(Epizod trzeci) W dzieciństwie po raz pierwszy poczułem
strach w zerówce. Godzina odbiorów. Po szkraby przychodzą rodzice. Mijają
minuty, dochodzi godzina. Zostałem sam z wychowawczynią. Chciała ze mną pójść
do parku. Wyjść na zewnątrz. Wolałem ze łzami w oczach czatować pod oknem. Był
krzyk, złość, lament. Nikt nie przyszedł. Babcia zajęła się obiadem,
obowiązkami, zapomniała. Po prostu zapomniała. Dzisiaj z pogodnym uśmiechem
wspominam tę sytuacje. Jest świetnym przykładem lęku. Bo nie chcemy, żeby ktoś
bliski o nas zapomniał. Potrzebujemy bezpieczeństwa, opieki, miłości. Chcemy
być zapamiętani. Zaburzenie tej sfery komfortu powoduje lęk.
Tekst jest jednym z
odcinków sezonu Broken – rozdziału
mojego życia, który jest za mną. Dojrzałem do tego, żeby mówić o cierpieniu. W odcinkach
chcę zawrzeć najgorsze, a w konsekwencji jedne z najważniejszych, sytuacji jakie
mi się przytrafiły. Cel tych tekstów jest jeden – dać innym nadzieję.
Trzy miesiące wcześniej
Zagrożeniem dla człowieka nie jest grzech, świat, czy
pokusy. Największym zagrożeniem jesteśmy my sami. Skupieni ciągle na sobie,
swoich lękach i problemach. Nasze życie w 99,9% nie rozpadnie się przez boską
czy szatańską interwencję. Nasze życie rozpada się przez nas, przez strach.
W ogóle źródłem każdego grzechu jest strach. Boimy się o to
jak wyglądamy w oczach drugiego człowieka, w oczach Boga. Boimy się, że nie
spełnimy oczekiwań, które często sami sobie nakładamy, śrubując je w
nieskończoność. Boimy się, że zrobimy coś głupiego, że nas nie zauważą, że
zauważą nasze wady. W konsekwencji popełniamy rzeczy głupie i grzeszne. Brak
miłości wypełniamy lękiem. Bo natura nie lubi pustki. Jak nie mamy dobra w
sobie i wokół, to szybko pojawia się coś innego. Lęk to brak miłości.
Co robię, gdy się
boję? Zamykam się.
Straszna jest perspektywa Wieczernika po śmierci. Postawmy
siebie w miejscu jednego z Apostołów. 3 lata chodzimy za Jezusem. Widzimy
wszystko – cuda, znaki, gesty. Słuchamy przypowieści, które są głoszone
tysiącom osób. Więcej – na osobności Mistrz nam wszystko tłumaczy. Jest naszym
autorytetem. Zaprzyjaźniliśmy się z nim. Jemy z nim, chodzimy z nim, śpimy obok
niego. Posiada cechy przywódcze. Myślimy, że razem z nim zdobędziemy
Jerozolimę, nawet Izrael. Dla innych jest celebrytą, magikiem, showmanem.
Słyszymy, że po cichu mówi się, że jest Mesjaszem.
Jeszcze wczoraj słuchaliśmy Jego słów w świątyni. Dzisiaj
został zamordowany. Nagle krzyk. Pustka. Lęk. Nie wiem co robić. Czy teraz kolej
na mnie? Piotr gdzieś się zaszył. Kogo mam prosić o pomoc? Może lepiej ucieknę.
Ale gdzie? I tak już nie ma nadziei. Zamknę się z innymi... Ale Apostołowie
nawet nie boją się o to, czy to wszystko było ściemą. Oni boją się, że podzielą
los Jezusa. Że po prostu zostaną ukrzyżowani przez Żydów za tę całą szopkę. Co
zrobią ze strachu? Zrobią to, co robi wtedy prawdziwy, niedojrzały facet –
zamkną się w sobie.
Pamiętam jak dziś, kiedyś potrafiłem pójść do babci na kilka
dni. To już było po przeprowadzce od dziadków. Przenieśliśmy się na drugą
stronę rodzinnego miasteczka. Najczęściej w gimnazjum, epizodycznie w szkole
średniej. Często w wakacje. Szedłem do dziadków nie po to, żeby odpocząć, czy
zebrać myśli. Ja się zwyczajnie bałem. Tego, że sobie ze wszystkim nie poradzę.
Tego, co sobie o mnie myślą rówieśnicy. Tego, że nie mam odpowiednich stopni.
Byłem wkurzony na cały świat. Odpuszczałem. Wyłączałem telefon. Zamykałem się
przed całym światem. Uciekałem.
Co najgorsze doświadczenia z dzieciństwa, typu zarysowanie rowerem
samochodu sąsiada, nauczyły mnie strachu. Do dziś pamiętam, jak nie mówiąc
nikomu o lekkim zahaczeniu auta końcem kierownicy, wskoczyłem od razu pod
kołdrę. Byłem w jednej z pierwszych klas podstawowych. Nikt mnie nie nauczył,
co robić w takich ekstremalnych (z perspektywy dziecka) sytuacjach. „Zamknięcie
się” było naturalnym zachowaniem. Jeszcze w dodatku później sąsiad na mnie
nakrzyczał. Nic miłego. Ale przecież wystarczyło pójść do taty, pogadać, sprawa
zakończyłaby się na uśmiechu i piwie dorosłych.
Najgorsze, że nawet w dorosłym życiu zdarzają mi się takie epizody
zamknięcia. Nie odpisuję wtedy na SMS-y. Nie odczytuję wiadomości na Facebooku.
W ekstremalnych momentach wyłączam telefon. Ostatnia stan apatii – ponad 2
miesiące bez social mediów. Przecież
tak samo postąpili Apostołowie – zamknęli się „u babci”. Mieli jedzenie, mieli
swoje gadżety, mieli w zasięgu dłoni rodzinę. Byli bezpieczni. Nie wierzyli, że
to sytuacja przejściowa. Skupili się na uczuciach, emocjach, otoczce sytuacji.
Zapomnieli kim są, kto ich kocha, kto jest ich Nauczycielem. Jasne, ktoś powie,
że Wieczernik to nie domek dziadków, a ty to nie Apostołowie. Tylko jak czytam
tę historię to czuję w nich strach. Abstrahując od sytuacji z pierwszych lat
naszej ery – zdarzają się momenty, w których czuję lęk. Zdarza mi się, że robię
wtedy najgłupszą rzecz ze wszystkich – zamykam się.
W lęku nie jesteś
wyjątkowy
bp Grzegorz Ryś w książce „Wiara z lewej, prawej i Bożej
strony” opisał dwa zupełnie różne obrazy Kościoła. Powiem więcej – dwa
marginesy podejścia człowieka do Boga. Pierwszy – Apostołów zamkniętych w
Wieczerniku. Drugi – wspólnotę z Dziejów Apostolskich, ludzi oddających się
całkowicie Bogu. Sprzedających swoje majątki. Oddających pieniądze Apostołom. Kierujących
się zasadą, aby dzielić dobro wspólne wobec indywidualnych potrzeb. Idea
skupiająca się na Bogu i ludziach (czytaj ubóstwo). Bp Ryś podsumowuje ją
słowami Wincentego à Paulo: „Nie pytaj, na co człowiek zasługuje, pytaj, czego
potrzebuje”. Ta droga powinna być dla każdego chrześcijanina portem, celem,
wskazówką. Jednak dzisiaj wydaje się prawie nieosiągalna. Przez wielu
traktowana jako bajeczka. Bo znajduje się dopiero za horyzontem kryzysu. Jest
nieosiągalna dla tych, którzy się boją. Dla tych, którzy się zamykają.
Bp Ryś pisze również o strachu prawie całego Kościoła.
Przytacza tak mało znanych świętych jak bł. Maria z Yorku, żony rzeźnika,
dzięki której jedyne Msze Święte odbywały się w sklepiku rzeźni, gdy cały
Kościół katolicki trząsł portkami, po tym jak król Henryk VII zakazał
katolickiego kultu. Wspomina św. Katarzynę ze Sieny z XIV wieku, która nie
umiała pisać, a podyktowała list do papieża ze zwrotem: „Ty tchórzu”. Podkreśla
decyzję Boga, który nie wybrał Jerozolimy cz Rzymu na miejsce swoich urodzin, a
zapadłą wiochę – Betlejem. W Nowym Testamencie na swoich uczniów wybiera bandę
chłopaków z osiedla, a nie faryzeuszy i uczonych w piśmie. Odkurza
starotestamentalne historie: najmłodszego syna, biegającego po polach z cytrą –
Dawida, czy wyboru Jakuba „trzymającego się maminej spódnicy”. Bp Ryś podkreśla
te sylwetki jednym zdaniem: „Bóg wybiera to, co małe”.
Recepta na lęk? Miłość, zaufanie, odwaga. Nie staraj się
zwalczyć lęku, bo to nie możliwe. Spróbuj go zrównoważyć dobrem. Bo to jest jak
z walką z grzechem. Nie da się nie grzeszyć. Da się kreować i dawać dobro.
Tyle. Aż tyle.