Czy zadałeś sobie kiedykolwiek pytanie: co byłbyś w stanie zrobić dla drugiej osoby? Dla rodziców, rodzeństwa, przyjaciół? Co mógłbyś maksymalnie poświęcić? Czy gdyby dzisiaj wybuchła wojna, gdy wschodnia granica byłaby zagrożona, to czy zostawiłbyś swoje plany, pracę, pasje dla innych Polaków?
„Jestem tak podniecony, że nie mogę usiedzieć w miejscu ani myśleć. Takie podniecenie może czuć tylko wolny człowiek. Wolny człowiek u progu podróży, której kres jest niepewny” – Red.
Złośliwcy mogą powiedzieć, że to owoce Misji Świętych. W mojej rodzinnej parafii minął od nich miesiąc, a już doczekaliśmy się franciszkańskich rewolucji. W zakonach normą jest przenoszenie braci średnio co kilka lat do innego klasztoru. Dlatego nie ma co płakać, lamentować, pisać zażaleń, bo na taki moment się umawialiśmy. Ojcowie mają nam służyć, ale tylko przez chwilę. Jedzą z nami kolacje, rozmawiają, udzielają sakramentów, są. Istnieje możliwość, że za bardzo przywiążą się do człowieka, do miejsca, do tego, co robili. Dlatego biorąc przykład z Jezusa, muszą być w ruchu.
Po ludzku zawsze taki moment boli. Każde rozstanie to moment nieprzyjemny. Przypominam sobie teraz byłe związki, byłych przyjaciół, byłe wakacyjne chwile nowych znajomości. Z jednej strony coś kuje pod serduchem. Ale rewersem zawsze będzie, ile się nauczyłem od tych osób. Niech ten tekst będzie laurką, niech ocieka miodem, niech będzie podziękowaniem. Jestem szczęściarzem, że was poznałem. Cieszę się jeszcze bardziej – bo coś czuję, że dzisiaj nie będzie naszym ostatnim spotkaniem.
Mistrz
Kiedyś zawodnik ŁKS-u. Transfery to jego życie – Bzurz Ozorków, Kalwarianka, Jutrzenka. Dokonuje ich nie tylko w coraz to nowszych częściach Fify. Świetnie sprawdza się w roli szkoleniowca również w realu (zaproszenie od Realu Madryt z pewnością by przyjął, ale to jednak oddany fanatyk AC Milan). Z ministrantami kilkakrotnie sięgnął po tytuł Mistrza Polski (w tym roku wreszcie w najważniejszej kategorii). Mistrz Europy w piłkę nożną księży. Z powołania franciszkanin. Z pasji piłkarz.
O. Ezechiela Lasotę znam od lat. Ile to już 7, 8... Był moim katechetą w liceum. Na jego zajęciach nauczyłem się... grać w pokera, siedzieć podczas zajęć na ławce, gawędzić. Można było z ojcem pogadać o wszystkim: o Bogu, o in vitro, o lidze włoskiej. Na katechezie po raz pierwszy słuchałem konferencji księdza Pawlukiewicza. Pałam do niego miłością do dzisiaj.
Katecheza piłką nożną była również prowadzona na spotkaniach ministrantów, których ojciec był opiekunem. W liceum dostałem od niego odpowiedzialną funkcję – prowadzenie spotkania dla ministrantów młodszych. Miałem pod sobą 13 chłopaków z podstawówki. Najpierw przygotowywałem kandydatów, później prowadziłem ich formacje. Po raz pierwszy czułem się odpowiedzialny za to, co i jak mówię. Było super!
Czego mnie nauczył "Ezi"? Tego, że można żyć pasją. Powołanie to oczywiście sprawa pierwszorzędna. Nie ma znaczenia czy to będzie Bóg, brat zakonny i habit, czy Bóg, żona i dom. Ale człowiek, który żyje tylko rodziną, obowiązkami, pracą, to według mnie człowiek nieszczęśliwy. Dopiero dzięki pasji sprawy pierwszorzędne nabierają znaczenia.
Orkiestra
Google milczy o naszym drugim bohaterze. To dziwne, bo ma medialną smykałkę. (Wreszcie ktoś) założył parafialnego fanpage'a. Prowadzi go z powodzeniem. Świetnie relacjonuje to, co się dzieje w naszej małej ojczyźnie. Robi zdjęcia, filmiki, reportaże. Może w przyszłości będzie to jego pasja.
O. Alojzy Garbarz to najlepszy przykład na to, że rok to bardzo dużo. Nie boję się tego powiedzieć – w 365 dni zrobił w parafii więcej, niż inni (nie)próbowali przez lata. Było go wszędzie pełno. Katecheta w gimnazjum, opiekun Franciszkańskiej Młodzieży oazowej, czuwał nad Akcją Katolicką, jeszcze założył grupę Odnowy w Duchu Świętym. Prowadzenie wspólnot, czy posługa duszpasterska to jedno.
Drugie oblicze ojca to inicjowanie wydarzeń, i to jeszcze z kościelną pompą. Rozpoczął Opatowskie Wieczory Uwielbienia (gdzie przychodziło do setki osób), zorganizował Ekstremalną Drogę Krzyżową (tam już osoby były liczone w setkach), zapraszał na weekendowe wyjazdy na kajaki. Najmilej będę wspominał trzyosobową wyprawę na wiosłowanie po Wieprzu (nazwa idealnie pasuje do wczorajszej Ewangelii). Granie w kręgle, pizza na rynku w Zamościu, powrót – rozmowa świadectwo. Wyjątkowy facet. Człowiek orkiestra.
Czego mnie nauczył mnie o. Alojzy? Tego, że rok to bardzo dużo. Że jak się bardzo chce, to w rok można zostać opatowskim celebrytą, można przekonać do siebie wielu ludzi, można zrobić wiele dobrego. Bo zapamiętam jego pobyt w Opatowie jako poradnik, jak robić innym dobro.
Żyć Ewangelią
Z opatowskiego klasztoru odchodzi jeszcze br. Damazy Bucior, zakrystianin. Te trzy sylwetki uczą mnie poświęcenia. Tego, że można "tracić" czas dla drugiego człowieka. Porównam ich nawet do czwórki przyjaciół z dzisiejszej Ewangelii, do osób które potrafią odstawić na bok swoje zażalenia, żeby pomóc tym, którzy nie mogą ruszyć się z miejsca. Bo oczywiście, że do postaw tej trójki mam wiele uwag, mógłbym napisać im list rozwodowy z tym, co powinni poprawić. Ale tak sobie myślę, że jak kogoś żegnamy, to zawsze wracamy do tym dobrych chwil. Ja mam ich dużo.
Jeszcze czeka nas celebracja uścisków... Powiedzieć szczere dziękuję będzie szansa dzisiaj o godz. 16 w Klasztorze O.O. Bernardynów w Opatowie na Mszy. Po niej na hali sportowej Liceum Ogólnokształcącego zostanie rozegrany mecz. Po nim ok. 18 będzie grill w klasztornym ogrodzie. Zapraszam nie tylko w swoim imieniu.
Pytajniki #2 (Mt 9, 1-8): A Ty, kogo dzisiaj podniosłeś z ziemi? Co byłbyś w stanie zrobić dla drugiej osoby? Dla rodziców, rodzeństwa, przyjaciół? Co mógłbyś maksymalnie poświęcić? Czy gdyby dzisiaj wybuchła wojna, gdy wschodnia granica byłaby zagrożona, to czy zostawiłbyś swoje plany, pracę, pasje dla innych Polaków?
Więcej pytajników zadasz sobie po przeczytaniu tekstu o Misjach w Opatowie :P