśmiechu i piwie dorosłych.

Najgorsze, że nawet w dorosłym życiu zdarzają mi się takie epizody zamknięcia. Nie odpisuję wtedy na SMS-y. Nie odczytuję wiadomości na Facebooku. W ekstremalnych momentach wyłączam telefon. Ostatnia stan apatii – ponad 2 miesiące bez social mediów. Przecież tak samo postąpili Apostołowie – zamknęli się „u babci”. Mieli jedzenie, mieli swoje gadżety, mieli w zasięgu dłoni rodzinę. Byli bezpieczni. Nie wierzyli, że to sytuacja przejściowa. Skupili się na uczuciach, emocjach, otoczce sytuacji. Zapomnieli kim są, kto ich kocha, kto jest ich Nauczycielem. Jasne, ktoś powie, że Wieczernik to nie domek dziadków, a ty to nie Apostołowie. Tylko jak czytam tę historię to czuję w nich strach. Abstrahując od sytuacji z pierwszych lat naszej ery – zdarzają się momenty, w których czuję lęk. Zdarza mi się, że robię wtedy najgłupszą rzecz ze wszystkich – zamykam się.

W lęku nie jesteś wyjątkowy

bp Grzegorz Ryś w książce „Wiara z lewej, prawej i Bożej strony” opisał dwa zupełnie różne obrazy Kościoła. Powiem więcej – dwa marginesy podejścia człowieka do Boga. Pierwszy – Apostołów zamkniętych w Wieczerniku. Drugi – wspólnotę z Dziejów Apostolskich, ludzi oddających się całkowicie Bogu. Sprzedających swoje majątki. Oddających pieniądze Apostołom. Kierujących się zasadą, aby dzielić dobro wspólne wobec indywidualnych potrzeb. Idea skupiająca się na Bogu i ludziach (czytaj ubóstwo). Bp Ryś podsumowuje ją słowami Wincentego à Paulo: „Nie pytaj, na co człowiek zasługuje, pytaj, czego potrzebuje”. Ta droga powinna być dla każdego chrześcijanina portem, celem, wskazówką. Jednak dzisiaj wydaje się prawie nieosiągalna. Przez wielu traktowana jako bajeczka. Bo znajduje się dopiero za horyzontem kryzysu. Jest nieosiągalna dla tych, którzy się boją. Dla tych, którzy się zamykają.

Bp Ryś pisze również o strachu prawie całego Kościoła. Przytacza tak mało znanych świętych jak bł. Maria z Yorku, żony rzeźnika, dzięki której jedyne Msze Święte odbywały się w sklepiku rzeźni, gdy cały Kościół katolicki trząsł portkami, po tym jak król Henryk VII zakazał katolickiego kultu. Wspomina św. Katarzynę ze Sieny z XIV wieku, która nie umiała pisać, a podyktowała list do papieża ze zwrotem: „Ty tchórzu”. Podkreśla decyzję Boga, który nie wybrał Jerozolimy cz Rzymu na miejsce swoich urodzin, a zapadłą wiochę – Betlejem. W Nowym Testamencie na swoich uczniów wybiera bandę chłopaków z osiedla, a nie faryzeuszy i uczonych w piśmie. Odkurza starotestamentalne historie: najmłodszego syna, biegającego po polach z cytrą – Dawida, czy wyboru Jakuba „trzymającego się maminej spódnicy”. Bp Ryś podkreśla te sylwetki jednym zdaniem: „Bóg wybiera to, co małe”.

Recepta na lęk? Miłość, zaufanie, odwaga. Nie staraj się zwalczyć lęku, bo to nie możliwe. Spróbuj go zrównoważyć dobrem. Bo to jest jak z walką z grzechem. Nie da się nie grzeszyć. Da się kreować i dawać dobro. Tyle. Aż tyle.